Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Królowa i muza 'Piwnica pod Baranami'

Katarzyna Janiszewska
Irena Szaszkiewiczowa i Potr Skrzynecki (u góry) w Piwnicy pod Baranmi. Uwielbiali ją w Piwnicy, a ona uwielbiała ich. Mimo sporej różnicy wieku
Irena Szaszkiewiczowa i Potr Skrzynecki (u góry) w Piwnicy pod Baranmi. Uwielbiali ją w Piwnicy, a ona uwielbiała ich. Mimo sporej różnicy wieku archiwum rodzinne
Na co dzień była Ireną, pielęgniarką, samotną matką z dwojgiem dzieci. Ale w "Piwnicy" i w głębi duszy zawsze pozostała Kiką - skorą do żartów, bezpretensjonalną, pozytywnie nastawioną do świata dziewczyną. O barwnym życiu królowej "Piwnicy pod Baranami" - pisze Katarzyna Janiszewska

Czytaj też: Kuchenne rewolucje Gessler w polskich żołądkach

Czy pan myśli, że ja się mogę jeszcze komuś podobać? - zapytała Szaszkiewiczowa. - Ależ droga pani, jest pani tak interesująca, tak miło się z panią rozmawia, że każdy zapomina jaka pani jest stara i gruba - odparł zupełnie serio Piotr Skrzynecki. - I Pani się nie obraziła? - pytam, kiedy siedzimy w salonie, w mieszkaniu jej syna. - Nie, skąd. Przecież to była szczera prawda.

Przeżyła dwie wojny. Z bliska widziała marszałka Piłsudskiego. Pstryknęła mu nawet zdjęcie kodakiem. Przyjaźniła się z Kossakami. W jej domu gościł generał Maczek. Ale długo by tu wyliczać wybitnych ludzi kultury, nauki, sztuki, z którymi jadała obiady, chodziła na bale, czy choćby tylko rozmawiała. - Wszystkich, których powinnam znać, poznałam - uśmiecha się Irena Szaszkiewiczowa, drobna 95-latka z mocnym uściskiem dłoni.

A jak to się stało, że panienka z dobrego domu, wychowana według przedwojennych zasad, stała się skandalistką, która pozwala nocować u siebie obcym mężczyznom i wygłupia się w kabarecie? - Oni chcieli sensacyjnych rzeczy - stuka palcem w okładkę książki, którą niedawno wydała. - Ale tak naprawdę to skandali w Piwnicy nie było. Piotr wszystko wymyślał.

Ireną Kiką Jarochowską została tak:

"Ten najpiękniejszy ze światów ujrzałam 4 marca 1917 r., kilkadziesiąt lat później niejaki Piotr Skrzynecki w swoim kabarecie zaśmiewał się podle, że Szaszkiewiczowa urodziła się przed rewolucją - niewykluczone, że francuską, dodawał, czemu pragnęłabym stanowczo zaprzeczyć!" - pisze w swoich wspomnieniach.

Wychowała się we dworze w Babicy. Oboje rodzice pochodzili z ziemiańsko-inteligenckich rodzin. Dzieciństwo upływało jej szczęśliwie i beztrosko. Gdy tylko budziła się wczesnym rankiem, razem z rodzeństwem - Mają i Kotem - biegała po zroszonej trawie. A po śniadaniu, gdy nie musieli zasiadać z boną do lekcji, wspinali się po drzewach i bawili ze zwierzętami. Miała 12 lat, gdy trafiła do Sromowców Wyżnych, gdzie pobierała nauki w "Cisowym Dworku", harcerskiej szkole. Jedyna wówczas koedukacyjna placówka budziła szczere zgorszenie babki Olgi Uznańskiej. Kice zaś szkoła "szalenie przypadła do gustu". Gorzej było w krakowskim Gimnazjum im. Królowej Jadwigi, gdzie na świadectwie z szóstej klasy wystawiono jej sześć dwój. Opuściła szkołę z adnotacją "odchodzi bez przeszkód". Maturę zrobiła w liceum we Lwowie.

Matką (samotną) została tak:

Antoni Szaszkiewicz - wybranek serca młodej Kiki - nie przypadł rodzicom do gustu. Pięć lat młodszy od niej, bez wykształcenia, bez zawodu. I na dodatek z rozwiedzionej rodziny. Ale jej to nie przeszkadzało. Wysłała brata, żeby zmiękczył rodziców.

- No, nie bardzo się zachwycali - przyznaje. - Ale w końcu nie wychodzi się za mąż, bo ktoś coś ma czy umie, prawda?
Najpierw na świat przyszedł Maciek, dwa lata później - Jasza. Toni odszedł od żony dziewięć lat po ślubie. - Nie miałam pretensji - mówi. - Gusta się ludziom zmieniają. Uważam, że wina leży po obu stronach. Choć ja nie bardzo widziałam swoją.
Szaszkiewicz był żonaty jeszcze trzy razy. I za każdym razem lojalnie pytał pierwszą żonę, co ona na to: - Poznałam panie Szaszkiewiczowe, szalenieśmy się polubiły.

Nie było jej łatwo. Pracowała jako pielęgniarka w nowohuckim kombinacie. Wychodziła rankiem, wracała późno wieczór. Chłopcy zostawali bez opieki. - I któregoś dnia Maciek przyznał się, że z kolegami kradli butelki i zanosili do skupu - opowiada Kika. - Wystarałam się o dom dziecka, bo wydawało mi się, że tam będą mieć opiekę. Co niedziela brałam ich do siebie. Wszyscy mieli pretensje, że jestem złą matką, ale przed wojną większość dzieci uczyła się w szkołach z internatem.

Dr Maciej Szaszkiewicz, dziś znany psycholog: - Mama była zapracowana. Ale była świetną gospodynią, mistrzynią robienia obiadu z niczego. Nie umiała jednak egzekwować dyscypliny, była zbyt łagodna. A my, rozbisurmanieni, zadawaliśmy się z rozmaitymi typkami spod ciemnej gwiazdy. Obowiązki wychowawcze ją przerastały.

Muzą i gwiazdą "Piwnicy" została tak:

Zawsze była otwarta na ludzi. Pomieszkiwali u niej kątem studenci ASP, w malutkim mieszkanku przy ul. Urzędniczej kłębiły się tłumy. Więc kiedy przyjaciel zapytał, czy przyjmie bezdomnego, który nocuje na dworcu, zgodziła się. Młodziutki Piotr Skrzynecki ujął ją od razu. Był inteligentny, dowcipny, oczytany. Zdążył już zrobić w Krakowie trochę szumu, zakładając "Piwnicę pod Baranami". Miał tylko jedną wadę: nie mógł utrzymać niczego w tajemnicy. A wyjątkowo zabiegał, żeby wokół Szaszkiewiczowej było mnóstwo skandali: - Zdradzałam mu w największym sekrecie zmyślone historie, intrygi, że ta z tym, a ten z tamtym i za parę dni trąbił o tym cały Kraków.

Uwielbiali ją w "Piwnicy", a ona uwielbiała ich. Choć dzieliła ich spora różnica wieku: ona po czterdziestce, oni mieli po dwadzieścia lat. Na jej widok Jurek Vetulani (dziś profesor nauk przyrodniczych) wołał: "Gasić światło, idzie Szaszkiewiczowa, stare próchno, będzie świecić!". - Spostrzegli, że się nie obrażam, nie wywyższam. Ale długo musiałam się uczyć tego absurdalnego, surrealistycznego humoru piwnicznego.

Z czasem sama zaczęła występować. Najpierw podczas rewii piosenki. Później w kabaretowym programie "Sen namiestnika Hinkona" jako anioł zaśpiewała kołysankę. - Najpierw się wzbraniałam. Bo przecież śpiewać nie umiałam, występować ani tyle - wspomina. - Ale atmosfera w "Piwnicy" była niezwykła. Wszyscy się do niej garnęli, bo wiedzieli, że spotkają tu ludzi myślących podobnie. To była odtrutka na beznadziejną PRL-owską rzeczywistość. Dr Szaszkiewicz: To były trudne czasy. Każdy "inny" był tępiony. A w "Piwnicy" nikt nikogo o nic nie pytał, niczemu się nie dziwił. Mama była dla nich czymś w rodzaju instytucji interwencji kryzysowej. Mogli się jej zwierzyć, wyżalić.

Bohaterką komiksu została tak:

Pomysł był Skrzyneckiego, Kazio Wiśniak (znany dziś scenograf, malarz) rysował. Spotykali się w barze mlecznym i wymyślali coraz to nowe historie. Cały wic zasadzał się na tym, że Szaszkiewiczowa się zakochuje i gania za swoim nowym ukochanym. - Pamiętam, jak Piotr klęczał na środku pokoju i wołał: Boże, żeby Eile się zgodził, choć na trzy odcinki, tobym sobie spodnie kupił.

Eilemu, naczelnemu "Przekroju" pomysł się spodobał. Radio nadawało wtedy słuchowisko "Matysiakowie" - taką trochę mydlaną operę. Komiks miał być swojego rodzaju antidotum. Było już kilka odcinków, wytypowali Wiśniaka na ukochanego Szaszkiewiczowej, ale nie mieli dla niego imienia. Michał czy Andrzej było zbyt banalne.- W szatni w teatrze usłyszałam, jak ktoś mówi: To jutro przywiozę ci ten ksylolit na podłogę. Niezwykle mi się to spodobało. Ksylolit był jak znalazł!

Pewnego dnia dyrektor szpitala, w którym pracowała, wezwał ją oburzony. - Wszyscy tu wiedzą, jak jej ciężko wychowywać dzieci. A z komiksu się dowiadują, że Szaszkiewiczowa bale wystawne urządza, pół Krakowa sprasza. Toż tak się nie godzi - grzmiał przełożony. - Mówię: panie dyrektorze, w następnym odcinku będę latać balonem nad Tatrami. A on: ja pani urlopu nie dam! Jak tylko komiks się ukazał, pół Krakowa się obraziło. Połowa dlatego, że się w nim znaleźli, a druga połowa, że ich tam nie ma.

Autostopowiczką RP została tak
:
Wyszła z pracy z kombinatu w Nowej Hucie. Spotkała Eilego, zaproponował, że ją podwiezie. Ale o czym tu rozmawiać?
- A pan wybiera się gdzieś na wakacje? - zagaiła nieśmiało. - Tak, jadę do Austrii. A pani? - Autostopem, nad morze. - To chyba liczy pani na kierowców ciężarówek - odciął się.

Szaszkiewiczowa: Udawałam, że nie wiem, że to aluzja do mojej tuszy. Mówię, że tak, bo przecież jadę z dziećmi, mamy bagaże. A on na to: Wie pani co? Damy apel w "Przekroju", żeby kierowcy panią zabierali. I tak zrobił. A Kika z synami zjeździła autostopem pół Polski. I od tego czasu - jak mówili niektórzy - zapanował snobizm na Szaszkiewiczową. Do tego stopnia, że Ewa Demarczyk odgrywała ją w skeczu o autostopie.

Emigrantką została tak:
W 1969 r. wyjechała do Norwegii w poszukiwaniu pracy, pięć lat temu wróciła do Krakowa. I tu można by zacząć kolejną opowieść. O tym jak w czasie stanu wojennego wysyłała do Polski tiry z paczkami i o jej słynnych makatkach. - Wyobraża pani sobie? Tyle czasu, 40 lat, a w książce się nie zmieściło. Muszę chyba wydać kolejną - śmieje się. - Tyle rzeczy się dzieje. Próbowałam malować akwarelami. Teraz po głowie chodzą mi pastele. I kto wie, co jeszcze?

Wybierz Wpływową Kobietę Małopolski 2012 Zobacz listę kandydatek i oddaj głos!

Która stacja narciarska w Małopolsce jest najlepsza? Zdecyduj i weź udział w plebiscycie

Ferie zimowe 2012. Zobacz, jak możesz je spędzić w Krakowie!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska