W kończącym Puchar Świata cyklu Raw Air udało się przeprowadzić zmagania w Oslo i Lillehammer, ale bez udziału publiczności. Mimo tego nie uniknięto problemów, bowiem dwóch członków obsługi imprezy z Oslo zostało poddanych kwarantannie. Skoczkowie przenieśli się do Trondheim, gdzie w środę odbyły się normalnie kwalifikacje. Wczoraj okazało się, że to ostatnie skoki w PŚ.
Nie obyło się bez zgrzytów. Biorąc pod uwagę to, co działo się w światowym sporcie, wstrzemięźliwość Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) uznać trzeba za dziwną. Mimo zagrożenia nie odwołano imprez (poza zamknięciem ich dla widzów), czekano na decyzję władz Norwegii. W czwartek rano delegaci FIS spotkali się przedstawicielami poszczególnych reprezentacji, ale nie odwołano zawodów (jak poinformował na Twitterze dziennikarz TVP Filip Czyszanowski, w programie spotkania... nie było punktu o koronawirusie), zostawiając to w gestii Norwegów.
Najwyraźniej Walter Hofer, dyrektor PŚ, który po tym sezonie kończy pracę, nie chciał podejmować tak ważnych decyzji przed odejściem na emeryturę. Ostatecznie jednak w pewnym sensie musiał. W orędziu o godz. 14 premier Norwegii Erna Solberg ogłosiła odwołanie wszystkich imprez sportowych w kraju, z tym, że od... godz. 18. A konkurs zaplanowano na 17. Hofer jednak po chwili podał, że zawody zostaną odwołane. Zwycięzcą Pucharu Świata został Stefan Kraft; z Polaków 4. miejsce zajął Dawid Kubacki, a 5. Kamil Stoch. Ten ostatni odniósł też triumf w klasyfikacji końcowej Raw Air.
Zwlekano także z odwołaniem mistrzostw świata w lotach narciarskich, które zaplanowano na 19-22 marca w słoweńskiej Planicy. Już wcześniej ogłoszono, że zawody będą zamknięte dla publiczności. Dopiero w czwartek FIS podała, już po odwołaniu zawodów PŚ, że MŚ przełożono na następny sezon.
W skokach narciarskich już wcześniej odwołano zawody Pucharu Kontynentalnego w Zakopanem (miały się odbyć w najbliższy weekend) i Czajkowskim, kończąc przedwcześnie cykl.
