Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krakowianin przepłynął Atlantyk maleńką łodzią

Maria Mazurek
Szymon Kuczyński i jego jacht. Pokonali ok. 18 tysięcy kilometrów
Szymon Kuczyński i jego jacht. Pokonali ok. 18 tysięcy kilometrów J. Maderski
32-letni Szymon Kuczyński z Krakowa przepłynął Atlantyk tam i z powrotem na 5-metrowej, samodzielnie zbudowanej łodzi. Pokonał odległość 10 tys. mil morskich, czyli ok. 18 tys. km. Prawdopodobnie nikt wcześniej nie przepłynął oceanu w dwie strony tak małą łódką. Wcześniej jedna osoba przepłynęła go pontonem motorowym z żaglem, ale tylko w jedną stronę.

Tryb samotnika

Żegluga, szczególnie morska, kojarzy się z okazałymi jachtami i wielkimi pieniędzmi. Szymon Kuczyński (32 lata) i jego dziewczyna Dobrochna Nowak (24 lata) uparli się, żeby pokazać, że to stereotyp. On jest kurierem rowerowym, ona - studentką geografii. Wynajmują 18-metrową kawalerkę. W zeszłym roku dostali propozycję nie do odrzucenia: mogą wybudować swój jacht (według projektu z lat 80.), a potem wyruszyć nim na wielkie wody.

Początkowo konstrukcja powstawała w ich kawalerce. - Ależ się działo w naszym malutkim mieszkaniu! Arkusz sklejki zajmował całą podłogę i zastawiał całą łazienkę - śmieje się Szymon. Potem budowę przenieśli na Mazury, bo zaczął się sezon, a Szymon, i Dobrochna są instruktorami żeglarstwa. Zaprzyjaźniona przystań użyczyła im miejsca. Tak powstał ich własny jacht: Lilla My (Mała Mi).

Budowa jachtu była błyskawiczna: zajęła im sześć miesięcy. I ekonomiczna, bo jacht kosztował ich w sumie ok. 6,5 tys. zł. W środku jest jednak wszystko, czego potrzeba: kajuta, kuchenka, stół nawigacyjny, miejsce do spania. - Praktycznie nie buduje się tak tanich i mikroskopijnych jachtów. Wieść, że chcemy nim przepłynąć Atlantyk, była dla wielu żeglarzy nie do pomyślenia. Ja jednak powtarzam, że z jachtami jest trochę jak z rowerami: można mieć taki za 20 tysięcy, ale ten za tysiąc złotych również będzie jeździł - tłumaczy Szymon.

Wypłynął w listopadzie zeszłego roku z Portugalii. Samotnie. Najpierw skierował się na Wyspy Kanaryjskie. Tam miał pierwszy (i jedyny) kryzys. - To bardzo wysokie, wulkaniczne wyspy, gdzie nadajniki telefoniczne są wysoko, więc miałem przez kilka dni na morzu zasięg. Poczułem się trochę samotny, zacząłem więc dzwonić i SMS-ować do znajomych. A oni w pracy, na zajęciach, mieli swoje sprawy i nikt nie miał czasu ze mną rozmawiać. - Szymon dziś się z tego śmieje, lecz wtedy poczuł się trochę nieswojo. Dodaje jednak, że jak już odpłynął dalej, w głąb oceanu, i stracił kontakt z lądem, przestawił się na tryb samotnika.

Da się żyć inaczej
Na Karaiby płynął 43 dni. Na początku musiał zmagać się ze sztormem, ale potem ocean był już spokojny, łaskawy. Szymon głównie spał, czytał i jadł. - Sponsor przygotował świetne posiłki, które trzeba było tylko podgrzać. Na co dzień dużo jeżdżę na rowerze, ruszam się. Na tak malutkim jachcie nie da się urządzić nawet spaceru, więc utyłem trzy kilo - opowiada. Ta podróż uświadomiła mu też inną sprawę: musi kupić sobie e-czytnik. - Pochłaniałem książkę w jeden, dwa dni. Szybko skończyły się zapasy i musiałem zabrać się za czytanie literatury fachowej, o żeglarstwie.

Na łódce jest światło i prąd. To dzięki bateriom słonecznym i akumulatorom. Nie było problemu z gotowaniem ani z ładowaniem laptopa.

Na przełomie stycznia i lutego Szymon dotarł na Karaiby. Tam doleciała do niego Dobrochna. - Przez trzy miesiące leniuchowaliśmy, wylegiwaliśmy się w słońcu. Inny świat - opowiada Szymon. - Nagle się okazało, że można żyć inaczej. Że można spędzać zimę na Karaibach i jeszcze do tego zarabiać. Sam szybko podłapałem pracę w porcie, żeby trochę uzupełnić fundusze - wspomina. Dodaje, że na całą podróż - dla dwóch osób, razem z budową jachtu - wydał 20 tys. zł. - To przecież tyle, ile przez te osiem miesięcy wydalibyśmy na mieszkanie i skromne życie w Krakowie.

Przewartościowanie

W drogę powrotną wyruszyli (już wspólnie z Dobrochną) w kwietniu. - Trasa powrotna jest uważana za niebezpieczniejszą, wszyscy więc się o nas bali. Niepotrzebnie. Mieliśmy świetny support lądowy; informację o pogodzie, sugestie, jak płynąć. Mimo że nasz jachcik jest mikroskopijny, nie zawiódł nas - opowiada Szymon.

Tym razem płynął z dziewczyną. - Wszyscy zastanawiali się, czy na tak małej przestrzeni, non stop z sobą, nie pozabijamy się - wspomina ze śmiechem. - Ale daliśmy radę. Pokłóciliśmy się tylko raz, akurat jak zeszliśmy na ląd. Z tego co pamiętam, o kanapkę. Ale po trzech minutach był rozejm. Na łódce dzieliliśmy się obowiązkami: ja byłem od technicznych spraw, Dobrochna gotowała. Szanowaliśmy to, że druga strona musi chwilę pobyć w ciszy, ale też wspieraliśmy się, opiekowaliśmy sobą - opowiada Szymon.
Dopłynęli do Świnoujścia w czwartek 18 lipca.

Para pokazała sobie i światu, że w podróżowaniu praktycznie nie ma barier. Nawet finansowych. Co teraz? - Trzeba wrócić do pracy. Dobrochna kończy studia i musi zdecydować, co dalej robić ze swoim życiem. Sądzę, że ta decyzja może zaskoczyć ją samą. Bo takie podróże przewartościowują, zmieniają sposób patrzenia na świat - puentuje żeglarz.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska