Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków. Lekarze spodziewają się napływu rannych uchodźców ze wschodniej części Ukrainy

Bartosz Dybała
Bartosz Dybała
Dzieci leczone w Żeromskim wiele godzin spędziły w podróży do ukraińsko-polskiej granicy. - Trafiają do nas wyziębione, odwodnione, wyczerpane, zestresowane - mówią lekarze
Dzieci leczone w Żeromskim wiele godzin spędziły w podróży do ukraińsko-polskiej granicy. - Trafiają do nas wyziębione, odwodnione, wyczerpane, zestresowane - mówią lekarze Konrad Kozlowski/Polskapress
Lekarze z niektórych krakowskich szpitali spodziewają się znacznego napływu rannych Ukraińców. W końcu ruszyły ich transporty z najbardziej oblężonych, wschodnich rejonów ogarniętego wojną kraju. Do Szpitala Wojskowego trafił w ostatnich dniach 15-latek z Mariupola, któremu podczas ataku rakietowego potężna, betonowa płyta zmiażdżyła nogi. Ale lekarze opiekują się także dziećmi, które zmagają się z napadami padaczkowymi, mukowiscydozą oraz chorobami onkologicznymi.

FLESZ - Są polskie sankcje na Rosję!

od 16 lat

Najpierw Maja usłyszała huk, później coś błysnęło. Zdążyła zapytać: "Czy to samolot?", po czym rosyjski pocisk uderzył w budynek, w którym kobieta schroniła się z mężem i synem. Akurat wyszli z zimnej piwnicy, by na piętrze napić się gorącej herbaty. Pech chciał, że wówczas rosyjskie wojsko rozpoczęło atak rakietowy na Mariupol, który zrównano z ziemią.

Gdy w budynku zawaliła się podłoga, cała trójka spadła kilka pięter niżej. Maja do dzisiaj ma problemy z chodzeniem. U męża, strażaka, lekarze stwierdzili złamanie czterech żeber. Najbardziej ucierpiał syn. Potężna, betonowa płyta, która podczas uderzenia pocisku oderwała się od budynku, przygniotła mu nogi. Żeby ją podnieść, trzeba było użyć ciężkiego sprzętu. Cud, że przeżył. Tyle szczęścia nie miał mężczyzna, który ukrył się w tym samym budynku co rodzina Mai. Zginął pod gruzami.

Syn Mai dochodzi do siebie w Szpitalu Wojskowym w Krakowie. Trafił tam w nocy z 2 na 3 marca. Przyjmowali go profesor Wojciech Szczeklik, kierownik Kliniki Intensywnej Terapii i Anestezjologii, wraz z doktorem Maciejem Mikiewiczem, a także zespołem pielęgniarskim.

W ukraińskich szpitalach - najpierw w Mariupolu, a później w Dnieprze - 15-latkowi lekarze doraźnie zaopatrzyli rany i złamania. Czeka go jeszcze kilkadziesiąt operacji, a później miesiące rehabilitacji. Obrażenia, z jakimi trafił do Szpitala Wojskowego, są bardzo poważne. - Mówimy o mnogich uszkodzeniach z otwartymi złamaniami w obu nogach i rękach. Złamania były otwarte i zanieczyszczone, z kością na wierzchu i sączącą się ropą. Z uda oraz podudzi musieliśmy wyciągać kawałki betonu i prawdopodobnie pozostałości materiału wybuchowego - nic dziwnego, że wdała się sepsa - wspomina w rozmowie z nami Szczeklik.

W ciągu pierwszych dwóch dni pacjent przeszedł trzy operacje, podczas których lekarze oczyścili rany i dokonali stabilizacji złamań. Codziennie poddawany jest zabiegom w komorze hiperbarycznej. Z chłopcem większość czasu spędza jego mama - obojgu zapewniono również pomoc psychologiczną. Stan 15-latka poprawia się. - Jestem dobrej myśli. Mam nadzieję, że wróci do pełni sprawności, choć przed nim długie leczenie i rehabilitacja - mówi prof. Szczeklik. Szpital Wojskowy w Krakowie pozostaje w gotowości do przyjęcia kolejnych ofiar wojny w Ukrainie. - Spodziewamy się, że może ich być teraz znacznie więcej - nie kryje kierownik intensywnej terapii.

Pacjenci z Ukrainy trafiają też do Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala Dziecięcego im. św. Ludwika w Krakowie. W tym momencie tamtejsi lekarze mają pod opieką pięcioro dzieci, które uciekły z ogarniętego wojną kraju. - Najciężej chorzy pacjenci trafiali do nas do szpitala z napadami padaczkowymi, mukowiscydozą oraz chorobami rzadkimi. Hospitalizowaliśmy również dzieci ciężko odwodnione i wychłodzone - informuje dr Aleksandra Zima z biura dyrekcji Szpitala. Z kolei 23 pacjentów z Ukrainy mają pod swoją opieką lekarze ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. - Osoby te są leczone głównie na oddziałach: onkologicznym, kardiologicznym i neurologicznym - wyjaśnia Maria Włodkowska, rzecznik prasowa lecznicy.

Medycy ze Szpitala Uniwersyteckiego opiekowali się też dwiema rannymi Ukrainkami. To matka oraz córka, które zostały ostrzelane, kiedy uciekały po bombardowaniu swojego domu w okolicach Kijowa. Młodsza z kobiet swoim ciałem obroniła 9-letniego brata przed kulami.

Również lekarze ze Szpitala im. Żeromskiego pomagają najmłodszym pacjentom z Ukrainy. - W tym momencie na oddziale mam łącznie 40 dzieci, z czego jedna czwarta to uchodźcy - mówi dr Lidia Stopyra, kierująca Oddziałem Chorób Infekcyjnych i Pediatrii. Pacjenci trafiają do niej z przeróżnymi schorzeniami. - Są to infekcje przewodu pokarmowego, mamy też chorych z Covidem. Nie mamy na razie pacjentów z chorobami, których najbardziej się obawiamy, wynikającymi z nieszczepienia dzieci. Niestety poziom wyszczepialności w Ukrainie jest bardzo niski. Mieliśmy jedno podejrzenie odry, ale została wykluczona - dodaje.

Dzieci leczone w Żeromskim wiele godzin spędziły w podróży do ukraińsko-polskiej granicy. - Trafiają do nas wyziębione, odwodnione, wyczerpane, zestresowane. Stres najbardziej osłabia odporność. To powoduje cięższy przebieg chorób - dodaje lekarka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska