Przeciwnie, jego interes byłby w tym, żeby siedzieć w domu, zajadać budyń czekoladowy i słuchać wiadomości z trasy wyścigu. Samoloty rządowe są w fatalnym stanie i w zasadzie jest kwestią czasu, kiedy podzielą los Ikara. No a wtedy nie jest obojętne, kto na pokładzie...
Prezydent postępuje tak jak postępuje tylko i jedynie dla dobra państwa, przy czym dobro
to pojmuje szeroko, na miarę największego z Burbonów - Ludwika XIV, który mawiał "Państwo
to ja".
Nasz prezydent jest nieco skromniejszy i nie używa słowa "ja", zastępując je demokratycznym "my". Dokładniej "my z bratem... Ludwik XIV, wg legendy, też miał brata, i też był to bliźniak.
Jednakże swój etatyzm Ludwik pojmował bardzo indywidualistycznie i w stanowisku "Państwo to ja" nie było miejsca na bliźniaka. Wiemy, jak się skończyło: oddaniem niewygodnego brata na wychowywanie u chłopa na podwórku, a potem żelazną maską na twarzy i celą w Bastylii.
Ale - znów wg legendy - w ostatecznym rozrachunku to nie bliźniak trafił na bezterminową odsiadkę, ale Ludwik, bo bliźniak miał lepszy charakter i zło zostało zwyciężone dobrem.
Z jak najfatalniejszym dla Burbonów skutkiem zresztą, bo po trzech pokoleniach, w których następstwo tronu było nieco pogmatwane (po Ludwiku XIV królem został jego prawnuk jako Ludwik XV, po którym panował jego z kolei wnuk Ludwik XVI) przyszła Wielka Rewolucja i było po zawodach.
W tej sytuacji, by ustrzec się zgubnych dla państwa skutków rewolucji, trzeba zawczasu odsunąć Ludwika od wszelkiej władzy - i tę lekcję bracia Kaczyńscy odrobili dokładnie. Ludwik Dorn uniknął Bastylii, lecz na tron może już tylko popatrzeć z daleka.
Ale, jak to mówią, chcącemu krzywda się nie dzieje. Widziały gały, co brały. Taki wykształciuch
- żeby zacytować klasyka - powinien mieć umiejętność przewidywania własnych poczynań. Siedzi góral na drzewie i piłuje gałąź, na której siedzi.
Przechodzi turysta i ostrzega:"Nie piłujcie góralu gałęzi, bo spadniecie". Góral macha ręką i piłuje dalej, turysta wzrusza ramionami i odchodzi. Góral spada, wstaje, rozciera bolący tyłek
i z podziwem patrzy za turystą: "Prorok jakiś, cy co?".
Od lat jednak Ludwik jest symbolem męskiej sprawności działania w kuchni (politycznej) i choć należy wątpić, czy kot Alik i suka Saba będą jeszcze kiedykolwiek jadły z jednej miski, to należy
z uwagą przyglądać się wnukom i prawnukom byłego Marszałka, bo w jego dawnej partii tylko on mógłby w zasadzie zapewnić ciągłość dynastyczną.