– Cieszę się, że trafiłem do Krakowa – mówi Łukasz Załuska. – Negocjacje trochę się przeciągały, ale wszystko skończyło się dobrze. Po tych dziewięciu latach gry za granicą to jest dobry moment, żeby wrócić do kraju. Nie ukrywam, że osoba trenera też miała duży wpływ przy wyborze klubu. Patrzę bardzo optymistycznie na swoją przyszłość w Wiśle. Może w oczach ekspertów nie jesteśmy uważani za faworyta, ale w drużynie czujemy się bardzo mocni. Chcemy sprawić bardzo miłą niespodziankę naszym kibicom i powalczymy o najwyższe cele.
Te dziewięć lat spędzonych dało doświadczenie Załusce, choć nie rozegrał on przesadnie dużo meczów, będąc bramkarzem głównie rezerwowym. – Zgadza się, mogło tym meczów być więcej – przyznaje golkiper Wisły. – Z drugiej strony nie leżałem na plaży. Byłem w Celticu, później w Bundeslidze. Ciężko trenowałem i jestem bardzo głodny gry. Dlatego wróciłem do kraju. Czekam z niecierpliwością, żeby pokazać swoją wartość.
Załuska przyznał, że liga, do której wraca, mocno się zmieniła przez ostatnie dziewięć lat. – Przede wszystkim są nowe stadiony. Chyba tylko obiekt Ruchu Chorzów wygląd tak samo, jak wtedy, gdy wyjeżdżałem za granicę – mówi piłkarz.
Nowy bramkarz Wisły przyznał, że szybko znalazł wspólny język z innymi graczami „Białej Gwiazdy”. – Do szatni wprowadził mnie Paweł Brożek, z którym grałem razem w Celticu, ale też znałem kilku innych chłopaków. Nie było więc problemów, żeby wejść do szatni. Wreszcie mogą sobie w niej porozmawiać po polsku – śmieje się bramkarz.
Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków