Teraz jedynym sposobem na dostanie się do centrum wsi jest piesza przeprawa w bród po pas w wodzie.
- Nie ma dojazdu z żadnej strony, nie ma dojścia do szkoły, do sklepu. W dodatku zostaliśmy bez gazu i wody pitnej, bo wszystkie studnie zostały zamulone - opowiada Krzysztof Radziak z Kąclowej, mieszkający na prawym brzegu Białej.
Mężczyzna ma troje dzieci w wieku 7, 15 i 17 lat. Kiedy najmłodsze ma iść do szkoły, pan Krzysztof bierze je na barana i z trudem przedostają się na drugą stronę. Nurt rzeki wciąż jest bardzo silny. Starsi synowie radzą sobie sami, ale za każdym razem muszą brać z sobą rzeczy na zmianę.
- Tutaj nie da się przeprawić i uniknąć zmoczenia. Rzeka w najpłytszych miejscach sięga do pół uda. Chłopcy przed pójściem na przystanek przebierają się u mojego brata - mówi Radziak.
Fala powodziowa na Białej utworzyła po obu stronach koryta przeszło 3-metrowe skarpy i poszerzyła wąwóz o około 30 metrów. Pod wodą leżą duże śliskie kamienie, więc o wypadek nietrudno.
- Przenosiłem wczoraj sąsiada. To starszy mężczyzna, dlatego wziąłem go na barana. Niestety, potknąłem się i obaj runęliśmy do wody - opowiada Jan Gucwa, pokazując ogromnego siniaka na goleniu.
Na razie pogoda sprzyja przeprawiającym się do sklepów mieszkańcom prawego brzegu Białej. Ze strachem jednak wyczekują niepomyślnych prognoz pogody.
- Rzeka opadła, dlatego możemy się przeprawiać, ale woda jest lodowata. To nieprzyjemne doświadczenie. Dziś już cztery razy musiałam przechodzić na drugą stronę. W razie ochłodzenia nie wiem, czy zdecydowałabym się na to - mówi pani Jadwiga.
Sołtys Adam Gruca próbuje poprawić przeprawę przez rzekę. - Wkrótce położymy płyty betonowe, aby utworzyć brody dla traktorów. W miejscu zerwanego mostu postawimy w 2-3 dni drewnianą kładkę dla pieszych - mówi.