I nie jest to zachęta do korzystania z autobusów i tramwajów. Likwidacja biletów 20-minutowych, miesięcznych na jedną i dwie linie nie poprawi też jakości powietrza w naszym mieście. Zepsuje za to nastroje. Nie przekonuje tu argumentacja, że jeśli będzie dostępny bilet na wszystkie linie, to zostawimy auta w garażach i po mieście będziemy jeździć autobusami lub tramwajami.
Zrobiliśmy wyliczenia, z których wynika, że po zapowiadanych zmianach cen, będzie się po Krakowie - autobusami i tramwajami - podróżowało drożej. Urzędnicy tłumaczą, że podwyżki są konieczne , bo wzrosły koszty utrzymania transportu i jeszcze wzrosną wraz z zapowiadanymi podwyżkami cen elektryki, gdyż prądożerne tramwaje są w mieście głównym środkiem podróżowania, a zainwestowano też przecież w ekologiczne autobusy.
W MPK z kolei mówią, że trzeba było dać podwyżki kierowcom i motorniczym, bo za marne pensje nie chcą wykonywać tak odpowiedzialnej pracy. Komunikacja miejska zatem zdrożeje, ale może zamiast podnosić ceny biletów i przerzucać te koszty na mieszkańców miasta - co przyznaję jest najprostsze - poszukać oszczędności w administracji, zmniejszyć liczbę urzędników w MPK, a w końcu sypnąć groszem na komunikację z miejskiej kasy.
Warszawa przeznacza na ten cel 16 procent swojego budżetu. Kraków tylko 10. Gdyby to było powiedzmy 2-3 procent więcej, bilety by może nie staniały, ale ich cena nie musiałaby wzrosnąć. Byłaby to taka krakowska komunikacja plus. Plus za dbanie o portfele krakowian i o ich zdrowie. Bo im mniejszy ruch na drogach, tym korki mniejsze i tym smog też mniejszy. A zadowolenie mieszkańców Grodu Kraka - większe.
KONIECZNIE SPRAWDŹ: