Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komorowski: w polityce liczą się czyny, a nie słowa

Redakcja
O wizji prezydentury, pierwszych ewentualnych decyzjach, zmianie konstytucji i Januszu Palikocie - z kandydatem Platformy Obywatelskiej na prezydenta Bronisławem Komorowskim rozmawiają Anna Wojciechowska, Andrzej Godlewski i Michał Karnowski

Jakie są trzy najważniejsze różnice pomiędzy Panem a Jarosławem Kaczyńskim?
Ale kiedy? Teraz czy zawsze? Pomiędzy mną a nowym czy starym Jarosławem Kaczyńskim? Sami państwo widzą, że mamy z Kaczyńskim problem. Bo same słowa o przemianie nie wystarczą. Dają nadzieję, ale nie pewność.

Jaki powinien być więc dowód? Czy w ogóle jest możliwy? Co miałby zrobić, żeby Pana przekonać?
W polityce liczą się czyny. Takie jak poważne potraktowanie przeze mnie Rady Bezpieczeństwa Narodowego i zaproszenie do niej polityków ze wszystkich stron.

Opozycja dodaje: a także pospieszne przejęcie NBP.
Niczego nie przejąłem. Spójrzmy na fakty: wskazałem tylko kandydata, zaakceptował go Sejm. A czy profesor Marek Belka jest z mojej partii? Nie. Jest w ogóle spoza obozu władzy i daje gwarancję pełnej niezależności banku centralnego, przede wszystkim od sprawujących władzę, co jest w tej instytucji najważniejsze. Przypomnę tylko, że poprzedni prezes NBP pochodził ze ścisłego zaplecza politycznego PiS. Wybór nowego szefa banku to dowód na działanie ponadpartyjne.

Co nie zmienia faktu, że tylko Pana prezydentura dzieli PO od takiego monopolu władzy, jakiego nie miał nikt w wolnej Polsce. Kto miał więcej?
Więcej mieli i to całkiem niedawno bracia Kaczyńscy. Ale tu chciałbym powiedzieć coś dla mnie bardzo ważnego. Bo istota sprawy nie jest w skali posiadanej władzy, ale w celu, w jakim się ją wykorzystuje. Jeżeli, jak ja to pojmuję, chce się budować kompromis i harmonijną współpracę różnych organów władzy i instytucji, jeżeli nie prowokuje się konfliktów, ale je łagodzi, to zagrożenia nie ma.

Wróćmy do różnic między Panem a Kaczyńskim. Nie da się ich wskazać?
Cały czas o nich mówię. Pierwsza: ja nie muszę się zmieniać, jestem dziś taki jaki byłem wcześniej. Druga: w wielu sprawach potrafiłem współpracować, także z konkurentami politycznymi, a kandydat PiS tylko o tym mówi. I trzecia, programowa: Mocno akcentuję potrzebę wzmacniania państwa obywateli, państwa zdecentralizowanego, Jarosław Kaczyński wierzy w państwo polityków i urzędników, wciąż wierzy w silną władzę centralną jako receptę na wszystkie problemy. Ja chcę państwa modernizującego się, zmieniającego się na lepsze. Mój konkurent nie powiedział w tej kampanii ani słowa o tym jak chce naprawiać służbę zdrowia, czy reformować system emerytalny i finansów publicznych. Umie tylko bronić tego, co jest i krytykować pomysły innych. To zasadnicza różnica programowa. Nie słyszałem, żeby prezes PiS deklarował tu jakąś zmianę.

Ta zmiana wydaje się PO nie na rękę. Wasi sztabowcy mówią, że woleliby naprzeciw siebie Kaczyńskiego ostrego i liczą na sprowokowanie go.
To nieprawda. Mówię tylko o tym, że widzę zmianę, ale jej nie ufam. To jest przypisywanie nam nieistniejących intencji. Równie dobrze ja mogę zapytać, czy ten człowiek, który rzucił mi na stół w Londynie różowy przedmiot, nie był aby nasłany przez sztab PiS, aby mnie sprowokować?

Nawet jeśli, to nie jest on wiceszefem klubu PiS, a Janusz Palikot jest wiceprzewodniczącym klubu PO, osobą autoryzowaną przez władze Pana partii. Tu nie ma symetrii.
Czy państwo uważają, że Jacek Kurski i Zbigniew Ziobro nie są autoryzowani przez swoje władze?
Są, ale w tej kampanii nie ma ich. Tak naprawdę zniknęli z pierwszej linii już dawno, a na pewno nie atakują dzisiaj Pana.
Bo PiS jest partią wodzowską. Dostali polecenie milczenia, zamknięcia buzi na kłódkę, więc milczą. Gdy dostaną rozkaz by kąsać, będą gryźć po staremu. W Platformie jest inaczej, jest u nas wiele osób niezależnych, którym takich poleceń nikt nie wyda - zresztą w ogóle się nie wydaje. Każdy może mówić co myśli, nawet jeśli swoim zachowaniem szokuje. Także mnie.

Palikot to Pana przyjaciel?

Tak, nie wyrzekam się przyjaciół nawet jeśli mi szkodzą.

Nie razi Pana, konserwatysty, ten obsceniczny styl?
Nieraz mnie szokował.

I przyjaźni się Pan z kimś kto Pana szokuje?
A czy Jarosław Kaczyński nie przyjaźni się z Jackiem Kurskim? To dwie różne sprawy, polityka i przyjaźń osobista. Zresztą, próba przedstawienia ludzi PiS jako stada spokojnych owieczek to jakaś choroba. To brutalni ludzie.

Przejdźmy do spraw zagranicznych. Kiedy ostatni polski żołnierz opuści afgańską ziemię?
Powinien opuścić jak najszybciej. Rozumiem przez to nieprzedłużanie misji dłużej niż to absolutnie konieczne. Mówię wyraźnie i jednoznacznie obiecuję: chcę skończyć z takim stachanowskim podejściem do polskiej polityki zagranicznej, w myśl której jesteśmy nadgorliwi i z góry zapowiadamy, że polski żołnierz będzie walczył tak długo jak Amerykanie. Swego czasu minister Anna Fotyga wprost mówiła w Sejmie o strategicznej koncepcji ekspedycyjnej w polityce zagranicznej. Ja temu mówię zdecydowane nie i od tego odchodzimy.

Polska armia liczy 100 tysięcy żołnierzy. Nie stać nas, żeby niecałe trzy tysiące z nich służyło w ramach misji NATO?
A dlaczego ma nas być stać? Mamy na co wydawać pieniądze MON-u. Od dziewięciu lat tkwimy w tej operacji, która nie przynosi żadnych efektów. Kiedyś to trzeba zakończyć. Przypomnę, że prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama po wygranych wyborach określił taki termin także dla żołnierzy amerykańskich, na osiemnaście miesięcy. Nie powinniśmy w tej sytuacji mówić, jak chce PiS, że zostaniemy tam tak długo jak Amerykanie i jeszcze jeden dzień dłużej. Polska powinna wziąć udział w opracowaniu programu zakończenia tej operacji, dążąc do jak największego ucywilnienia jej charakteru i skutecznego przekazania odpowiedzialności za swój kraj samym Afgańczykom oraz odbudowy gospodarki tego państwa. Bo talibowie zaczynają się tam, gdzie kończą się drogi. NATO musi o tym poważnie porozmawiać, a listopadowy szczyt Sojuszu będzie dobrą do tego okazją.

Co jeżeli Sojusz Północnoatlantycki nie podzieli naszego punktu widzenia?
Wtedy powinniśmy, powiadamiając w odpowiednim trybie naszych sojuszników, zmniejszyć i wygasić nasze zaangażowanie. Tak jak zrobiliśmy to, spokojnie i odpowiedzialnie, wychodząc z Iraku.

Jak w tym kontekście rozumieć nie tak dawne wypowiedzi ministra obrony narodowej Bogdana Klicha, że operacja w Afganistanie jest inwestycją w większe bezpieczeństwo Polski?
Proszę przeanalizować moje wypowiedzi w tej sprawie, bo ja zawsze ostrzegałem przed ślepym trwaniem, gdy nie widać horyzontu wyjścia.

Jeśli NATO nie wygra w Afganistanie, nie wróży to najlepiej przyszłości Sojuszu, a co za tym idzie naszemu bezpieczeństwu.
Proszę zwrócić uwagę, że tak wielkie i tak długie zaangażowanie NATO w Afganistanie nie służy naszemu bezpieczeństwu, bo zasadniczo zmniejsza prace nad rozwojem infrastruktury i planów obronnych krajów członkowskich. Tym samym zmniejsza to możliwości obronne Sojuszu na przykład w obszarze budowania infrastruktury na terenie choćby Polski, co jest konieczne i nad czym musimy pracować. Prezydent musi o tym pamiętać - to jego obowiązek zapisany w konstytucji. Jest przecież zwierzchnikiem sił zbrojnych.

Co do konstytucji, zgodzi się Pan na postulowane jakiś czas temu zmniejszenie uprawnień głowy państwa?

Nie. Wyborcy wybierają prezydenta na pięć lat, mając określoną wiedzę na temat jego uprawnień. To trzeba uszanować. Nie można tego robić w trakcie kadencji. Ale można rozpocząć prace nad wypracowaniem poprawek.

Premier Donald Tusk wie o takim Pana stanowisku?
Tak, rozmawiałem o tym z Donaldem Tuskiem. Zgadzamy się.

To po co Platforma zawracała nam głowę zapowiedziami zmian konstytucji?
To było w czasie prezydentury Lecha Kaczyńskiego, który używał weta, by blokować wszelkie prace rządu. Ja będę weta używał spokojnie i w ostateczności.

Jako prezydent wyobrażałby Pan sobie współpracę z premierem Jarosławem Kaczyńskim?
Mam nadzieję, że Polska nie będzie wystawiona na taką próbę. Na razie, na szczęście, nic tego nie zapowiada. Ale zdolność kohabitacyjna jest jedną z ważnych cech prezydenta i ja ją posiadam.

Nie będzie Pan wetował pomysłów i ustaw PiS-owskich, ustaw rządu kierowanego ewentualnie przez premiera Kaczyńskiego?

Ależ państwo snują czarne wizje! Lecz dobrze, odpowiedź brzmi: mądre ustawy podpiszę, ale na przykład te rozwalające budżet zawetuję. A przede wszystkim będę wymagał, żeby o sprawach państwa rozmawiać poważnie, jak najwięcej rzeczy konsultować szeroko i szukać porozumienia. To naprawdę można zrobić. Przypomnę, że opracowana kiedyś przeze mnie trudna reforma sił zbrojnych, niosąca konieczność zamknięcia wielu garnizonów, została zaakceptowana przez ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i całą ówczesną opozycję.

Będzie Pan gajowym z dwururką, jak napisała ostatnio o Panu "Gazeta Wyborcza"?
Napisała to w kontekście debaty telewizyjnej w Telewizji Polskiej i mojego niespodziewanego przyjścia. Ale dwururka może się przydać do przegonienia wilka przebranego za babcię z bajki o czerwonym kapturku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska