- Włożył do środka rękę z przedmiotem przypominającym pistolet i zażądał wydania pieniędzy. Sprzedawca uciekł w kierunku ubikacji, jednocześnie wzywając przez telefon komórkowy policję - opisuje rzeczniczka prokuratury Bogusława Marcinkowska. Piotr G. usiłował dostać się do środka stacji, ale nie udało mu się, uciekł.
Przyznał się do winy. Tłumaczył, że przedmiot udający pistolet był w rzeczywistości zapalniczką, którą potem wyrzucił. Dodał, że ten napad był głupim wybrykiem pod wpływem alkoholu, którego absolutnie nie planował i bardzo go żałuje. Był karany, teraz grozi mu nawet do 15 lat więzienia.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+