Anwil na pewno zrobi wszystko by przedłużyć serię. Włocławianie odjeżdżając w niedzielne popołudnie spod hali Mistrzów, żegnani byli przez paręset kibiców i zapewniali ich, że powalczą w Warszawie o dwie wygrane i powrót na decydujący mecz do Włocławka. W poniedziałkowe popołudnie, w przeciwieństwie do dwóch pierwszych meczów, to jednak legioniści będą mieli za sobą wsparcie trybun. Ciężko oczekiwać tak doskonałej pierwszej kwarty jak w meczu numer dwa (wygranej 23:3), ale pełne zaangażowanie, agresywna obrona od pierwszej minuty powinny przynieść efekt.
W zespole z Włocławka przed drugim spotkaniem mówiło się o brakach kadrowych w postaci Kamila Łączyńskiego i Sebastiana Kowalczyka. I chociaż obaj odczuwali zapewne jeszcze skutki urazów, to obaj rozgrywający pojawili się na parkiecie. "Łączka", kapitan Anwilu wyszedł w pierwszej piątce i głównie rozdawał piłki do kolegów. Z kolei "Kowal" miał zadania wybitnie defensywne, jak w całym obecnym sezonie. To właśnie były zawodnik Legii próbował wyprowadzić z równowagi niezwykle spokojnego Roberta Johnsona. W końcu, na 2,5 minuty przed końcem meczu ta sztuka się mu udała. Na szczęście całe zajście nie miało wpływu na końcowy wynik i stołeczni gracze, prowadzący we Włocławku przez całe spotkanie, w pełni zasłużenie dowieźli wygraną do końca.
Ten mecz potwierdził jedną ważną kwestię. Legia w fazie play-off potrafi wytrzymać ciśnienie w końcówkach i potrafi zwyciężać. Również grając przeciwko nieprzyjaźnie do niej nastawionej publiczności. Losy każdego z pięciu rozegranych meczów play-off ważyły się do ostatnich sekund, i za każdym razem, to Legia była górą. Szczególnie niesamowity był pierwszy mecz z Anwilem, w którym legioniści stracili prowadzenie na 6 sekund przed końcem meczu, a w dogrywce, w beznadziejnej - wydawać by się mogło sytuacji (-6) - nie załamali się i zaliczyli serię 10:0. Obrona Zielonych Kanonierów była świetna - twarda, z dobrym zastawieniem, i ograniczaniem najmocniejszych punktów ataku "Rottweilerów". W ataku z kolei, na pewno stać warszawian na jeszcze więcej - zarówno samego Johnsona, jak i Łukasza Koszarka, Abdura-Rahkmana, jak i podkoszowych. Na pewno najjaśniejszą postacią w Anwilu w dwóch pierwszych meczach był James Bell, który w decydujących momentach brał na siebie najważniejsze rzuty. To on trafił z prawego narożnika , to on w drugim meczu trafił dwie trójki w końcówce, które przywróciły nadzieje włocławskiej publiczności na szczęśliwe zakończenie.
O ile wiadomo, że w zespole gości, w poniedziałek nie zagrają Frąckiewicz i Bojanowski, to nikt nie ma wątpliwości, że w rotacji znajdą się Łączyński i Kowalczyk, a także Kyndall Dykes. Trener Przemysław Frasunkiewicz przemawiał do kibiców Anwilu przed wyjazdem do Warszawy pełny optymizmu. "Jedziemy do Warszawy, żeby wygrać dwa mecze. Wierzymy w to w stu procentach, zostawimy na parkiecie wszystko co mamy" - mówił popularny "Franz". Z kolei Wojciech Kamiński już po meczu numer dwa wypowiadał się, w swoim stylu, bardzo ostrożnie, z szacunkiem do przeciwnika. - Musimy maksymalnie skoncentrowani podejść do kolejnego meczu, musimy być gotowi mentalnie, bo jeśli pozwolimy sobie na chwilę dekoncentracji, jak to było w drugiej połowie, to wiemy, że Anwil jest niebezpieczny, jest w stanie zagrać świetne zawody. Musimy zachować chłodne głowy i wygrać jeszcze jeden mecz - mówił trener Legii.
Legia w tegorocznych play-offach jeszcze nie przegrała. Legia wygrała wszystkie domowe mecze fazy play-off w najwyższej klasie rozgrywkowej. Z drugiej strony dotychczas wszystkie mecze półfinałowe w obecnym sezonie wygrywali... goście. Statystyki i różne przesłanki można mnożyć, ale o losach spotkania zdecyduje to, co w poniedziałkowe popołudnie, w hali na Bemowie pokażą zawodnicy obu drużyn. Legioniści będą mogli liczyć na wsparcie półtoratysięcznej publiczności - wszystkie wejściówki rozeszły się błyskawicznie. Początek spotkania o 17:30, a bezpośrednią transmisję obejrzeć można w Polsacie Sport.
