Sylwester Różański pochodził z nieznanej w Tarnowie rodziny, ale jego sposób bycia i nienaganne maniery - potwierdzali to wszyscy znajomi - czyniły z tego dandysa człowieka szanowanego. Uczęszczał na wszystkie przedstawienia teatrów objazdowych, jakie gościły w Tarnowie, a nawet brał lekcje fortepianu i deklamacji u niejakiej Adelajdy od Schponzerów. Owa kobieta, chcąc wyjść nieco dalej poza granicę Wątoku, który wyznaczał w dawnym Tarnowie granice wielkiego świata, wdała się w romans z człowiekiem z miasta, czyli Różańskim.
Po zaręczynach, przyszłe państwo młodzi, jak każe tradycja i obyczajność, zamieszkali osobno. Jak się potem okazał w śledztwie, ta okoliczność spowodowała, że Różański nie zgodził się na pozostawanie w samotności i postanowił zamieszkać z przyszłą żoną w jednym domu. Rzecz stała się wielkim skandalem i szerokim echem obiła się o uszy tarnowskich przyzwoitek, które wspólne zamieszkanie z mężczyzną praktykowały od zawsze, ale były temu przeciw.
W sylwestrowy wieczór, Różański po spędzonym popołudniu z kolegami z pracy, postanowił odwiedzić swoją narzeczoną i w tym celu zakupił butelkę wódki i kilka śledzi obficie osolonych. Jak zeznała w śledztwie panna Schponzer, Różański był bardzo w tym dniu podenerwowany i pałał wielkim zdecydowaniem. Po wspólnym wypiciu butelki wódki dokonał skandalicznego obnażenia, zdejmując spodnie i zapraszając narzeczoną do wzajemnego pobytu w łóżku. Panna Schponzerówna zareagowała zupełnie przyzwoicie, wypraszając amanta za próg, ale nie przewidziała, że odepchnięty od łoża narzeczony może okazać się brutalem i naruszyć jej fizyczny spokój. Tak też się stało.
Zdenerwowany młodzian jął targać ubranie na własnej narzeczonej, nie szczędząc jej razów i naruszając fizjonomię siniakami. Następnie przewrócił Adelajdę na kozetkę i zapragnął zrobić co swoje. Panna w obronie czci pogryzła twarz napastnika do obfitej krwi, a następnie ugodziła go kałamarzem w sam środek czoła, powodując szerokie... rozlanie inkaustu na głowie.
Po przybyciu na miejsce zbrodni policjanci z tarnowskiego posterunku ujrzeli granatową plamę rozlaną na ciałach walczących, wymieszaną z niewinną krwią panny. Po doprowadzeniu pary do sądu, okazało się, że Schponzerówna nigdy nie wybaczyła narzeczonemu zamachu na jej ciało i żądała sprawiedliwego wyroku. Różański nie próbował się bronić i prosił narzeczoną o darowanie winy o napaść, ale panna była nieprzejednana, co przyczyniło się do skazania młodzieńca na jeden rok więzienia.
Oczywiście, wszelkie umowy narzeczeńskie zostały zerwane, bo jak tłumaczyła narzeczona - z kryminalistami nie chce mieć do czynienia.