https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kilka rzeczy, których politycy o nas nie wiedzą

Jerzy Surdykowski
ADVOCATUS DIABOLI: Gdyby rząd uważał nas za obywateli, to nie wprowadzałby chaotycznie ustawy antyhazardowej.

Są kropelki, przez które widać ocean. Na przykład spór rajców stołecznego miasta Krakowa o opłaty parkingowe: najpierw jedna grupa zaproponowała zniesienie opłat w soboty, ostatnio głos ma inna, która chce nie tylko je podnieść, ale zaostrzyć reżim płatnego parkowania, by obowiązywał do godziny 22, jak nigdzie w Polsce. No i pewnie bardziej pazerna zwycięży, bo budżet pożre każde pieniądze.

Nie jest to jednak tylko rozgrywka między kieszenią kierowców (każdy wolałby mniej płacić i mieć wolne miejsca) a miejską kasą; jest to kropelka, przez którą widać ocean degeneracji władzy. Prześwietnych rajców wybierają bowiem obywatele Krakowa, a nie namaszcza bliżej nieokreślona siła wyższa (na pewno nie Boża, bo inaczej by się zachowywali). Jeśli tak, to ludzie, których wynieśliśmy na fotele, są nam coś winni, przynajmniej poważne traktowanie.

A prócz tego należałoby serdeczniej myśleć o nas, wyborcach, a nie tylko o budżecie. Na przykład gdyby rajcy wiedzieli, że jesteśmy ich mocodawcami, a nie tylko masą "mieszkańców", zadbaliby o to, by krakowianie mieli przywileje parkingowe w weekendy i po godzinach szczytu dla łatwiejszego korzystania z walorów (podobno) stolicy kultury. Tymczasem obywatele i wyborcy są dla nich taką samą tłuszczą jak wszyscy przyjezdni, którą trzeba najskuteczniej ograbić.

Gdyby prześwietnym rajcom nie było obce poczucie odpowiedzialności, spieraliby się nie o to, jak nas wydoić, lecz dlaczego zatwierdzili zakup automatów parkingowych przestarzałych i nieprzyjaznych już w chwili zainstalowania. Przecież są systemy, które nie tylko sprawnie wydają resztę, a jeśli się płaci kartą chipową, można nawet uzyskać zwrot nadpłaty.

Gdyby rząd uważał nas za obywateli i swych mocodawców, to nie wprowadzałby w trybie chaotycznym ustawy antyhazardowej, która nagle pozbawi pracy kilkadziesiąt tysięcy ludzi, ale przedstawił warianty rozwiązania problemu, które można przedyskutować w Sejmie. Podobnie w ważniejszych sprawach: wiadomo, jakim utrapieniem jest niesprawna opieka zdrowotna albo jakim ciężarem dla państwa są mało uzasadnione przywileje emerytalne grup, które coś sobie wywalczyły w czasach hojniejszego rozdawnictwa.

W tych i podobnych kwestiach kolejne rządy wykazują kompletną bezradność, bo gdy tylko padnie propozycja, zaraz zagrożeni urządzają demonstrację w Warszawie (czasem z paleniem opon, czasem tylko z hałasem grzechotek) i wraca marazm. A przecież gdyby traktowano nas po obywatelsku, już dawno byłyby sformułowane warianty rozwiązań, a jak nie wystarczyłaby dyskusja w Sejmie - bo służy on głownie do kłótni - to można byłoby sięgnąć po referendum. Wtedy władzy pozostawałaby realizacja tego, co poparła większość jej mocodawców.

Gdyby tak traktowała nas każda władza - gminna, miejska, państwowa - wkrótce pokochalibyśmy ją, tak jak kochaliśmy pamiętny rząd Tadeusza Mazowieckiego, który wdrażał najbardziej bolesne reformy w naszych dziejach. Ale niestety, jest, jak jest; obojętnie, ile razy premier mówi o zaufaniu, i tak my wam nie ufamy, bo traktujecie nas jak masę, którą trzeba raz na cztery lata zmamić obiecankami i pokazać kolorowe zabawki. Wy nam też nie ufacie, bo nie wiecie o nas rzeczy najważniejszej: nie jesteśmy durniami, jesteśmy w stanie dać z siebie wiele, musimy tylko widzieć w tym sens. Jak dotąd przyjazne państwo pozostaje tylko sloganem służącym reklamie Palikota i palikotyzmu.

Blisko szczytu w tej ignorancji znalazł się niedawno pan Grzegorz Napieralski, nieco operetkowy przewodniczący lewicy, kiedy powiedział, że jeśli coś się udało rządowi Tuska, to dzięki staraniom SLD. Tak zachowuje się przysłowiowa żaba w kuźni: pan przewodniczący nie wie, że jeśli ropucha zbytnio napiera, by i ją podkuto, napyta sobie biedy. Zwłaszcza wobec takiego sukcesu, jakim jest niedawne porozumienie lewicy pobożnej z lewicą bezbożną nad zwłokami telewizji publicznej: o rzetelnej prawicy nie ma co mówić.

Premier też nie lepszy. Wprawdzie jego ostatnie przemówienie było nieco krótsze niż rozwlekłe expose sprzed dwu lat, ale wiemy, że miały być reformy, a zostały ledwie stringi. Tylko politycy wciąż nie pojmują, że my to wiemy od dawna.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska