https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Krakowski wokalista i gitarzysta Jacek Dewódzki o płycie "Artystyczna 13": Ten projekt to spełnienie marzeń

Paweł Gzyl
Jacek Dewódzki (w środku) i przyjaciele
Jacek Dewódzki (w środku) i przyjaciele Materiały prasowe
W latach 1995-2001 był wokalistą grupy Dżem. Nagrał z nią trzy albumy. Potem prowadził własny zespół Revolucja. Teraz Jacek Dewódzki działa solo. Właśnie ukazała się jego nowa płyta "Artystyczna 13". Z okazji jej premiery krakowski wokalista i gitarzysta opowiada nam o swych aktualnych projektach.

MOJE MIEJSCE W KRAKOWIE. Andrzej Sikorowski: Od lat bywam tu prawie codziennie

od 7 lat

- Twoja wytwórnia przedstawia cię w notce prasowej: „Jacek Dewódzki, były wokalista legendarnego Dżemu”. Zgadza się?
- Legendarny? To mi się kojarzy ze Smokiem Wawelskim. (śmiech) Ja nie robię z tego wielkiego cyrku.

- No właśnie: śpiewanie przez 6 lat z Dżemem miało duży wpływ na twoją późniejszą twórczość?
- Chyba taki, że chciałem potem grać inaczej niż oni. Ja byłem trochę młodszy od nich i podobała mi się bardziej nowoczesna muzyka – Pearl Jam i cały ten grunge. Ich pomysły były dla mnie zbyt staroświeckie. Pojawił się więc konflikt i nasze drogi się rozeszły. Zrobiłem sobie wtedy zespół Revolucja, z którym nagrałem dwie płyty, takie jakie chciałem.

- Jesteś zadowolony z kariery, jaką zrobiłeś po rozstaniu z Dżemem?
- Muzyk to zawód jak każdy inny: raz się pracuje tu, a kiedy indziej tam. Ja poza graniem miałem zawsze inną pracę. Początkowo przez wiele lat byłem nauczycielem Przysposobienia Obronnego, ale w końcu zlikwidowali mi przedmiot. (śmiech) Potem pracowałem w różnych miejscach, nawet w Domu Pomocy Społecznej. Obecnie akurat tylko gram, bo pandemia trochę inaczej nas poustawiała.

- Teraz dostajemy twoją płytę „Artystyczna 13”, którą nagrałeś z Arkadiuszem Nieciem. Kto to taki?
- Jakieś 30 lat temu, kiedy jeszcze śpiewałem w Dżemie, poznałem Arka, bo grał wtedy w zespole Maj, który występował przed nami. Okazało się, że obaj mamy fioła na punkcie tej samej muzyki. Potem Arek przestał grać, bo zajął się biznesem. Miał jednak w szufladzie kilka nienagranych piosenek. Odezwał się więc do mnie z pytaniem, czy nie miałbym ochoty z nim ich zrobić. „Nie ma sprawy” – powiedziałem. I tak powstała cała płyta.

- Jak tworzyliście znajdujące się na niej piosenki?
- Podczas wspólnych spotkań. Siedzieliśmy w baraku i tłukliśmy się na gitarach. Niektóre pomysły przynosił Arek, niektóre ja. Dlatego poza jego dwoma numerami, są to nasze wspólne kompozycje.

- Jest tu też nowa aranżacja twojego przeboju „Chcę ci coś opowiedzieć”. Skąd ten pomysł?
- Kiedy śpiewałem w Dżemie, to moi koledzy nie chcieli go ze mną grać. Zrobiłem go więc sobie dopiero z moim kolejnym zespołem – Revolucją. Nigdy jednak ta piosenka nie została nagrana tak, jak powinna. Zarejestrowaliśmy bowiem tylko jej akustyczną wersję, a to przecież grunge’owy numer. I w końcu dopiero teraz udało się go zrobić jak trzeba.

- Podczas nagrań współpracowaliście z wokalistą i gitarzystą krakowskiej grupy Alergen – Pawłem Nawrockim. Jak do tego doszło?
- Ja tworzę z Pawłem akustyczny duet Jacek i Placek. Znamy się więc jak łyse konie. Kiedy zaczęliśmy z Arkiem robić numery na tę płytę, zaprosiliśmy Pawła do współpracy. Zrobiło się więc nam takie trio. I okazało się, że to był dobry pomysł. Paweł wniósł na ten album bardzo dużo – szczególnie kompozycyjnie.

- W sumie na płycie zagrało 16 muzyków – w tym tak znane postacie, jak Marek Raduli, Jerzy Styczyński czy Sławek Wierzcholski. Jak ich przekonaliście?
- Ten projekt to spełnienie marzeń. Arek marzył o nagraniu swoich piosenek – i tak się stało. Ja marzyłem, żeby skleić zespół składający się z moich ulubionych muzyków – i tak się też stało. Kiedy była potrzebna solówka na gitarze, to zaprosiliśmy Marka i Jurka, a kiedy na harmonijce ustnej – to Sławka. Nikt z nich nie miał nic przeciwko.

- Producentem płyty został Marcin Limek. To ceniona postać – ale bardziej kojarzona z popem, a nie z rockiem. Jak się dogadywaliście?
- Trochę spieraliśmy się o aranżacje. Bo on też dużo wnosił swoich pomysłów do poszczególnych numerów. Nawet zagrał kilka partii gitar. Ja chciałem bardziej blues-rockowego brzmienia, a on – popowego. Ale ostatecznie może być.

- Jesteś wierny blues-rockowi przez całą swą karierę. Co sprawia, że ta muzyka ciągle gra ci w duszy?
- Właściwie to gra mi w duszy każda muzyka. A wykonuję ją, bo fajnie się z tym czuję. Ktoś by mógł powiedzieć, że ja się w tym spełniam. A dla mnie to po prostu fajna zabawa. Śpiewa się, gra się na gitarze, ludzie się bawią. Czego więcej chcieć? To sposób na szczęśliwe życie.

- Autorką słów do piosenek jest żona Arka – Wioletta Górka-Nieć. Jak się odnalazłeś w jej tekstach?
- Bardzo ostro spieraliśmy się o te teksty. Bo ja jestem facetem, a ona jest kobietą. Doszliśmy jednak do porozumienia. W efekcie część tekstów jest mojego współautorstwa.

- Płytę promuje animowany teledysk do „Stacji końcowej”. Nie woleliście wystąpić w klipie i wspólnie zagrać?
- A po co? My już jesteśmy stare dziady, więc nie ma się co pokazywać. Arek ma znajomego, którzy zajmuje się animacją - Łukasza Jedynastego. I on zrobił fajny teledysk. Tak jest po prostu ciekawiej.

- Płyta „Artystyczna 13” ukazała się na kompakcie i na winylu. Jest różnica w brzmieniu?
- Ja mam odtwarzacz kompaktowy w samochodzie. A ponieważ zepsuł się i od miesiąca stoi u mechanika, to w ogóle nie słuchałem tej płyty po jej wydaniu. (śmiech)

- Zagracie kiedyś ten materiał na żywo?
- Będę wykonywał niektóre z tych piosenek podczas występów ze swoim składem Wendigo. Na najbliższy zapraszam 13 grudnia w Tarnowie.

- Jakie masz dalsze plany na przyszłość?
- Robimy z Arkiem nagrania na drugą płytę. Nawiązałem też współpracę z innym muzykiem – Sebastianem Najderem. Poznaliśmy się przypadkiem, bo mieszka na tym samym osiedlu co ja w Krakowie. Okazało się, że jest wielkim fanem Dżemu. Założyliśmy więc projekt Jacek Dewódzki w Dżemie, w ramach którego wykonujemy te moje piosenki, które stworzyłem dla Dżemu, a których oni nie chcieli ze mną grać. Teraz gramy co chcemy, bardziej akustycznie niż elektrycznie, bo poza gitarami mamy cajun i skrzypce. Czyli po krakowsku.

Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska