Choć fascynacja robotami sumo trwa na AGH zaledwie od trzech lat, konstruktorzy już mogą się pochwalić sukcesami. Robot Boczek, którego stworzyli Przemysław Elias (III rok informatyki stosowanej, II rok automatyki i robotyki) i jego kolega Michał, zdobył pierwsze miejsce na zawodach w Bratysławie w 2009 roku.
Przygoda z sumo robotami zaczęła się od inpiracja dr. inż. Dariusza Marchewki, opiekuna koła naukowego studentów automatyki i robotyki oraz informatyki. - Interesowałem się tym już wcześniej, więc rzuciłem taki pomysł - opowiada dr Marchewka.
Walki toczą się na okrągłej czarnej arenie, obrysowanej białą linią. Roboty mają zamontowane czujniki, które wykrywają granicę planszy i dzięki temu nie wychodzą poza nią. Dzięki czujnikom "wiedzą" też, gdzie jest przeciwnik. Zazwyczaj roboty mają po dwa silniki, cztery czujniki i system sterowania. Tylko od fantazji i umiejętności konstruktora zależy jednak szczegółowa budowa robota.
Studenci AGH często tworzą tzw. konstrukcje akademikowe, czyli wykorzystują to, co mają akurat pod ręką. Zdarzają się więc kółka z nakrętek od butelek oklejonych balonami, z nakrętek od słoików, zębatki z napędu CD. Przydają się również plastikowe tacki.
Walki odbywają się w trzech rundach, po trzy minuty każda. Są cztery kategorie zawodników, w zależności od rozmiarów - tłumaczy Przemysław Elias. - Wygrywa ten, kto zepchnie przeciwnika z maty.
Roboty sumo to tylko jedne z wielu, jakie konstruują studenci. Kolejne to roboty typu line follower, czyli takie które same poruszają się po wyznaczonej linii. Na zawodach biorą udział w wyścigach, który pierwszy przebędzie wyznaczoną trasę. Daalec, skonstruowany przez Marcina Okarmę z III roku automatyki, na zawodach w Łodzi w czerwcu zeszłego roku, zdobył drugie miejsce.
Sukcesów konstruktorom z AGH nie brakuje, ale zdarzały się też wpadki. - Na jedne zawody studenci zapomnieli zabrać ładowarkę. Baterii starczyło jedynie na kwalifikacje - opowiada dr Marchewka.
Według studentów najważniejsza jest atmosfera na zawodach. - I świetna zabawa, która tak przyciąga ludzi - mówi Marcin. - Gdy wróciłem z pierwszych w życiu zawodów, już nie mogłem się doczekać kolejnych.
Konstruowanie robotów tak wciąga, że w kole naukowym jest teraz już około 100 osób. I do studentów III roku zgłaszają się pierwszoroczniacy, którzy proszą o rady i pomoc w konstruowaniu. Jest wśród nich nawet jedna przedstawicielka płci pięknej. - To pierwsza dziewczyna, którą widziałem z lutownicą - śmieje się Marcin.