https://gazetakrakowska.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Legioniści w boju. Krwawe natarcia pod Krzywopłotami

Legiony Polskie. - Odprawa przed bitwą pod Krzywopłotami
Legiony Polskie. - Odprawa przed bitwą pod Krzywopłotami
17 i 18 listopada 1914 r. żołnierze Legionów Polskich stoczyli krwawą bitwę pod wsią Krzywopłoty koło Olkusza. Jednak ich taktyczny sukces nie został operacyjnie wykorzystany.

Późnym latem i jesienią 1914 r. oddziały strzeleckie dowodzone przez Józefa Piłsudskiego (od 23 sierpnia jako 1. Pułk Piechoty) operowały w południowej części Kongresówki na lewym brzegu Wisły. Zgodnie z rozkazami austriackich przełożonych strzelcy to rozpoznawali teren idąc w awangardzie, to stanowili straż tylną c.k. oddziałów, to znów atakowali nieprzyjaciela w ramach austriacko-niemieckiej ofensywy. Właśnie tam legioniści przeszli chrzest bojowy i stoczyli swoje pierwsze bitwy: pod Anielinem i Laskami.

W odwrocie

Gdy austriackie natarcie zostało zatrzymanie i rozpoczął się odwrót, 1. Pułk wycofywał się na zachód jako straż tylna oddziałów krakowskiego I Korpusu, do którego był przydzielony. Odwrót trwał od 27 października. W jego trakcie legioniści zajmowali kolejne wyznaczone linie obrony, by chwilę później opuścić je i znów maszerować na następną rubież. Ten austriacki odwrót, do którego w pewnym momencie zaczął wkradać się chaos, tak po latach opisywał Piłsudski we wspomnieniach „Moje pierwsze boje”:
„Do taborów, wlokących się z krzykiem i przekleństwami we wszystkich możliwych językach, zaczęła wciskać się gwałtem artyleria i parki amunicyjne, torujące sobie drogę swoim ciężarem i bezczelnością. Pomiędzy tabory i artylerię zaczęła wchodzić piechota i karabiny maszynowe. Jednym słowem odwrót, gdy wojsko już raz wpadło na swoje własne tabory, zaczął przybierać charakter jakiejś bezładnej ucieczki, gdzie każdy starał się być pierwszym, by być dalej od nieprzyjaciela”.

Zdegustowany tym Piłsudski po dotarciu do Wolbromia zatrzymał swoje oddziały, przeczekał aż odwrót przewali się przez miasto, a następnie wolnymi już drogami pomaszerował do Krzywopłotów na północ od Olkusza, gdzie c.k. dowództwo wyznaczyło mu postój. Odwrót nie podobał się Komendantowi. Uważał Austriaków za niezdecydowanych i bojaźliwych, a samo cofanie się za niszczące morale żołnierza. Obawiał się, że odwrót 1. Armii austro-węgierskiej może postępować dalej i niebawem Armia ta znajdzie się na Śląsku, a może nawet w Czechach. On tymczasem chciał walczyć na polskiej ziemi i tu w razie potrzeby zginąć. Dlatego maszerując z Wolbromia do Krzywopłotów, Piłsudski cały czas zastanawiał się, jak wydostać się z podległości c.k. 1. Armii i wrócić do Krakowa.

Z pomocą przyszło mu dowództwo 46. Dywizji Piechoty Obrony Krajowej, której podlegał. Jej komendant, gen. Adam Brandner (o którym Piłsudski wyrażał się zresztą z życzliwością), nakazał legionistom przeprowadzenie rozpoznania przedpola na obecność oddziałów nieprzyjaciela, jako że odwrót był tak skuteczny, że zupełnie stracono z nim kontakt. Piłsudski uznał, że jest to wreszcie okazja do oderwania się od cofającej się 1. Armii i przejścia do Krakowa. Choć rozkaz dywizji przewidywał przeprowadzenie rozpoznania dwoma batalionami, Komendant wybrał do tego trzy najlepsze baony swojego pułku: I, III i V. Razem z nimi i legionową kawalerią zajął Wolbrom, przeprowadził stamtąd rozpoznanie (z którego meldunek przesłał do dywizji), a następnie zamiast powrócić, ruszył na południowy wschód, w stronę Krakowa. Tak zaczął się słynny marsz 1. Pułku przez Ulinę Małą, podczas którego Piłsudski przez ziemię niczyją, pomiędzy dwiema wrogimi armiami, doprowadził swój oddział szczęśliwe do Twierdzy Kraków.

Wycofać się

Tymczasem w Krzywopłotach pozostały dwa legionowe bataliony (uznane przez Piłsudskiego za słabsze): IV, dowodzony przez kpt. Tadeusza Wyrwę-Furgalskiego, i VI, dowodzony przez kpt. Albina Satyra-Fleszara oraz legionowa artyleria kpt. Ottokara Brzozy-Brzeziny. Całością zgrupowania liczącego niecałe 1700 żołnierzy dowodził Mieczysław Ryś-Trojanowski. Podlegało ono 92. Brygadzie Piechoty Obrony Krajowej, będącej częścią 46. Dywizji Piechoty Obrony Krajowej z 1. c.k. Armii.
Legionistom przydzielono do obrony odcinek o szerokości około 1 km położony między Krzywopłotami a Bydlinem. W ciągu paru dni zbudowano tam system okopów. Nad nimi wznosiło się wzgórze Święty Krzyż z ruinami zameczku, gdzie swoje stanowiska rozłożyła legionowa artyleria. Z lewej strony znajdowała się austriacka 92. Brygada Piechoty, z prawej 91. Brygada Piechoty. Przed pozycjami rozciągała się podmokła dolina, a dalej wieś Załęże zajęta 15 listopada przez oddziały rosyjskiej Syberyjskiej Dywizji Strzelców.

Na pierwszej linii pozycje trzymał IV batalion Tadeusza Wyrwy-Furgalskiego, batalion VI stanowił odwód i kwaterował w nieodległych Krzywopłotach. 17 listopada rozpoczęła się bitwa, nazwana później bitwą pod Krzywopłotami. C.k. I Korpus zamierzał uderzyć na Rosjan i odepchnąć ich na wschód.

W nocy 17 listopada po dwie kompanie z IV i VI batalionu dowodzone przez Mieczysława Rysia-Trojanowskiego zaatakowały Rosjan i zdobyły wieś Załęże. Atak prowadzony był w podmokłym terenie, pod ogniem piechoty i cekaemów. Sukces ten jednak poszedł na marne, bo atakujący na flance 32. Pułk Piechoty Obrony Krajowej nie osiągnął założonych pozycji. VI batalion otrzymał wobec tego rozkaz wycofania się ze wsi i powrotu do swoich okopów.

Tak atak opisał uczestnik natarcia, znany pisarz Wacław Sieroszewski: „Pada ciężko ranny major Trojanowski. Komendę nad I batalionem obejmuje kpt. Herwin. Schyleni, posuwamy się wolno, spokojnie, spacerowym krokiem naprzód. Wreszcie dosięgamy pierwszych zabudowań Załęża. Zaniepokojeni Rosjanie wzmagają ogień. Zaszczekał wreszcie i karabin maszynowy na końcu wsi. Echo jego gęstych i miarowych strzałów obija się rozgłośnie o zabudowania i potężnieje. Pojawiają się pierwsi ranni. W chwili gdy kompania Kordyana rusza dalej, w głąb wsi, nadchodzi rozkaz cofnięcia się. Zdumienie. Wszak nie daliśmy ani jednego strzału, bez strat prawie zajęliśmy pierwsze już zabudowanie – i rozkaz odwrotu?”.

Utrata zdolności

Następnego dnia, 18 listopada 1914 r., natarcie na Załęże powtórzono. Tym razem atakował cały VI batalion kpt. Albina Satyra-Fleszara, a batalion IV był w odwodzie. Atak rozpoczął się o godz. 8.30 i przebiegał znacznie trudniej niż poprzedni. Nieprzyjaciel położył ogień na stanowiska austriackich dział, a w połowie drogi między okopami postawił zaporę artyleryjską. Już na początku natarcia poległ dowódca 3. kompanii por. Stanisław Paderewski (przyrodni brat Ignacego Jana Paderewskiego). Z kolei jego zastępca, ppor. Jan Szatan-Kotowicz, został ranny. Dowodzenie natarciem objął por. Tadeusz Piskor.

Oddajmy raz jeszcze głos uczestnikowi wydarzeń Wacławowi Sieroszewskiemu: „Gwizdek! Krótki rozkaz, po nim bezpośrednio długa linia półkompanii pod Paderewskim wyrusza z rowu. Zrazu wolno, a potem w miarę zwiększania się ognia Moskali coraz szybciej sunie naprzód. Zdyszani ludzie przypadają do ziemi, by się za chwilę znów do skoku zerwać. Rażony w serce pada por. Paderewski. Orientuje się kpt. Satyr, że rozwijanie dalszych kompanii na tym wyrównanym terenie, który miał być mogiłą dla Rosjan, w razie ataku z ich strony, może stać się teraz dla nas zgubnym. Skierowuje więc kompanię >>Ludwika<< i pozostałą kompanię Paderewskiego na wieś Załęże trochę na lewo. Trzeba jednak i tutaj przebyć 100 m po równinie, nim się dosięgnie zabudować. W liniach półkompaniami mkną naprzód. Już pierwsza półkompania dopada zabudowań Załęża…”.

Po chwilowym kryzysie i zmianie kierunku natarcia oraz dołączeniu do ataku 2. kompanii IV batalionu, około godziny 11 legioniści weszli do Załęża. Wieś utrzymywano pod silnym ogniem rosyjskim. W dodatku została ona ostrzelana omyłkowo przez artylerię austriacką. Niestety taktycznie sytuacja znów się powtórzyła: 92. Brygada Piechoty Obrony Krajowej na flance zamiast wykonać energiczne uderzenie zamarkowała atak niewielkimi siłami, które następnie szybko się wycofały. Kpt. Herwin przesłał stosowny meldunek i prośbę o instrukcje, co robić w takiej sytuacji. Dowództwo nakazało wycofanie się z Załęża.

Odwrót osłaniała legionowa artyleria wyposażona w przestarzałe działa strzelające amunicją na proch dymny. Tak opisywał to Wacław Sieroszewski: „Ryknęły nasze śmiesznie małe armatki, wywołując zdumienie u Moskali. Zionęły raz, drugi, dziesiąty ogniem i dymem z otwartych pozycji. Zręcznie rzucane rwać się poczęły granaty tuż nad okopami moskiewskimi, tłumiąc siłą swego ognia ich piechotę. A baterie, jak gdyby zachęcane odniesionym tryumfem, jęły pracować ze zdwojoną siłą.[…] Poczerniali od prochu, okutani kłębami dymu zwijali się pracowicie nasi artylerzyści, niosąc ulgę cofającej się piechocie i umożliwiając jej zabranie rannych. Sekcja za sekcją z rannymi odchodziła z pola walki. Pozostałe w końcu dwa plutony ostrzeliwały się do nadejścia zmroku. Wreszcie i one cofnęły się do lasku przy św. Krzyżu”.

Na następny dzień zaplanowano kolejne uderzenie, ale dowództwo grupy legionowej zameldowało o utracie zdolności bojowej z powodu straty 1/3 stanu w zabitych i rannych, a także o licznych przypadkach chorób i wyczerpaniu amunicji artyleryjskiej. Obydwa legionowe bataliony zostały wobec tego wycofane do odwodu dywizji. 21 listopada legioniści opuścili Krzywopłoty, a 26 listopada zostali odesłani do Suchej Beskidzkiej i połączyli się z resztą sił Piłsudskiego.

Straty poniesione przez grupę legionową pod Krzywopłotami wyniosły 50 zabitych, 189 rannych i 18 zaginionych.

Fot. Polona, NAC

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska