Przed pierwszym meczem potencjał Cracovii trudno było szacować, jej kibicom zwłaszcza, w oderwaniu od końcówki poprzedniego sezonu. Statystyka rzeczywiście wyglądała oszałamiająco (siedem zwycięstw, dwa remisy), wyobraźnia miała prawo się rozpędzić.
Argument, że "Pasy" były silne wśród słabszych padał rzadko, dominowała wiara w fachową i szczęśliwą rękę trenera Jacka Zielińskiego.
Traf chciał, że dla krakowian sezon zaczynał się bez gry wstępnej. Pierwsza weryfikacja tej wyśnionej wizji zespołu, który ma w końcu zacząć grać na miarę budżetowych i wizerunkowych możliwości, miała przecież nastąpić w Gdańsku. W krótkiej, bo trzymiesięcznej erze Zielińskiego, "Pasy" z tak mocnym rywalem jak Lechia jeszcze się nie mierzyły; i to na wyjeździe. Nad morzem trwa budowa drużyny, która ma rzucić wyzwanie Lechowi i Legii.
Krakowian ten nowy, aczkolwiek wciąż papierowy, tygrys ekstraklasy jednak nie wystraszył. I to nawet pomimo faktu, że największy wojownik drużyny, czyli Miroslav Covilo nie znalazł się w podstawowym składzie (treningi w ostatnich tygodniach zakłócał mu uciążliwy problem z paznokciem wrastającym w duży palec u nogi). Lechia posiadała inicjatywę, próbowała rozgryźć defensywę gości, ale oni nie dali zepchnąć się do narożnika. Wręcz przeciwnie - poukładane przez Zielińskiego puzzle, z debiutującymi Jakubem Wójcickim i Hubertem Wołąkiewiczem, pasowały do siebie nieźle. Ruchliwi, agresywnie grający krakowianie podjęli rękawicę, również jeśli chodzi o akcje zaczepne (w 15 min Erik Jendrisek strzelił nad poprzeczkę). W obronie mieli parę momentów zawahania (najlepszą okazję dla Lechii zmarnował Sebastian Mila w 23 min), ale Zielińskiemu siwych włosów na głowie od tego nie przybyło.
Ba, to on w 26 min mógł z wyższością spojrzeć na trenera Jerzego Brzęczka, gdy jego podopieczni pokazali, jak powinno wykonywać się rzuty rożne. Piłkę dorzucał Mateusz Cetnarski, Deniss Rakels przedłużył jej lot, a Piotr Polczak wpakował strzałem głową do siatki. Stadion ucichł.
- Mamy pewne warianty rozegrania stałych fragmentów gry, piłka trafiła mnie w głowę i wpadło - uśmiechał się w przerwie strzelec gola. - Na razie gramy konsekwentnie, ale są momenty, gdy trochę przysypiamy. Musimy być bardziej skoncentrowani - dodawał.
Najlepszą recenzją stylu Cracovii były... gwizdy, którymi grę gdańszczan kwitowali miejscowi kibice pod koniec pierwszej połowy.
Już w przerwie zaczęły się pierwsze trenerskie manewry. Brzęczek wpuścił na boisko szybkiego Macieja Makuszewskiego (za Bruno Nazario), a Zieliński w odpowiedzi sięgnął po broń największego kalibru: Kapustkę zmienił Covilo.
Scenariusz na drugą połowę był oczywisty, ale Cracovia była przygotowana na ataki Lechii. Nerwowych sytuacji, jak ta z 61 min, gdy strzał Adama Buksy - nota bene krakowianina - z trudem obronił Krzysztof Pilarz, nie było wiele. Gdańszczanom coraz bardziej się spieszyło, minuty uciekały, ale Cracovia nie popełniła większych błędów. W efekcie przywiezie znad morza - mimo wszystko niespodziewanie - trzy punkty.
Czasu na oddech nie ma, bo już w następny piątek "Pasy" zmierzą się na własnym stadionie z Wisłą. Ale po zwycięstwie w Gdańsku nastroje przed derbami będą dobre jak nigdy. W końcu Cracovia Zielińskiego ciągle jest niepokonana.
Lechia Gdańsk - Cracovia 0:1 (0:1)
Bramka: Polczak 26.
Lechia: Marić - Wojtkowiak, Janicki, Borysiuk, Wawrzyniak - Łukasik, Vranjes - Mak (61 Wiśniewski), Mila, Nazario (46 Makuszewski) - Buksa (72 Leković).
Cracovia: Pilarz - Deleu, Sretenović, Polczak, Wołąkiewicz - Cetnarski (90+4 Budziński), Dąbrowski - Wójcicki, Kapustka (46 Covilo), Rakels - Jendrisek (71 Zjawiński).
Żółte kartki: Łukasik - Lechia; Polczak, Dąbrowski, Kapustka, Covilo
Sędziowali: Szymon Marciniak (Płock). Widzów: 13 143.