- Kiedy żyła żona pana Dągi, a dzieci były mniejsze, to problem nie był aż tak palący jak teraz - wyjaśnia burmistrz Marek Cze-czótka powód, dlaczego przez kilkanaście lat nie eksmitowano romskiej rodziny, mimo że nie płaciła czynszu. Nie wie, dlaczego nakaz eksmisji nie został wykonany zaraz po jego wydaniu w 1997 r.
- Nie byłem wtedy burmistrzem, a od egzekwowania działań eksmisyjnych jest prokuratura, sąd i policja - zastrzega, po czym dodaje: - Skoro pan Kwiatkowski jest tak zbulwersowany tym, co dzieje się w Limanowej i tak się troszczy o limanowskich Romów, to czemu nie pofatyguje się na miejsce i sam nie zobaczy, co się tutaj dzieje?
Eksmisji nie będzie, bo nie ma dokąd - mówi burmistrz Marek Czeczótka
Burmistrz wykluczył eksmisję rodziny Dągów do końca swojej kadencji. Głównym powodem jest brak pieniędzy na zakup mieszkania zastępczego, którego żądają Romowie. Władze miasta znalazły co prawda 75-metrowy lokal w Wielkopolsce. Nie chcą jednak zapłacić za niego z własnej kasy prawie 80 tys. złotych.
- Miasto nie wyda tych pieniędzy, a przynajmniej ja nie wydam. Może mój następca będzie chętny - nadmienił burmistrz. - Obiecaliśmy monitoring, który funkcjonuje. Eksmisji nie będzie, bo nie ma dokąd. Na dzień dzisiejszy pozostaje obserwacja i wyciąganie konsekwencji.
Według Czeczótki, ton listu prezesa Kwiatkowskiego jasno wskazuje, że jego autor nie jest zainteresowany rozwiązaniem problemu konkretnej rodziny. Burmistrz odpiera zarzuty, jakoby Dągom działa się krzywda.
- W ostatnich 5 latach wykonaliśmy remonty w mieszkaniu Dągów za ponad 22 tysiące złotych. Za naprawę samych okien w klatce schodowej, które zdewastowali Romowie, miasto zapłaciło 3 tysiące złotych - wylicza.