Pruszkowianki wystąpiły bez boiskowego kreatora, reprezentantki Polski, rozgrywającej Alicji Bednarek (znanej pod panieńskim nazwiskiem Perlińska). Z pewnością utrudniło to Liderowi realizację założeń, ale nawet z sympatyczną i urodziwą koszykarką w składzie nie byłby w stanie doprowadzić pod Wawelem do niespodzianki. Z prostej przyczyny - Wisła nie jest jeszcze sportowym "rozmiarem" nawet dla Lidera...
Świadczy o tym m.in. przebieg potyczki, ale bardziej chwile, w których rywalki zbliżały się wynikowo. W 13 i 14 min krakowianki prowadziły tylko 24:21 i 26:23, ale od razu kontrowały punktowo - odpowiednio na 26:21 i 34:23. Dodajmy, że od początku drugiej kwarty do 13 min widzieliśmy najsłabszy okres gry wiślaczek - przegrały bowiem otwarcie drugiej odsłony 0:7! To oczywiście szalenie zdenerwowało trenera Hernandeza, czemu dał wyraz, biorąc "czas" i z prawdziwie południową swadą przekazując uwagi zawodniczkom.
Koszykarki Wisły potrafią wygrywać mimo dużej presji
Co najbardziej mogło wpienić Hiszpana? Stawiamy na 14 (w sumie) ofensywnych zbiórek Lidera, o czym zresztą mówił na pomeczowej konferencji. Zdarzały się bowiem sytuacje, w których pruszkowianki potrafiły po trzy powtarzać swoje akcje! Z zadowoleniem zauważamy natomiast poprawę skuteczności rzutów wolnych. W sobotę była ona na poziomie 76 procent - 19 trafień na 25 oddanych rzutów. Na 60 procent zagrały wiślaczki rzutami za dwa "oczka" (18 trafień na 30 rzutów) i na 41 procent "trójkami" (5 na 12). Ale uwaga, przegrały (!) zbiórki - 29 do 30.
Nie sposób było też nie dostrzec wzrostu dynamiki w poczynaniach Janell Burse. Do tej pory bowiem Amerykanka sprawiała chwilami wrażenie, jakby grała na zwolnionych obrotach. Oby więc sympatyczna środkowa nie zeszła już z tej drogi, a korzyści będą bardzo konkretne. Tym samym w sobotni wieczór krakowianki zaserwowały koszykarski "przekładaniec" akcji, zagrań, zachowań na "tak" i na "nie". Naturalnie, pozytywy przeważyły. Najbardziej w trzeciej kwarcie, w której chwilami pruszkowiankom fundowano "kolorowy zawrót głowy".
Nic więc dziwnego, że była wiślaczka, obecnie podstawowa zawodniczka Lidera, czyli Magdalena Skorek, mówiła po meczu: - One nas wtedy zdeklasowały. Tak zdominowały, że podejmowałyśmy tylko złe decyzje. Z takim rywalem jak Wisła każdy błąd drogo kosztuje, a my tych błędów - po stosunkowo niezłej pierwszej połowie - popełniłyśmy masę. Do drugiej połowy startowano przy rezultacie 36:28, ale po 30 min było już 55:35. Natomiast w 32 min wiślaczki prowadziły największą różnicą - 21 punktów (57:36). Po prostu kiedy wróciła koncentracja (po rozkojarzeniu w pierwszej części drugiej kwarty), rywal mógł już tylko prosić o względnie łagodny wymiar kary.
Wybierz małopolską miss internetu. Zobacz zdjęcia pięknych dziewczyn!
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl:Bestialski napad na sąsiada
Maciej Szumowski stał się legendą. Idź jego drogą. Wejdź na szumowski.eu
Wisła Can-Pack Kraków - Lider Pruszków 70:52 (24:14, 12:14, 19:7, 15:17).
Sędziowali: A. Fiedler i B. Wojdak.
Widzów: 1000.
Wisła: Kobryn 13, Leciejewska 11 (1x3), Gburczyk-Sikora 9 (3x3), Pawlak 4, Jelavić 4 - Burse 14, Phillips 13 (1x3), Vucurović 2, grały też Krężel i Gawor. Trener: Jose Ignacio Hernandez.
Lider: Ross 10, Mosby 7, Chomać 6, Koc 5, Bednarczyk 3 (1x3) - Skorek 14 (1x3), Denson 4, Pułtorak 3 (1x3), grały też Cymmer i Antczak. Trener: Arkadiusz Koniecki.