Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolenda-Zaleska: Zdania o detektywie Rutkowskim nie zmieniłam

Katarzyna Kachel
Katarzyna Kolenda-Zaleska, dziennikarka, autorka książek.  Zrealizowała m.in. filmowy dokument  "Chwilami życie bywa znośne" poświęcony Wisławie Szymborskiej.
Katarzyna Kolenda-Zaleska, dziennikarka, autorka książek. Zrealizowała m.in. filmowy dokument "Chwilami życie bywa znośne" poświęcony Wisławie Szymborskiej. fot. Krzysztof Dubiel, TVN
- Dziennikarz nie powinien być zimny jak lodówka. Nie może też być gorący jak gotująca się woda w czajniku - mówi Katarzyna Kolenda-Zaleska. W rozmowie z Katarzyną Kachel wspomina swoich nauczycieli zawodu Jerzego Turowicza i Macieja Szumowskiego, opisuje emocje towarzyszące wywiadom z wielkimi tego świata, wpadki i uzależnienia.

"Kazirodztwo jest OK" - co myślisz, gdy widzisz taką okładkę tygodnika?
Że ktoś upadł na głowę. I że ludzie dla zwiększenia sprzedaży są dziś w stanie zrobić wszystko.

Niesmak?
Też, bo granice zostały przekroczone, co mnie - wychowanej w starej krakowskiej szkole dziennikarskiej i na "Tygodniku Powszechnym" - nie mieści się w głowie. Popatrz na okładki "Time". Co za artystyczna doskonałość, a przy okazji wyrafinowana gra z czytelnikiem. Nie obrażanie jego inteligencji.

Jak oceniasz poziom dyskusji bohaterów afery taśmowej?
Święta nie jestem i też potrafię siarczyście zakląć. Wulgaryzmy mnie zbytnio nie zbulwersowały. Wzburzyło mnie co innego, zwłaszcza przy publikacji rozmowy prezesa NBP Marka Belki z ówczesnym szefem MSW Bartłomiejem Sienkiewiczem - lekceważenie, może nawet pogarda wobec drugiego człowieka, ten rechot wypływający z każdego zdania. Uświadomiło mi to, że za kulisami polityki dzieją się nieciekawe rzeczy.

Nie wiedziałaś o tym?
W tamtym momencie jakoś wyraźniej to do mnie dotarło. Choć zdaję sobie sprawę, że dużo w tych rozmowach było męskiego puszenia się, elementów gry, pokazywania, jakim się jest macho. To zachowania, które nie należą wyłącznie do świata polityki. Takie jest życie. Ale sama rozmowa - po wycięciu didaskaliów - była ciekawa. Bo to jednak była rozmowa o państwie, a nie tylko o tym jak wygrać wybory z PiS-em.

Sposób prezentowania materiałów przez "Wprost" nie wzbudził Twoich wątpliwości?
Miałam mieszane uczucia. Nie podobało mi się na przykład, że zamiast konkretnych cytatów z taśm, w wielu momentach znalazły się wyłącznie opisy. Tak więc do końca nie wiedzieliśmy, jak toczyła się realna rozmowa. Rozumiem, że pokusa publikacji była duża i wiele rzeczy działo się w pośpiechu. Tyle że pośpiech nie zawsze działa na korzyść. I to się zemściło. Nie podobały mi się także sensacyjne zapowiedzi redakcji z rozmowy Sienkiewicza, że państwo działa fragmentami. Wyrwane z kontekstu zdanie miało swoją siłę, którą chętnie wykorzystała opozycja, ale po wczytaniu się w wywiad okazało się, że chodzi o coś innego. Jestem akurat po lekturze książki o aferze Watergate. Absolutnie tych dwóch zdarzeń nie da się porównać. Przywołuję ją jednak dlatego, bo doskonale pokazuje profesjonalną pracę dziennikarzy. Taką, kiedy każdą informację sprawdza się po 10 razy. Dokładnie. Po czym każdy detal kontrolował także redaktor nadzorujący. Nic nie było robione na łapu-capu, trwało tygodniami, choć presja była wielka. No ale wtedy nie było Internetu, który wszystko zmienił.

Nigdy Ci się nie zdarzyło popełnić grzechu pośpiechu?
No pewnie, że nieraz się na tym przejechałam. Bo przecież też pracuję w newsach, co oznacza szybkie tempo. Wystarczy przypomnieć moich słynnych "prawdziwych Polaków" (przytaczając słowa Jarosława Kaczyńskiego sprzed Pałacu Prezydenckiego w materiale TVN zamiast "wolni Polacy" znaleźli się "prawdziwi"), którzy się za mną ciągną od paru lat. Moja wina, bo uwierzyłam koleżance. I biję się do dziś w piersi, bo przecież mogłam wstrzymać wówczas emisję. Przełożyć ją. Posprawdzać dokładniej, bo dźwięk z tego nocnego spotkania był fatalny. Zabrakło mi wówczas tej refleksji, czego żałuję, bo rzetelność rzutuje na naszą wiarygodność. Dziennikarz, jakby nie patrzeć, jest osobą publicznego zaufania.

Powiedziałaś kiedyś, że dziennikarz nie może sobie pozwolić na emocje. Da się tak?
Cały czas się tego uczę. Z jednej strony uważam, że dziennikarz nie powinien epatować swoimi uczuciami, a ma być jedynie pośrednikiem w przekazywaniu informacji. Nie może być więc bohaterem tej historii. Ale z drugiej strony emocje są czasem potrzebne, by oddać nastrój.

Kiedy je wykorzystałaś?
W Rzymie, gdy umierał Jan Paweł II. Robiłam wówczas wszystko, by się nie rozryczeć przed kamerą. Podobnie przy katastrofie smoleńskiej. Nie mogłam epatować swoimi łzami czy łkaniem. Kogo to by obchodziło w tamtym momencie? Ludzie mają własne odczucia, a dziennikarz musi wtedy zrobić krok do tyłu, wycofać się. Starałam się wówczas relacjonować z dystansem, ale jednocześnie znaleźć taki balans, by widzowie mogli poczuć emocje, które wtedy wszystkim towarzyszyły. Można było to uzyskać przez zdjęcia, słowa, rozmówców, którzy stają przed kamerą. Dziennikarz nie powinien być zimny jak lodówka. Nie może też być gorący jak gotująca się woda w czajniku.

Detektyw Rutkowski potrafił wyprowadzić Cię z równowagi.
Każdy ma swoje wpadki, nie byłam wtedy w dobrej formie, bo ta rozmowa o Madzi z Sosnowca miała miejsce dwa dni po śmierci pani Wisławy Szymborskiej. Nie poradziłam sobie psychicznie ze zderzeniem tych światów. Ale muszę powiedzieć, że zdania o detektywie nie zmieniłam i nie wycofuję się z oskarżeń, które rzuciłam w jego stronę. To typ człowieka, który potrafi narobić więcej szkody, niż komukolwiek pomóc. A najbardziej wkurza mnie to, że zrobiłam trzy duże filmy dokumentalne, wywiady z byłym prezydentem Stanów Zjednoczonych, sekretarzami stanu USA, premierami wszystkich najważniejszych krajów europejskich, w tym i z Angelą Merkel, z Tony Blairem, z Jose Manuel Barroso, a ciągle - i ty też - wypomina mi się tamten dziesięciominutowy wywiad bez znaczenia. Nie zamierzam już się na ten temat wypowiadać.

Bywa, że zjada Cię stres. Słyszałam, że jego poziom stopniujesz w carterach.
Od czasu wywiadu z Jimmy Carterem. 10 to maksimum, wtedy je osiągnęłam. Ale z reguły jest mniej.

A jak często cartery idą w górę?
Do dziewięciu już kilka razy dochodziłam.

Przy kim?
Przy Tonym Blairze choćby. I to nie wiedzieć czemu, bo był uroczy i świetnie przygotowany. Do dziś jestem pod wrażeniem jego profesjonalnej szkoły wypowiadania się, tak by było: krótko, zwięźle, inteligentnie, precyzyjnie. Żadnego lania wody.

Przy Allenie zaczęłaś mówić tak cicho, że Cię nie usłyszał. To prawda?
Tak. "I can't hear you, darling" - wypowiedziane przez reżysera jest prawdziwym hitem wśród moich znajomych. Wtedy jeszcze nie miałam co prawda skali Cartera, ale na pewno Woody Allen kwalifikował się spokojnie do dziesięciu.

Odchorowujesz później takie wywiady?
Jasne. Nerwy, zaangażowanie, momenty, które aż tak bardzo mnie pochłaniają, wymagają później jakiegoś zresetowania.

Siłownia czy izolacja?
Najczęściej spotkanie z przyjaciółmi przy dobrym winie. To jest najlepszy sposób.

Powiedz, tak szczerze, dlaczego dziennikarstwo? Rodzice chcieli, żebyś została naukowcem.
To pisarstwo zawsze gdzieś we mnie tkwiło. Do tej pory moi rodzice, gdy przyjeżdżam do Krakowa, wyciągają z szafy kryminały, które pisałam będąc nastolatką. To są całe zeszyty, żeby była jasność. Polityką też się zawsze interesowałam. Taki miałam temperament i w takim domu się wychowałam, gdzie wszystko, co się działo w Polsce, nie było obojętne. O byciu dziennikarką polityczną za czasów komuny nie było mowy. Momentem przełomowym był dla mnie 1989 rok, kiedy zaczęłam pracować w Komitecie Obywatelskim jako "wynieś, przynieś, pozamiataj". Robiłam to od świtu do nocy i były to jedne z najwspanialszych godzin mojego życia. Tam poznałam Maćka Szumowskiego. Jego postawa, pióro, sposób, w jaki pracował z ludźmi mnie dosłownie zauroczyły. Dla niego dziennikarstwo było misją. Też tak chciałam.

To wtedy postanowiłaś zamienić karierę krytyka teatralnego na dziennikarską?
Tak, bo spotkałam wzór. Kogoś, od kogo mogłam się uczyć. Właściwie było ich dwóch. Pierwszy to Jerzy Turowicz, drugim był właśnie Maciek Szumowski. Po kilku latach pomyślałam więc: świat się otworzył, komuna upadła, mogę spełniać swoje marzenia.

Mówił Ci: rób to Kaśka, jesteś w tym dobra?
Nie pamiętam, by mnie w szczególny sposób komplementował. Na pewno mnie lubił. Była między nami chemia. Najważniejsze były jednak jego nauki. To, w jaki sposób pomagał mi układać tekst, opowiadać historie. Którędy dojść do prawdy. Zawsze mnie namawiał do tego, bym się rozwijała. Kiedy zastanawiałam się czy przejść do telewizji, pierwszy radził: Idź, nauczysz się czegoś nowego. Pamiętam jak dziś, gdy wychodziłam ostatni raz z "Gazety Krakowskiej", wybiegł za mną i powiedział: Kasia, pamiętaj, gdy pracujesz z kamerą, masz tylko jedną szansę, by zadać pytanie. Zawsze się dobrze przygotuj i nie zmarnuj jej. Dziś to oczywiste dla mnie, ale wtedy byłam kompletnie zielona.

Dbał o dziennikarzy?
Zależało mu na robieniu dobrej gazety, ale szanował także cały zespół. Chciał, by dziennikarze się rozwijali, nie stali w miejscu. Pod tym względem był dla nas absolutnym guru.

Ustawił Ci dziennikarski kręgosłup?
To, jakim dziś jestem dziennikarzem i jak myślę o wielu różnych sprawach, to zasługa Maćka. Bezcenne było móc go obserwować w pracy, choć w 80 roku, gdy redagował "Krakowską" byłam gówniarzem. Moi rodzice do dzisiaj mają te egzemplarze gazet, bo to był niesamowity powiew świeżego powietrza w tym dusznym, komunistycznym kraju.

Dziennikarz powinien lubić ludzi?
Ludzi trzeba lubić po prostu. A dziennikarz powinien swoich rozmówców szanować, co czasem jest trochę trudne.

Polityków, za którymi się uganiasz, też lubisz?
Bardzo. Ostatnio spędziłam z nimi dużo czasu na pogaduszkach i plotkach, kto trafi do rządu Ewy Kopacz. Było miło: jedna kawka, druga kawka, trzecia i kolejna, po której myślałam już, że mi pęknie głowa. Ale zdobyłam wszystkie informacje i skład rządu podałam bezbłędnie dzień przed tym, jak ujawniła go pani premier.

Co lubisz celebrować w swoim życiu?
O, podchwytliwe pytanie.

Absolutnie.
Lubię celebrować przyjaźnie. Z wielką troską i uwagą do nich podchodzę. I chociaż w Warszawie mieszkam 20 lat, wciąż mam kontakt z osobami, z którymi w Krakowie chodziłam do szkoły średniej. Zawsze jak przyjeżdżam, spotkanie jest absolutnie obowiązkowe, zresztą mamy stały kontakt. W ostatni piątek byliśmy na kolacji, a potem, nocą, siedzieliśmy na Kazimierzu. To jedna z najważniejszych dla mnie spraw.

Pozwalasz sobie na uzależnienia?
To dopiero podchwytliwe pytanie! Wszyscy wiedzą, że palę. Trudno, ale brak wad jest nudny. Lubię dobre wino - o ile to uzależnienie - i włóczenie się po knajpach. Lubię też rytuały.

W Krakowie też je masz. Co jest obowiązkowe, gdy tu jesteś?
Kawa na Rynku, kolacja najlepiej w Del Papa na św. Tomasza, Kazimierz nocą, niedzielna msza w Mariackim, bieganie na Błoniach i zakupy z mamą. Bo choć spokojnie mogłaby zrobić je z tatą, to ja uwielbiam pojechać na plac przy Lea. Bo niezmiennie jest tam pani, u której kupujemy jarzyny od czasów mojego dzieciństwa.

Szymborska też robiła tam zakupy.
I nigdy się nie spotkałyśmy. Dopiero potem się zgadałyśmy na ten temat. Te wszystkie rytuały stawiają mnie do pionu, przypominają mi o korzeniach i utwierdzają, że życie faktycznie bywa czasami znośne.

b Katarzyna Kolenda-Zaleska, dziennikarka, autorka książek. Zrealizowała m.in. filmowy dokument "Chwilami życie bywa znośne" poświęcony Wisławie Szymborskiej

30 tys. zł i redakcyjne staże czekają na odważnych! Konkurs na reportaż im. Maćka Szumowskiego

Szansa dla młodych reporterów
Grupa Wydawnicza "Polskapresse" i Telewizja TVN zapraszają do udziału w VIII edycji Konkursu na Reportaż im. Maćka Szumowskiego. Organizatorzy gwarantują wysokie nagrody - w sumie 30 tysięcy złotych. Zwycięzca otrzyma czek na 15 tys. zł. Organizatorzy zapewniają także laureatom trzymiesięczne staże w wybranej redakcji Polskapresse, Mediów Regionalnych lub w redakcji magazynu "Uwaga" TVN w Krakowie lub Katowicach. Temat obecnej edycji brzmi: "Po co nam te studia?".

Konkurs skierowany jest do reporterów, którzy nie ukończyli 36 roku życia - zarówno pracujących w zawodzie, jak i szukających swojej szansy w dziennikarstwie oraz do ludzi, którzy po prostu lubią obserwować i opisywać świat. Aby wziąć udział w konkursie należy:
1. Napisać reportaż o objętości do 12 000 znaków. W konkursie mogą brać udział tylko niepublikowane utwory.
2. Niepodpisany, opatrzony godłem reportaż należy przesłać w 3 egzemplarzach w zaklejonej kopercie opisanej godłem lub dostarczyć osobiście na adres: al. Pokoju 3, 31-548 Kraków, z dopiskiem "Polska zza siódmej miedzy" oraz w wersji elektronicznej, na płycie lub pocztą elektroniczną, w sposób uniemożliwiający identyfikację imienia i nazwiska uczestnika na adres: [email protected], w terminie do 10 grudnia 2014 r.
3. Laureatów wybierze kapituła konkursu, której przewodzi redaktor Stefan Bratkowski.
4. Wyniki zostaną ogłoszone nie później niż do końca lutego 2015.

Szczegółowe informacje na stronie www.szumowski.eu. Pytania można kierować też pod adres [email protected] lub [email protected].

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Twitterze
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska