Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków. Nocny atak przed klubem Galaktyka koło Olkusza. Sprawca z wyrokiem

Artur Drożdżak
Artur Drożdżak
Pokrzywdzony Tomasz D. musi się zmagać ze skutkami obrażeń ciała, których doznał przed klubem w Laskach koło Olkusza. Oskarżony Tomasz S. za ciosy zadane scyzorykiem ma prawomocny wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie

Dla Tomasza D. to miał być był jeden z wielu fajnych wypadów na dyskotekę. Na co dzień pracował, więc chciał w weekend trochę zaszaleć. Średnio trzy, cztery razy w miesiącu tak się bawił, ale nigdy nie przekraczał pewnej granicy. Wieczorową porą 21 czerwca 2014 r. podjechał do Klubu Galaktyka w Laskach koło Olkusza. Lokal działał od ponad 10 lat i był znany w okolicy. Klimatyczne wnętrze, muzyka, bar, trzy sale do tańca. Kto miał ochotę to na parkiecie szukał szczęścia, a potem mógł poderwać ładną dziewczynę. Tomasz D. miał inny zamiar, bo do klubu wybrał się z koleżanką Kaśką i nie myślał o żadnym skoku w bok.

Wizyta w klubie

21-letni Tomasz S. też się tam znalazł w tym lokalu, ale wieczór rozpoczął od wizyty u kolegi, który tego dnia obchodził urodziny. Albert C. zorganizował grilla, zadbał o jedzenie i alkohol. Pomyślał też o tym, by jeden z kolegów nie zaglądał do kieliszka i przed północą zawiózł całe towarzystwo pod Klub Galaktyka. Pojechali tam późnym wieczorem i dobrze się bawili.

Tomasz S. w trakcie grilla wypił pół litra wódki, na dyskotece skusił się jeszcze na jeden kieliszek i czuł, że świat do niego należy. Hamulce puściły i nietrzeźwy zaczął rozrabiać. Został wyproszony przez ochroniarzy. Na zewnątrz lokalu wdał się w sprzeczkę z trzema osobami, ale spór jakoś załagodziła jego dziewczyna.

Jubilat Albert C. zorientował się, że kolega, który miał odwieźć towarzystwo do domu jednak napił się alkoholu i trzeba znaleźć jego zastępcę. Zadzwonił do znajomego pracownika i poprosił o przyjazd lawetą. Umówili się na 2.00 po północy. Postanowił holować swój wóz i lawetą zabrać całe towarzystwo z klubu.

W tym czasie coś niedobrego działo się z Tomaszem S. Ktoś go zaczepił, padły nieprzyjemne słowa, więc poszedł po pomoc do Alberta C. On jednak nie myślami był gdzie indziej. Gdy podjechała laweta Tomasz S. poprosił znajomego kierowcę o nóż.

Atak scyzorykiem

Do ręki dostał scyzoryk o 6 cm ostrzu. Zaczął się wtedy dziwnie zachowywać, aż ochroniarze klubu po raz drugi tej nocy zwrócili na niego uwagę i byli zmuszeni podjąć wobec niego interwencję. Trochę go przy tym poturbowali, ale bez przesady. Kazali też odjechać kierowcy lawety, który wysiał z pojazdu i tłumaczył, że czeka na kolegów.

W tym momencie przed klubem pojawił się Tomasz D. Szedł z dziewczyną i znajomymi i w chwili gdy mijał lawetę Tomasz S. rzucił w ich stronę: to mnie chcieliście bić?! I kopnął Tomasza D. a potem zaczął zadawać mu ciosy scyzorykiem. Ranny z trudem się wyrwał, by uniknąć furii nożownika. Po chwili wezwano karetkę pogotowia, bo obrażenia na ciele zaatakowanego nie były powierzchowne. Życie uratowała mu kilkugodzinna operacja w szpitalu. Lekarze w ostatniej chwili przyszli mu z pomocą, tylko dzięki nim przeżył.

Sprawca w strachu
Tomasz S. nie czekał na rozwój wypadków i po zadaniu ciosów skorzystał z okazji, wsiadł do kabiny lawety i odjechał w nieznane. Dopiero po dłuższej chwili odebrał telefon komórkowy. Znajomi zorientowali się w trakcie rozmowy, że jest bardzo zdenerwowany i wystraszony.

- Ja już nie wrócę na dyskotekę - powtarzał co chwilę. Zjawił się na posesji Alberta C., gdzie już jakoś dotarło towarzystwo. Dla uspokojenia Tomasza S. poczęstowano go wódką. Nad ranem dotarł do domu, ale nie było czasu na sen, bo policjanci już zapukali do drzwi. Zdziwił się, gdy mu opowiedzieli, jak narozrabiał w nocy.

Stanął pod zarzutem usiłowania zabójstwa i trafił do aresztu. Był w szoku, że tak się sprawy potoczyły. Do tej pory nie karany, o dobrej opinii wśród sąsiadów i znajomych, życzliwy ludziom. Dorabiał sobie w warsztacie samochodowym i wyglądało na to, że niedługo się ustatkuje i założy rodzinę. Marzenia przekreśliły wydarzenia sprzed klubu. Prokurator zarzucił mu też zabór samochodu Alberta C. i jazdę w stanie nietrzeźwości. Na przesłuchaniu Tomasz S. potwierdzał dwa ostatnie zarzuty, ale zaprzeczał, że miał zamiar kogoś pozbawić życia.

- W trakcie pobytu w klubie wyszedłem na zewnątrz i wtedy zostałem dwa razy zaczepiony przez grupę nieznanych mężczyzn. Otoczyli mnie, pobili, kopali po głowie i musiałem wtedy pewnie wyjąć scyzoryk i nim kogoś dźgnąć, ale tego nie pamiętam - nie krył przed prokuratorem. Strasznie się wtedy bał i dlatego uciekł lawetą.

Tylko się bronił?

- Nigdy nikogo nie skrzywdziłem, nie miał też takiego zamiaru wobec Tomasza D. Na pewno nie chciałem go zabić. Może myślałem, że to jeden z napastników? Żałuję tego, co się zdarzyło i przepraszam - opowiadał wyraźnie przejęty.

Sąd Okręgowy w Krakowie nie dał mu w pełni wiary. W swoich ustaleniach oparł się na wiarygodnych zeznaniach Tomasza D. i zapisach kamer monitoringu, które zarejestrowały, jak oskarżony dźga scyzorykiem w brzuch idącego samotnie pokrzywdzonego. Nikt nie prowokował Tomasza S. i nie był ofiarą grupy, przed którą musiałby się bronić.

Na sali sądowej Albert C. zeznał, że nie ma pretensji, że kolega wziął jego lawetę bez pozwolenia dlatego od tego zarzutu Tomasz S. został uniewinniony. Jego jazda w stanie nietrzeźwości została przez sąd zakwalifikowana jako wykroczenie, za które został ukarany 30 dniami aresztu zakazem prowadzenia pojazdów przez 16 miesięcy.

Pokrzywdzony bez pracy

Za najpoważniejszy zarzut oskarżony usłyszał wyrok 4 lat i 6 miesięcy więzienia, bo sąd uznał, że próbował zabić Tomasza D. pięcioma ciosami scyzoryka. Skutki ataku były opłakane. Mężczyzna z ranami ciętymi brzucha o długości 10 cm spędził 11 dni w szpitalu, a po wyjściu jego życie uległo diametralnej zmianie.

Uprawiał siatkówkę, chodził na siłownię, trenował. Z tego wszystkiego musiał zrezygnować. Nie przedłużono mu umowy u pracę, a dorabiał jako magazynier. Zaczął się utrzymywać z zasiłku chorobowego. Lekarze powiedzieli mu, że musi unikać wysiłku, ale sam o tym wiedział, bo w miejscach, gdzie otrzymał ciosy scyzorykiem dalej odczuwał ból.

Zdarzenie przed Galaktyką odbiło się na jego psychice. Nie mógł spać, bał się wychodzić z domu i przestał bywać na imprezach towarzyskich. Ze znajomymi widywał się tylko u siebie w domu, wtedy czuł się komfortowo. Zaczął mieć lęki i depresję. Z tych wszystkich względów jako oskarżyciel posiłkowy domagał się odszkodowania 3,4 tys. zł za straty jakie poniósł w wyniku utraty pracy, leczenia i dojazdów do placówek medycznych. Chciał też zadośćuczynienia za krzywdę. Z tego tytułu sąd przyznał mu 60 tys. zł.

Z wyrokiem nie zgodzili się prokurator i pełnomocnik Tomasza D., którzy chcieli podwyższenia kary do 8 lat więzienia. Z kolei obrońca Tomasza S. argumentował za złagodzeniem wyroku i obniżeniem do 20 tys. zł zadośćuczynienia.

Prawomocny wyrok

Sąd Apelacyjny w Krakowie faktycznie obniżył wyrok do 3 lat i sześciu miesięcy więzienia, ale po zmianie kwalifikacji z próby zabójstwa na ciężki uszczerbek na zdrowiu.

- Oskarżony zaatakował osobę przypadkową, czyli ofiarą mógł być każdy z uczestników zabawy. To wpływa negatywnie na ocenę jego postępowania i nie ma podstaw do nadzwyczajnego złagodzenia kary - nie krył sędzia Andrzej Solarz.Zauważył, że Tomasz S. przestępstwa dopuścił tydzień po ukończeniu 21 roku życia, więc nie można łagodzić mu kary z uwagi na wiek. Ten wyrok jest prawomocny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska