Chodzi o ponadstuletni fort N-10 "Prądnik Biały" przy ul. Wybickiego 5. Był on - do momentu rozbiórki - częściowo zachowany. Istniał 40-metrowej długości, parterowy blok koszarowy, w okresie powojennym obudowany halą produkcyjno-magazynową, a także nasypy ziemne z reliktami zieleni fortecznej. Zabytek wyburzono wraz z innymi obiektami, magazynami, wiatami i garażami, które inwestor - planujący wzniesienie na tym terenie 7-opiętrowych bloków - mógł rozebrać. Nie miał natomiast pozwolenia na wyburzenie samego fortu. Przeciwnie: jego relikty miały zostać zrewitalizowane i wyeksponowane.
Według relacji dewelopera - a także jego syna, który miał pełnomocnictwo do reprezentowania ojca - pod koniec 2017 r. nie znaleźli oni swojego fortu w ewidencji zabytków ani w internetowym miejskim systemie informacji przestrzennej. Uznali więc, że przestał być zabytkiem. To wtedy mieli zdecydować o zmianie planów i rozbiórce obiektu. Jednak ten element Twierdzy Kraków ze spisu zabytków wcale nie został wykreślony, tylko urzędniczka - pracownica Biura miejskiego konserwatora - przy przenoszeniu informacji ze starej gminnej ewidencji do nowej popełniła błąd: przypisała mu inny adres, przy ul. Wielickiej.
- Deweloper to jest łatwy cel. O deweloperach generalnie źle się mówi, zwłaszcza w Krakowie, bo o Krakowie się mówi jako o mieście deweloperów - stwierdził w środę na rozprawie apelacyjnej przed krakowskim sądem obrońca syna dewelopera, adwokat Piotr Mucha. - Nikt się natomiast nie zastanowił, jak można w takiej sytuacji przypisać inwestorowi bezprawność czynu, skoro na tę rozbiórkę uzyskał stosowną zgodę administracyjną. Ona została wydana na skutek błędu urzędniczego, urząd niewątpliwie powinien wnieść sprzeciw co do zamiaru rozbiórki, po ustaleniu, że jednak obiekt podlega ochronie. Jednak taki sprzeciw nie został wniesiony. Ale teraz nie można obciążać obywatela konsekwencjami błędu urzędniczego - mówił adwokat, przekonując, że wyrok dla inwestora powinien być uniewinniający.
Obrońcy dewelopera, jego syna, kierownika budowy oraz projektanta - czyli osób związanych ze sprawą rozbiórki zabytku - starali się wykazać, że w swoich działaniach dochowali oni należytej staranności, kierowali się posiadanym doświadczeniem, a fortu nie wyburzono świadomie i umyślnie. Adwokaci mówili o "totalnym zepchnięciu odpowiedzialności z urzędu, urzędników".
- Gdyby prokuratura chciała być w tej sprawie konsekwentna, to postawienie oskarżonym zarzutów to jest jedna rzecz. Ale na tej ławie oskarżonych powinna siedzieć jeszcze jedna osoba - ten urzędnik, który popełnił błąd, doszło do literówki, źle przeniesiono ewidencję zabytków z jednego miejsca w drugie - wytykał adwokat Piotr Mucha. Jak wskazał, tymczasem urzędnik jest traktowany ulgowo, nie mówi się o tym, że powinien da razy sprawdzić itd. - Tu są podwójne standardy - kwitował.
Do wydanego ponad rok temu wyroku w sprawie rozbiórki fortu zostały złożone apelacje zarówno obrońców oskarżonych, jak i prokuratora Prokuratury Rejonowej Kraków Prądnik Biały. Na środowej rozprawie odwoławczej prok. Małgorzata Nowotny stwierdziła, że osoby, których dotyczy wyrok pierwszej instancji, mają duże doświadczenie i wiedzę w zakresie prowadzenia inwestycji. Dlatego prokuratura nie zgadza się z decyzją sądu stwierdzającą, że działali nieumyślnie.
- Osoby, które prowadziły inwestycję, działały w określonym kierunku. To nie było przypadkowe zniszczenie, uszkodzenie zabytku kultury - przekonywała prokurator Nowotny. - To było działania ukierunkowane na osiągnięcie pewnego celu ich działalności gospodarczej.
Prokuratura wniosła o nieuwzględnienie apelacji złożonych przez obrońców. W jej opinii apelacje te "zmierzają do uniknięcia odpowiedzialności przez oskarżonych".
Ze względu na zawiłość sprawy za ok. dwa tygodnie ma się odbyć kolejna rozprawa.
Sprawa apelacyjna dotyczy decyzji sądu, zgodnie z którą deweloper Franciszek D. i jego syn Daniel D. zostali uznani za winnych nieumyślnego doprowadzenia do zniszczenia zabytku, części zespołu fortyfikacji Twierdzy Kraków o wartości prawie 7 mln zł, bez uprzedniego dokładnego sprawdzenia, czy jest on nadal wpisany do ewidencji zabytków. Sąd skazał każdego z nich na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata oraz grzywny po 50 tys. złotych. Architektowi Grzegorzowi L., który podpisał się pod projektem rozbiórki, sąd wymierzył z kolei karę sześciu miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata i karę grzywny - 5 tys. złotych.
W sądzie sprawa wróciła na wokandę, tymczasem pośród wznoszonych bloków przy ul. Wybickiego deweloper - zgodnie z warunkiem, jaki dla inwestycji postawił miejski konserwator - odbudował rozebrany blok koszarowy. Końcem czerwca obiekt ten - wraz z garażem podziemnym - uzyskał pozwolenie na użytkowanie.
Były poseł Janusz P. aresztowany w sprawie gigantycznych oszustw
