Pani Ewa znalazła w parku w Gliniku kota. Miauczące wniebogłosy zwierzę mieściło się w ręce. Dała mu coś do zjedzenia, kąsek pochłonął łapczywie i już od niej nie odszedł. - Nie było innego wyjścia, jak zabrać go do domu - opowiada kobieta.
Kocię nie miało wiele z puchatej kulki - potargana sierść, oczy tak zaropiałe, że zwierzę nie było w stanie ich otworzyć, świerzb na skórze. - Wczepił się pazurkami w ubranie tak, że z trudem go oderwałam. Trzeba było iść z nim do weterynarza - opowiada pani Ewa. - Leczenie trwało kilka tygodni - dodaje.
Dzisiaj Filemon jest jak lew. Króluje w domu, śpi, gdzie jemu odpowiada, czasem nawet w łóżku. Po sytym posiłku mruczy z zadowolenia tak głośno, że słychać go w całym domu. - To wspaniałe uczucie, gdy zwierzę odwzajemnia miłość - uśmiecha się pani Ewa.
Niestety, takich historii ze szczęśliwym zakończeniem jest bardzo mało. W ostatnim czasie zaroiło się w regionie gorlickim od drastycznych przypadków znęcania się nad zwierzętami, z brutalnym ich uśmiercaniem włącznie.
Trzymiesięczny szczeniak, którego w minionym tygodniu w bestialski sposób zabił pijany mieszkaniec Rożnowic. Młody psiak ponoć go obszczekał. Alkohol wziął górę nie tylko nad rozumem, ale w ogóle nad człowieczeństwem. Zwyrodnialec złapał psiaka, zaniósł do stodoły i potraktował tłuczkiem do ziemniaków. Martwe szczenię wyrzucił do rzeki. O wszystkim policję zawiadomiła córka mężczyzny.
- Trafił do izby wytrzeźwień. Miał 2,35 promila alkoholu w organizmie. Został przesłuchany. Nie przyznał się do winy - relacjonuje Grzegorz Szczepanek, oficer prasowy KPP w Gorlicach.
Grozi mu do dwóch lat więzienia. Nie jest jedyny. Tylko w tym roku do prokuratury w Gorlicach trafiły trzy takie sprawy. - Pierwsza z lutego. Mieszkaniec Kobylanki strzelał z procy do kur i kaczek. W przywiązanego łańcuchem do budy psa rzucał petardami. Bił go kijem - opowiada Tadeusz Cebo, prokurator rejonowy w Gorlicach.
Krewkiemu mężczyźnie znęcanie się nad zwierzętami nie uszło płazem. Tysiąc złotych grzywny i kolejne osiemset na fundację Pro Animal.
Na pobłażliwość na pewno nie będzie mógł liczyć mieszkaniec Szalowej. Jemu też zawinił pies - zwierzę było bite, miało powyrywaną sierść. Oprawca też stanie przed prokuratorem. Za każdym razem interweniowały osoby postronne. - Zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych nie możemy nikomu udzielać informacji o tym, kto przyszedł do nas z interwencją. Takie dane zawsze pozostają tylko do naszej dyspozycji - mówi Barbara Grzywacz z Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Dane potrzebne są nam, gdyby inspektorzy, którzy jadą na miejsce, potrzebowali choćby doprecyzowania, jak trafić.
Dodaje, że choć pracuje w TOZ od dziesięciu lat, według niej świadomość wielu ludzi jest niewielka, jeśli chodzi o to, jak zachować się w przypadku wykrycia znęcania się nad zwierzętami. A takich występków przybywa. - Trafiła do nas sprawa 43-latki z Gorlic, która na metrowym łańcuchu przywiązała psa do drzewa. Zwierzę nie miało żadnego schronienia. Kobieta dostała czterystuzłotową grzywnę - dodaje prokurator Tadeusz Cebo.
Do interwencji powinien nas skłonić widok ewidentnie zabiedzonego psa, kota, jakiegokolwiek innego zwierzęcia. - Jeśli widać, że ono boi się swojego właściciela, to już powinno nam dać do myślenia - instruuje Barbara Grzywacz.
Ks. Andrzej Kluz z parafii św. Jadwigi w Gorlicach ma o takich ludziach jedno zdanie: znęcanie się nad zwierzętami jest po prostu grzechem. Dla osoby wierzącej winno mieć więc znaczenie. - Jest przecież cała chrześcijańska tradycja związana ze św. Franciszkiem, a obowiązkiem każdego wierzącego człowieka jest uhonorować stworzenie. Pies czy kot nie mają osobowości, ale tak samo wymagają szacunku - podkreśla.
Dzisiaj już wiadomo, że sprawa pijanego z Rożnowic trafi do prokuratury. Akt oskarżenia jest w trakcie przygotowania. Grozi mu do dwóch lat więzienia.