Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lichwin. Ogień zabrał mu dach nad głową

Robert Gąsiorek
Robert Gąsiorek
Jedynym schronieniem Andrzeja Mezeraka był stary barakowóz na samym skraju Lichwina. W pożarze stracił wszystko co miał na świecie

Choć życie nigdy go nie rozpieszczało, ostatnie wydarzenia kompletnie zdruzgotały Andrzeja Mezeraka. Lichwin miał być wreszcie spokojną przystanią w burzliwym życiorysie. To nic, że bez wygód, ale wreszcie we własnych czterech ścianach. Podarowany przez gminę barakowóz bezpiecznym schronieniem był tylko przez rok. Gdy poszedł z dymem, świat 53-latka legł w gruzach.

Swąd spalenizny, poczerniałe drewno i osmolone ubrania - tak wygląda miejsce, w którym do ubiegłego tygodnia mieszkał pan Andrzej. Przepalone na wylot ściany i goła metalowa konstrukcja piętrowego łóżka wciąż przypominają koszmar pożaru. - To było straszne, a najgorsze, że byłem bezsilny. Nie dało się nic uratować - opowiada Mezerak.

Gaśnica nie pomogła

Dzień miał być jak każdy inny. W ciepły listopadowy poranek mężczyzna pomagał jednej z mieszkanek wioski w pracach na polu. - Zawsze to jakiś grosz wpadnie do kieszeni, a poza tym mogę pomóc sąsiadom - wyjaśnia. Do południa ze wszystkim się wyrobił i mógł wracać na swoje śmieci. Od razu rozpalił ogień w malutkim piecyku. - Wcześniej obrałem ziemniaki na obiad i postawiłem je w garnku na piecu, żeby się ugotowały. Pomyślałem, że w międzyczasie porąbię trochę drewna, żeby mieć czym palić, gdyby nagle przyszły mrozy - dodaje.

Kilkanaście minut później poczuł swąd spalenizny. Nie miał pojęcia, skąd może dobiegać. Zaświtała myśl, że ziemniaki na piecu się przypalają. Rzucił okiem na domek i siekiera wypadła mu zrąk. Z górnej części barakowozu strzelały w górę płomienie. Pan Andrzej złapał stojącą obok gaśnicę proszkową. Mimo, że ją opróżnił, ogień buchnął z jeszcze większa siłą.

Nieszczęśnik pobiegł do najbliższych najbliższych zabudowań. Dystans stu metrów ciągnął się w nieskończoność. - Sąsiad zdzwonił od razu po straż pożarną. Wzięliśmy też wiadra z wodą i pobiegliśmy gasić - relacjonuje. Wszystko na nic. Gdy strażacy dotarli na miejsce, drewniana konstrukcja płonęła jak pochodnia.

- Niestety, na uratowanie drewnianego budynku nie było już wtedy szans - mówi Rafał Wróbel, dyżurny operacyjny powiatu w tarnowskiej PSP. Wszystko wskazuje na to, że przyczyną pożaru był przestarzały piecyk. Od tamtego dnia Andrzej Mezerak nie może dojść do siebie. - Spaliło się prawie wszystko: ubrania, kołdry, meble, materace. Dziękować Bogu, że mi nic nie jest. Gdybym był w środku, albo zapaliłoby się w nocy, mogłoby mnie nie być już na tym świecie - zasępia się mężczyzna.

Trudne losy

To nie pierwszy kopniak, jakim poczęstowało go życie. Od zawsze miał pod górkę. Gdy piętnaście lat temu zmarli jego rodzice, został sam jak palec. Twierdzi co prawda, ze miał jeszcze brata, ale nie ma pojęcia się z nim dzieje. - Dawno temu wyjechał do Wrocławia. Wielokrotnie do niego pisałem listy. Nigdy nie dostałem na nie żadnej odpowiedzi - wzdycha.

Przez jakiś czas pomieszkiwał w starym, krytym strzechą, rodzinnym domu. Z czasem okazało się to niemożliwe, bo nie remontowany budynek chylił się ku ruinie. Andrzej Mezerak został wtedy bezdomnym. - Tułałem się po świecie. Sypiałem w przeróżnych miejscach, pracowałem dorywczo - przyznaje.

Tu jest moje miejsce

Rok temu ta fatalna passa miała się wreszcie zakończyć. Pan Andrzej dostał szansę na lepsze życie, kiedy urzędnicy z gminy Pleśna oddali mu do dyspozycji dom na czterech kołach. To nic, że stary, że bez prądu i bieżącej wody. Ważne, że wreszcie własny. Z nadziei odarł go teraz ogień.

Po pożarze z pomocą przyszli chociaż sąsiedzi. Użyczyli dachu nad głową, dali ubrania. Sytuacją pana Andrzeja zainteresowała się i gmina. Ale nie z takim efektem, na jaki liczył pogorzelec. - Zaoferowaliśmy temu panu skierowanie do Domu Dla Bezdomnych Mężczyzn w Tarnowie - mówi Elżbieta Iwaniec, kierownik GOPS w Pleśnej. Mezerak bardzo to przeżył.

- W Lichwinie się wychowałem, to moje miejsce, znam tu ludzi. W domu dla bezdomnych już kiedyś byłem i nie chcę tam wracać - martwi się. W rozmowie z „Gazetą Krakowską” urzędnicy obiecali w końcu, że podstawią panu Andrzejowi nowy barakowóz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska