Jednak, jak ustalili śledczy, sprawa nie jest aż tak prosta. Okazuje się, że Piotr O., wraz z dwoma nieletnimi kolegami, sam został napadnięty. - Siedzieli we trzech na ławce pod blokiem na osiedlu - opowiada rzecznik prokuratury Bogusława Marcinkowska. - Podeszło do nich 4 lub 5 kibiców Cracovii z maczetami i zaczęli ich bić. Piotr O. dostał cios w głowę, oberwał po rękach. Był mocno ranny - dodaje Marcinkowska.
Wtedy Piotr O. wyciągnął nóż i ugodził jednego z napastników - właśnie 17-latka. Ktoś wezwał karetkę, ale chłopak zmarł w drodze do szpitala. Tymczasem, rannego Piotra O. koledzy zanieśli do mieszkania swojego kumpla, który mieszkał w bloku, w pobliżu ławki. - W mieszkaniu było kilka osób, odbywała się tam impreza - mówi Marcinkowska. Opatrzyli rannego.
Niedługo potem do mieszkania wpadła policja, wyprowadzili wszystkich. Jednak, poza Piotrem O. i towarzyszącymi mu dwoma nieletnimi kolegami, wszyscy są w tej sprawie tylko świadkami. Dlaczego śledczy postawili Piotrowi O. zarzut zabójstwa, skoro się bronił? - Piotr O. celował w pierś napastnika 24-centymetrowym ostrzem. Wiedział, że to może zabić. Nie wykluczamy jednak przyjęcia wariantu obrony koniecznej. Sprawę trzeba dokładnie zbadać - mówi Marcinkowska. Piotr O. nie przyznał się do zabójstwa. Odmówił składania wyjaśnień. Grozi mu nawet dożywocie.