Stowarzyszenie "Nasze Jeże", które zamierza wybudować siedzibę dla pogotowia przy tamtejszym ogrodzie leśnym, jest dopiero na początku drogi. - To może potrwać nawet kilka lat, gdyż Stowarzyszenie szuka pieniędzy na inwestycję - tłumaczy Andrzej Kuziomski, prowadzący pogotowie.
Tymczasem, w dotychczasowym lokum przy ul. Kąpielowej w Krakowie Ośrodek może funkcjonować tylko do końca miesiąca. Właściciele zgodzili się przedłużyć najem o kilkanaście dni. Kuziomski musi więc znaleźć nowe miejsce. I tu jest problem, gdyż Pogotowie utrzymuje się jedynie z drobnych datków i nie jest w stanie płacić czynszu.
Po naszym artykule o kłopotach pogotowia, Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska (RDOŚ), zgodnie z obietnicą, przekazała Kuziomskiemu tysiąc złotych. Tyle samo przekaże mu w 2010 roku. Na więcej liczyć jednak nie można, gdyż kasa dyrekcji świeci pustkami.
Stowarzyszenie nie jest w stanie na razie utrzymywać pogotowia. Zostało zarejestrowane we wrześniu i dopiero za rok będzie mogło się starać o pozyskanie pieniędzy z jednego procenta dla organizacji pozarządowych.
Tymczasem Kuziomski całkowicie poświęcił się dla ratowania zagrożonego, chronionego gatunku. Opiekuje się ponad 60 chorymi i osieroconymi jeżami 20 godzin na dobę, nie jest już w stanie pracować poza pogotowiem zarobkowo. Przeznacza na ich pielęgnację własne, topniejące oszczędności.
- Od rana biegam z rannymi jeżami do lecznicy, potem podaję im leki, organizuje karmę, sprzątam, odpisuje na maile i odbieram telefony od osób, które znalazły potrącone jeże lub osierocone mioty - opisuje. - Wieczorem, gdy jeże zaczynają być aktywne, organizuję im wybiegi, każda grupa, wypuszczana jest osobno, aby się nie gryzły, karmię je. Nad ranem udaje mi się przespać kilka godzin.
Kuziomski wie, że wiele osób uważa go za dziwaka. - Nic na to nie poradzę, że takich jak ja uważa się za wariatów - stwierdza. - Jeśli nie pomoże się osieroconym jeżykom bądź rannym iglakom, to zginą. Dzięki pracy pogotowia już kilkadziesiąt jeży odzyskało zdrowie lub podrosło na tyle aby poradzić sobie na wolności.
Wątpliwości co do sensowności istnienia pogotowia nie mają działacze Stowarzyszenia "Nasze Jeże". Jerzy Zembrowski, prezes zapewniał nas, że chcą założyć lecznicę na terenie arboretum (ogród) w Kopnej Górze (20 km od Białegostoku). W ośrodku mają się znaleźć boksy dla jeży w trakcie leczenia, boksy dla jeży rehabilitowanych, laboratorium, gabinet lekarski. Poza lecznicą chcą organizować seminaria szkoleniowe dla weterynarzy z całej Polski. Na razie jednak szukają sponsorów.
Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami chce w jakiś sposób wspomóc Ośrodek. - Liczyliśmy, że kwestie wyżywienia jeży weźmie na siebie RDOŚ. Okazuje się, że nie ma takiej możliwości. Nasz budżet zasilany głównie 1 procentem, wystarczy nam do stycznia, możemy tylko zakupić część karmy i porozmawiać o możliwości pomocy na zarządzie, który zwołujemy w przyszłym tygodniu - obiecuje Dorota Dąbrowska, inspektor KTOZ.
My wierzymy, że pomóc mogą też nasi Czytelnicy. Wszyscy, którzy mogą choć tymczasowo, przygarnąć jeżowe pogotowie lub wesprzeć je datkami proszeni są o kontakt z naszą redakcją (tel. 6888-241) lub bezpośrednio z pogotowiem (503-309-303).
Może ktoś mógłby użyczyć pogotowiu lokal (30-40 m) na parterze z niekłopotliwym wyjściem i możliwością zrobienia wybiegów na powietrzu.