Kazimierz Walasz z Małopolskiego Towarzystwa Ornitologicznego podkreśla, że ptaki te przylatują do Polski w maju i zostają do początku września. - W większości gniazd są już pisklęta. Jeśli w pobliżu będą kręcić się ludzie, rodzice będą się bali podlatywać i pisklęta nie dostaną pokarmu. Prace powinny zostać przerwane. Można je kontynuować w połowie września - dodaje Walasz.
Ornitolog szacuje, że w środku stropodachu może być od 50 do 200 gniazd. Prawie 30 zostało zamkniętych. Jeszcze w piątek, po interwencji obrońców przyrody, kratki zostały zdjęte.
Janina Żądło, prezes spółdzielni mieszkaniowej "Krakowiak" przyznaje, że nie wiedziała, iż w bloku jest tak duże siedlisko chronionych ptaków. Zapewnia, że wnęki zostały wcześniej sprawdzone i nie było w nich jerzyków. - Nie chcieliśmy zrobić im krzywdy - przekonuje. - Nie mamy zamiaru niszczyć gniazd. Część dziur została zamknięta, ale ptaków to nie ogranicza. Nadal mają możliwość swobodnego przelotu i bytowania.
Pani prezes deklaruje, że zrobi wszystko, aby ptaki mogły w spokoju wysiadywać jaja i opiekować się pisklętami. - Dostosujemy się do zaleceń inspektora ochrony środowiska - mówi Żądło. - Jeśli uzna on, że obecność ludzi płoszy ptaki, przerwiemy prace i wrócimy do nich po okresie lęgowym. Jeśli będzie trzeba, wystawimy im nawet budki lęgowe.
Podobne przypadki zdarzają się w całym Krakowie. - Przynajmniej raz w tygodniu mamy takie interwencje od mieszkańców - mówi Mateusz Staszak, inspektor Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Zdarza się to często przy ocieplaniu czy remoncie elewacji bloków. Administratorzy nie zdają sobie sprawy z tego, że mogą zagrozić ptakom - dodaje.