Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków: surowy zarzut dla właścicielki amstaffów

Redakcja
Właścicielka psów przyznała się do winy. Rodzice pogryzionej przez psa pięcioletniej Włoszki są zadowoleni z treści zarzutów.

Jolanta O., właścicielka dwóch amstaffów, usłyszała zarzut narażenia pięcioletniej Włoszki na niebezpieczeństwo utraty życia. Grozi jej do trzech lat więzienia.

Kobieta pozostawiła psy bez dozoru i kagańców w swojej restauracji "Arlecchino" przy ul. Grodzkiej. Jeden z nich - dziesięciomiesięczna suka, rzucił się na Noemi, rozszarpując jej czoło, nos i policzek. Biegli określili jej obrażenia jako powodujące ciężki i trwały uszczerbek na zdrowiu.

Z treści zarzutu zadowoleni są rodzice małej Włoszki. - Dobrze się stało - mówi Alfredo Fazzini, ojciec dziewczynki. - U nas jednak za podobne przestępstwa kary są o wiele wyższe - zaznacza.
Noemi przyjechała do Polski na wakacje z rodzicami. 3 sierpnia wieczorem jadła z nimi kolację w "Arlecchino".

Gdy poszła do toalety z koleżanką, rzucił się na nią jeden z dwóch amstaffów właścicielki lokalu. Według świadków, psy swobodnie chodziły po pomieszczeniu. Dziewczynkę uratował ojciec, który wyjął głowę Noemi z pyska zwierzęcia. W szpitalu lekarze założyli jej 90 szwów.

Jolanta O., zeznając w prokuraturze, przyznała się wczoraj do winy. Stwierdziła, że czasami przychodziła z psami do restauracji i nie było z nimi problemów. Feralnego dnia zaś przywiązała je do krzesła. Nie potrafiła wytłumaczyć, w jaki sposób pogryzły dziecko. - Nasze ustalenia są jednak zbieżne z jej zeznaniami - mówi Bogusława Marcinkowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej. Przyznaje, że na treść zarzutu nie miał wpływu fakt, że wcześniej Jolanta O. była karana przez sąd grodzki za to, że psy biegały bez smyczy (pisaliśmy o tym miesiąc temu).
Prokuratura powołała biegłego - psiego behawiorystę. Stwierdził on, że oba amstaffy nie były w ogóle szkolone, choć tego wymaga ich rasa. Mogło to rodzić niebezpieczeństwo, że niekompetentne osoby nie będą w stanie nad nimi zapanować. - Według biegłego, amstaffy nie były z natury agresywne ani uczone agresji, ale mogły się takie stać w sytuacji stresu. To jednak rasa wyhodowana do walki - mówi Bogusława Marcinkowska.

Już wcześniej biegli ustalili, że pies nie był chory. Nie wiadomo, co się teraz stanie z amstaffami. - Na razie są dowodem w sprawie - mówi Marcinkowska.

Tymczasem Jolanta O. chce naprawić szkody. - W porządku. Ale ona chyba nie zdaje sobie sprawy, jakie to koszty - mówi Alfredo Fazzini. Przyznaje, że na zwykły krem dla dziecka wydaje ok. 400 zł. Dziewczynka co tydzień chodzi na terapię do psychologa i na konsultację do chirurga plastycznego. - Niewykluczone, że będzie konieczna operacja plastyczna. A kosztów wieloletniej terapii nie jestem nawet w stanie oszacować. Będą olbrzymie, nie mówiąc już o tych, które ponieśliśmy w Krakowie - mówi Fazzini.

Ojciec Noemi przyjął do wiadomości przyznanie się Jolanty O. do winy, choć nadal pamięta, jak zachowała się w czasie wypadku. - Uciekła z psami tylnym wyjściem - wspomina Alfredo. Przyznaje, że Jolanta O. wysłała do niego jednego maila. Pytała w nim o zdrowie Noemi.

Obecnie dziewczynka czuje się coraz lepiej. Lekarze zdjęli jej 90 zewnętrznych szwów z czoła, nosa i policzka. Zostały jeszcze szwy wewnętrzne. Od czasu wypadku panicznie boi się psów.

Śledczy czekają na dokumentację z leczenia dziewczynki we Włoszech. Potem sporządzą akt oskarżenia. Jolanta O. nie została aresztowana ani poddana dozorowi policyjnemu.

Współpraca Anna Agaciak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska