Pan Zbigniew w klinice był dwukrotnie leczony na boreliozę. Uważa, że po pierwszej wizycie lekarze wypuścili go ze szpitala za wcześnie, przez co miał nawrót choroby. Zarzuca także lekarzom, że nie prowadzili historii jego choroby. Ta, którą po pisemnej prośbie otrzymał listem poleconym, była wypełniona jakby "na kolanie". Oburzony pacjent postanowił donieść na szpital na policję.
Pierwszy raz do krakowskiego szpitala Zbigniew Dąbek trafił na przełomie września i października 2010 roku. - Miałem zapowiedziane czterotygodniowe leczenie, a wypisano mnie po trzech, twierdząc, że leki mogłyby wyniszczyć mój szpik i wątrobę - wspomina Dąbek. W połowie stycznia Dąbek znów wrócił na oddział zakaźny tego samego szpitala ze zdrętwiałymi stawami. - Choroba tak postąpiła, że nie byłem w stanie sam chodzić ani nawet chwycić szklanki z wodą - opowiada. Zły na medyków, którzy według niego nie doleczyli go, wypuszczając za wcześnie, postanowił - uzbrojony w wiedzę o boreliozie z książek i internetu - pogłębić wiedzę nt. historii swojej choroby i leczenia. Poprosił o wgląd do dokumentacji. Lekarze odmówili - kazali wysłać pisemną prośbę o udostępnienie dokumentów. Otrzymał je po kilku tygodniach.To, co w nich zobaczył Dąbek, przyprawił go o palpitację serca.- Lekarze wypełnili moimi danymi i numerem PESEL rubryki dotyczące zgonu i ubezwłasnowolnienia, choć te powinny zostać puste - zdenerwowany, wertuje wybiórczo wypełniony plik lekarskich dokumentów.
Pan Zbigniew od dziecka nie ma migdałków, tymczasem lekarz w rubryce o ich stanie napisał, że jest prawidłowy. Pamięta też, jak przed zabiegiem lekarz poprosił o podpis pod zgodą na jego wykonanie. Nie wypełnił jednak rubryki. - Gdyby operacja się nie powiodła, mógł przecież dopisać cokolwiek - oburza się Dąbek. Powiadomił policję o fałszowaniu dokumentacji, licząc na to, że nawet jeśli nikt nie zostanie skazany, po jego interwencji lekarze zaczną rzetelniej podchodzić do swych "papierkowych" obowiązków.
Anna Niedźwiedzka, rzeczniczka Szpitala Uniwersyteckiego, twierdzi, że regularnie, choć wybiórczo, prześwietlane są historie chorób wypełniane przez lekarzy. - Medycy, którzy notorycznie pozostawiają luki w dokumentacji i nierzetelnie wypełniają karty, mogą nawet stracić pracę - zapowiada Niedźwiedzka. Natomiast ci, którym zdarza się to incydentalnie, kierowani są na szkolenie lub zostają pouczeni. - Dokładnie zbadamy sprawę pana Dąbka i podejmiemy decyzję - obiecuje.
Euro 2012 w Krakowie: zdjęcia, wideo, informacje! [SERWIS SPECJALNY]
Wybieramy Superkota! Zobacz fantastyczne zdjęcia kotów i oddaj głos na najpiękniejszego!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!