WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"
- Trener Mariusz Jop powiedział na pomeczowej konferencji, że czuje duże rozczarowanie remisem 1:1 ze Stalą Rzeszów. Przypuszczam, że w waszej szatni panowały podobne nastroje…
- Nic dodać, nic ująć. Jest rozczarowanie i duży niedosyt, bo uważam, że zrobiliśmy w tym meczu naprawdę bardzo dużo, żeby go wygrać. Na koniec były choćby te sytuacje Alana Urygi czy słupek po strzale Giannisa Kiakosa. Gdyby wpadł choć jeden gol więcej, to zupełnie inne byłyby nasze humory i pewnie inna ocena tego meczu.
- Mimo wszystko tych sytuacji aż tylu nie stworzyliście w spotkaniu ze Stalą Rzeszów, co choćby w dwóch ostatnich meczach w Stalowej Woli czy Głogowie.
- Na pewno było ich mniej, jeśli porównamy do tych dwóch ostatnich meczów, ale uważam, że wciąż było ich wystarczająco dużo, żeby wygrać. Czasami sztuką jest „przepchać” mecz. Nie będziemy w każdym spotkaniu stwarzać tak wielu sytuacji. Nie liczyłbym nawet na to, że w każdym meczu Wisła Kraków będzie miała po dziesięć, dwadzieścia sytuacji, z czego strzelimy dwie, trzy bramki. Sztuką jest czasami, jak nie idzie, jak nie ma wiele szans, wykorzystywać do maksimum to, co jednak udaje się wykreować. I my mieliśmy przynajmniej trzy takie szanse. Wspomniałem już o sytuacjach Alana i Giannisa, a przecież była też okazja w pierwszej połowie Mariusza Kutwy.
- Czego zabrakło wam, żeby tych okazji było jednak więcej?
- Na pewno zabrakło zmiany tempa w polu karnym. Wiele razy było tak, że mogliśmy szybciej, lepiej dograć piłkę i byłaby sytuacja na gola. Zabrakło takich konkretów, ale i tak uważam, że wejść w pole karne przeciwnika było dużo i powinniśmy po prostu ten mecz wygrać.
- Trudno nie mieć wrażenia, że było tak jak pan mówi, że pod bramką Stali brakowało wam często takiego zdecydowania, przyspieszenia. A jak go nie było, to rywale dobrze się przesuwali, zamykali drogę do bramki.
- Zgadzam się. Wiele drużyn w meczach z nami tak robi już przy wyniku 0:0, a jak jeszcze Stal objęła prowadzenie, to tym bardziej taka gra im odpowiadała. Ciężko jest grać cały czas w ataku pozycyjnym, a my w większości meczów - myślę, że w 90 procentach - będziemy musieli grać w ataku pozycyjnym. Musimy być w tym konkretniejsi.
- Panu na otarcie łez po tym remisie została przynajmniej piękna bramka. Przyjął pan piłkę tyłem do bramki, podbił ją sobie i uderzył precyzyjnie. Proszę powiedzieć, więcej było w tym improwizacji czy celowego działania, bo efekt wyszedł super?
- Wyszło super. Szczerze mówiąc, nie pamiętam kiedy tak ładną bramkę strzeliłem. Szkoda tylko, że dała nam ona zaledwie jeden punkt.
- Dużo w tym wszystkim było sprytu i jeszcze raz okazało się, że czasami napastnik nie musi uderzać jakoś bardzo mocno, a więcej korzyści jest, gdy uderzy mądrze.
- Dokładnie tak jest, starałem się zmieścić piłkę pod poprzeczkę i udało się.
- Mecz ze Stalą Rzeszów to już historia. Przed wami kolejne domowe spotkanie. Do Krakowa przyjedzie ŁKS, a myślę - pamiętając mecz w Łodzi - że macie za co rewanżować się rywalom…
- Będziemy chcieli na pewno zdominować rywala i po prostu wygrać ten mecz.
- Porozmawiajmy chwilę o panu, bo pamiętamy, jakie były pańskie początki w Wiśle. Dzisiaj już jednak nikt nie ma wątpliwości, że pańskie przyjście do Krakowa okazało się wzmocnieniem. Wnosi pan do gry konkrety, gole, asysty i dużo pracy dla zespołu. Pan też tak to czuje, że dzisiaj jest dużo lepiej?
- Przyszedłem do Wisły z jasnym celem, żebyśmy awansowali do ekstraklasy. Jak długo tutaj będę, będę robił wszystko, by ten cel osiągnąć. Będę się starał pomagać swoimi bramkami, asystami. Czy mogło być lepiej od początku? Możemy teraz gdybać, co stałoby się, gdybym grał w pierwszym składzie od początku. Nawet mimo tego, że nie byłem do końca przygotowany. Wydaje mi się, że swoim doświadczeniem i tak mógłbym pomóc zespołowi. To nie były jednak moje decyzje. Ja nie jestem osobą, która obrażałaby się z tego powodu, że nie gra czy gra mniej. Sam wiedziałem, że nie jestem w idealnej dyspozycji fizycznej, nie przeszedłem okresu przygotowawczego, ale powtórzę - uważam, że ze swoim doświadczeniem mogłem szybciej pomóc drużynie, gdybym dostał szansę. Dzisiaj trzeba jednak tamten początek odciąć grubą kreską. Odkąd trenerem został Mariusz Jop, gram praktycznie wszystko i są liczby. Śmieję się w szatni, że przez pięć lat nie miałem tyle asyst, co w tym sezonie w Wiśle. Rozmawiałem ostatnio z trenerem na ten temat i powiedziałem mu, że do asyst chyba trzeba w karierze piłkarza dojrzeć, bo one dzisiaj naprawdę sprawiają mi taką samą radość jak strzelone gole. Jak mogę wystawić komuś do „pustaka” to czuję satysfakcję, a chyba kiedyś nie odczuwałem aż takiej frajdy z tego powodu.
- Mimo rozczarowania remisem ze Stalą Rzeszów, to gdy popatrzeć na waszą średnią punktów w ostatnim czasie, to możecie chyba mimo wszystko patrzeć z optymizmem w przyszłość. I na końcówkę tego roku, ale też na wiosenną już część sezonu, gdy wszystko będzie się rozstrzygało. Jak pan do tego podchodzi?
- Wszystko przed nami. Prawdziwe igrzyska zaczną się wiosną i mam nadzieję, że będziemy na nie w pełni gotowi. Teraz jednak przed nami jeszcze cztery mecze, jeśli liczyć z Pucharem Polski, więc zanim powalczymy w igrzyskach na wiosnę, trzeba jeszcze mocno zapunktować w zimowych.
