Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Piątek: System VAR będzie dziwny dla nas i dla kibiców

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Krzysztof Piątek (z prawej)
Krzysztof Piątek (z prawej) Andrzej Banas / Polska Press
- Zdążyliśmy się nacieszyć, wrócić na swoją połowę, nawet piłka już stała na środku, a nagle spada na nas informacja, że jest VAR. Trochę to jest niedopracowane - mówi Krzysztof Piątek, napastnik Cracovii, któremu w meczu z Lechią sędzia nie uznał dwóch goli.

– Złość już minęła?
– Po meczu w Gdańsku? Tak, ochłonąłem. Na samym początku trudno było mi się pogodzić, system VAR zalazł mi za skórę. Gdy zaraz po meczu mówiłem o tym w Canal Plus, to tak naprawdę nie wiedziałem, o co chodziło, dlaczego nie uznano mi tych goli. Gdy strzelałem drugą bramkę, to widziałem przed sobą trzech zawodników, dużo później dowiedziałem się, że dwadzieścia sekund wcześniej byłem na spalonym.

– Mógł Pan być wiceliderem klasyfikacji strzelców, a tymczasem jest zero na koncie.
– Taki paradoks: gdybyśmy grali w piątek czy niedzielę, to te bramki zostałyby uznane i nikt by nic nie powiedział. Gdy w ubiegłym sezonie i poprzednich nie było VAR-u, to o takich akcjach mówiło się, że zostały puszczone z duchem gry. Zgadzam się z naszym trenerem, to trochę niesprawiedliwe, że w tej chwili na jednym meczu VAR jest, a na innych nie ma.

– Oglądał Pan powtórki?
– Z punktu widzenia przepisów sędzia miał stuprocentową rację, z wideoweryfikacją nikt nie wygra. Z drugiej strony, gdy analizowaliśmy ten mecz, to sporo dyskutowaliśmy o tym, jak arbiter interpretował te sytuacje. Widać pole kontrowersji: powiedzmy, że drużyna zdobędzie gola, a sędzia cofnie akcję i dostrzeże faul. Jeden może uznać, że było przewinienie, drugi, że lekkie pociągnięcie, bez konsekwencji. I znów wszystko zależy od spojrzenia arbitra.

– Z czasem VAR ma być stosowany na wszystkich meczach. Zastanawiam się nad jedną sprawą: strzeli Pan bramkę i zamiast zacząć się cieszyć, będzie patrzył w stronę sędziego?
– To jest problem. Na pewno to nie może tyle trwać. Gdy oglądałem mecz Pucharu Konfederacji, Meksyk – Portugalia, Portugalczycy strzelili bramkę, zaczęli się cieszyć, ale sędzia szybko dał znak gwizdkiem, że będzie sprawdzał sytuację na wideo. Działo się to szybko, od razu było wiadomo, że są wątpliwości. My zdążyliśmy się nacieszyć, wrócić na swoją połowę, nawet piłka już stała na środku, a nagle spada na nas informacja, że jest VAR. Musieli to chyba sprawdzać w wozie pięć-sześć razy, trochę to jest jeszcze niedopracowane.

– Koledzy w szatni mieli używanie?
– Było trochę śmiechu. VAR jeszcze nie został na dobre wprowadzony, a ja już dwa razy zostałem „złapany”. Przeszedłem do historii (śmiech). Muszę jednak powiedzieć, że dla mnie wideo w futbolu to słaba akcja. To będzie dziwne dla kibiców na trybunach, i dziwne dla nas. Czytałem wywiady z piłkarzami Lechii. Mimo że na tym skorzystali, to sami wyrażali wątpliwości. Mieliśmy 85 minutę i 2:0. Gol, radość, potem uspokojenie, bo sytuacja jest komfortowa. Gramy dalej. Mija trochę czasu i nagle ktoś mówi: bramki nie ma.

– To jest trudny moment od mentalnej strony?
– Coś takiego siada na psychikę. Może gdyby szybciej to trwało… W nerwach powiedziałem, że to zabije futbol. Może za mocne słowa, ale dalej mam takie zdanie, że tego nie powinno być w piłce.

– Wy w Gdańsku wytrzymaliście ten trudny moment.
– Lechia miała swoją sytuację, a zapewne inaczej byśmy rozmawiali, gdybyśmy stracili bramkę. Natomiast trenujemy dużo taktyki, dużo gry w obronie, widać, że trener ma na nas spory wpływ. Łapiemy szybko jego wizję i fajnie to zaczyna wyglądać. Choć wciąż musimy ciężko pracować, żeby stać się coraz lepszym zespołem, a każdy indywidualnie podnosił swój poziom.

– Przed pierwszym meczem były obawy, co wyjdzie z tej letniej rewolucji?
– Nie, przynajmniej nie u mnie. Trener ma takie podejście, że buduje atmosferę, wpaja pozytywne nastawienie. Wierzy w drużynę i w każdego z osobna.

– Krzyknąć też potrafi.
– Jest dyscyplina i to mi też się podoba. Każdy zasuwa. Choć mieliśmy mało czasu, niektóre rzeczy możemy robić jeszcze lepiej i będziemy je lepiej robić. Jestem pozytywnie nastawiony.

– Trener niedawno na konferencji prasowej przedrzeźniał Jose Mourinho, ale chyba ma coś z Portugalczyka: na zewnątrz może sprawiać wrażenie nieprzysiadalnego, ale jednocześnie buduje z piłkarzami fajne relacje.
– Są wymagania, ale też sprawiedliwe traktowanie. Bardzo pozytywnie odbieram tę współpracę. Tym bardziej że i taktycznie, i fizycznie jesteśmy dobrze przygotowani do sezonu. Zobaczymy, jak będzie dalej.

– To prawda, że trener Probierz chciał Pana wcześniej ściągnąć do Jagiellonii Białystok?
– Był taki temat, rok temu. Zadzwonił telefon. Dzwonili prezes Kulesza z trenerem Probierzem. Jednak byłem już wtedy dogadany z Cracovią i nie chciałem robić zamętu. I proszę, po roku się spotkaliśmy.

– W Gdańsku zagraliście w takim starym, angielskim stylu. Dużo długich podań, Pan musiał się ciągle ścigać i przepychać z obrońcami. Odpowiada Panu coś takiego?
– Jestem elastyczny. Mogę grać bardziej kombinacyjnie, po ziemi, mogę walczyć w powietrzu, odnajdę się w wyrafinowanej taktyce i walce wręcz z obrońcami. Wszystko mi odpowiada.

– To chyba jednak nie przypadek, że gdy trener wybierał kapitana zespołu i jego zastępców, to postawił na trójkę walczaków: Miroslava Covilo oraz Pana i Piotra Malarczyka.
– Nie wiem, może patrzył na charakter? Zdecydował w każdym razie sam. Ogłosił to na odprawie i nie było dyskusji. Przyjęliśmy to do wiadomości. Dla mnie to kop do cięższej pracy i też pewna odpowiedzialność, żeby pompować i wspierać młodszych chłopaków.

– Wiekowo to akurat Pan ciągle jest w grupie młodszych.
– Od niektórych jestem starszy o cztery lata, więc może nie do końca. Choć fakt, mam 22 lata i nie jestem jeszcze megadoświadczonym zawodnikiem. Myślę jednak, że razem ze starszymi chłopakami możemy tym najmłodszym ułatwić to wejście do ekstraklasy.

– Pan w tym sezonie mierzy w koronę króla strzelców?
– Nie, nie stawiam przed sobą celów w ten sposób. Chcę w każdym meczu strzelać bramki, w końcu tego od napastników się wymaga, ale nie po to, żeby śrubować indywidualne statystyki.

– Jest też inne tło tego pytania: okienko transferowe jest już dla Pana zamknięte?
– Na razie nic mi nie wiadomo, żeby coś się działo.

– Propozycje były. Odzywała się Genoa, zainteresowany był Trabzonspor.
– Były, ale kiedy nie ma konkretów, to ja też nie chcę się na tym skupiać. Najważniejsza jest teraz liga, drużyna. Powiem więc tak: może coś być, ale wcale nie musi.

– Cracovia to chyba dobry pas startowy do zagranicznej kariery. Paweł Jaroszyński niedawno zrealizował swój bilet do Werony.
– To prawda, Cracovia promuje młodych zawodników. Dla mnie rok temu to też by argument za tym, żeby przenieść się do Krakowa. Okrzepnąć, zagrać sezon, dwa, rozwinąć się i potem trafić gdzieś za granicę. Włochy, Anglia – te kierunki interesowałyby mnie najbardziej. I jeśli będę nad sobą pracował, to kiedyś ta nagroda przyjdzie.

– Z Genoą rozmowy były podobno zaawansowane.
– Z tego co wiem, oferta była na stole. Wtedy miałem jednak na głowie młodzieżowe Euro, chciałem się na tym skupić i nie zaprzątać sobie tym głowy. Nie mam też ciśnienia, że zaraz muszę wyjechać.

– Euro to duże rozczarowanie?
– Tak, indywidualnie i zespołowo. Byłem w dobrej dyspozycji, liczyłem, że będę grał od początku w pierwszych meczach, ale trener miał swoją wizję i zadecydował inaczej. Poza tym ogólnie słabo wypadliśmy, mogliśmy zrobić więcej.

– Wypalił Pan po pierwszym meczu, ze Słowacją: „Jestem zniesmaczony i zły, że nie zagrałem”.
– Byłem zdziwiony, że ludzie to odebrali jako krytykę trenera. Może źle dobrałem słowa, bo jeszcze z równowagi wytrącił mnie Tomas Vestenicky (reprezentant Słowacji, kolega z Cracovii – red.), który klepnął mnie, przechodząc w strefie wywiadów. Generalnie główna myśl tej wypowiedzi miała być taka, że jestem ambitnym człowiekiem i chyba każdy zawodnik trenuje po to, żeby na takim turnieju wychodzić w podstawowym składzie i czuję zdenerwowanie, że ta szansa mi uciekła.

– W zbitce z krytyczną wypowiedzią Krystiana Bielika dało to obraz rozbitej kadry.
– No tak, zostałem pod to podpięty, ale rozmawiałem potem o tym z trenerem, wyjaśniliśmy sobie tę sprawę. Ta medialna burza była zupełnie niepotrzebna i na pewno nam nie pomogła.

– Z młodzieżówki już Pan wyrósł. Trzeba patrzeć wyżej?
– Trzeba, ale konkurencja jest duża. Należało by naprawdę mocno wypalić. Nie myślę więc o tym teraz, może w przyszłości.

– Pan jest tym pierwszym pokoleniem napastników zapatrzonych w Roberta Lewandowskiego?
– Myślę, że już zawodnicy z wcześniejszych roczników byli w niego wpatrzeni. Ja oczywiście też, podziwiam ten jego kult profesjonalizmu. Fajnie że mamy tego zawodnika, który stał się takim wzorcem. Nie tylko w sensie piłkarskim, ale również podejmowania odpowiednich wyborów, przygotowania, podejścia do zawodu. Każdy młody piłkarz stara się go dziś naśladować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Krzysztof Piątek: System VAR będzie dziwny dla nas i dla kibiców - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska