Ekologiczne gospodarstwa, czyli jakie? Takie, w których nie używa się nawozów sztucznych
i ogranicza użycie maszyn, a zwierzęta karmi tylko naturalnymi paszami.
Ważny jest też tzw. płodozmian, czyli zmienianie gatunków roślin, którymi obsiewane jest dane pole - tak aby gleba nie ulegała wyjałowieniu. Liczba takich gospodarstw jest mocno zróżnicowana
w poszczególnych powiatach i gminach Małopolski.
Najwięcej jest ich w powiecie limanowskim - 534, najmniej w powiatach proszowickim i tatrzańskim: zaledwie po pięć.
Gospodarstwa ekologiczne w Małopolsce powstają jak grzyby po deszczu, bo ich produkty dobrze się sprzedają. Stanisław Bugajski, od 12 lat właściciel gospodarstwa ekologicznego w Łukowicy
w powiecie limanowskim, nie narzeka na brak klientów.
- Mam swoich stałych odbiorców i ciągle pojawiają się nowi - mówi Bugajski. Zainteresowanie zdrową żywnością według niego jest duże.
Już ponad 2 tys. gospodarstw wytwarza ekologiczną żywność
Lucyna Gaweł z Woli Batorskiej koło Niepołomic od pięciu lat prowadzi gospodarstwo ekologiczne.
- Przede wszystkim ze względu na dzieci, przy tym staje się to coraz bardziej opłacalne - stwierdza. - Chętnych do kupowania naszych warzyw i owoców jest coraz więcej.
I rzeczywiście - mimo iż za żywność ekologiczną trzeba zapłacić około 20, 30 procent więcej, amatorów zdrowych ogórków, pomidorów czy mięsa przybywa z roku na rok. - Jestem skłonna płacić trochę więcej, bo przynajmniej wiem, co jem - mówi 35-letnia Anna Konarska z Krakowa.
Ekologiczne gospodarstwa to nie tylko zdrowe jedzenie, ale też świetna promocja. - Małopolska powinna to wykorzystać - mówi Mateusz Zmyślony z Grupy Eskadra. - Ekologiczna żywność to coś, co Polska może zaoferować krajom Europy Zachodniej. Świetnie pasuje to do wizerunku kraju naturalnego i smakowitego.
Zmyślony zwraca uwagę, że Małopolska ma już doświadczenie w promowaniu swoich ekologicznych atutów. - Pamiętam mapę przysmaków regionalnych Małopolski - mówi. - Bardzo dobry pomysł.
Jednak mimo tych atutów życie rolników ekologicznych nie jest usłane różami. Żeby tego typu rolnictwo mogło efektywnie funkcjonować, potrzebne są również ekologiczne przetwórnie. Tych
w Małopolsce jest jak na lekarstwo - zaledwie 13.
Dla porównania - na Mazowszu działa aż 54. Szkoda, bo różnego rodzaju przetwory owocowo-warzywne, zbożowe czy artykuły mleczarskie mogłyby być doskonałym uzupełnieniem oferty ekologicznych gospodarstw.
Rolnicy mają też kłopot z certyfikatami, które potwierdzają, że ich żywność jest ekologiczna. Nie wystarczy spełniać wszystkie wymagane normy, trzeba też za certyfikat zapłacić.
W przypadku gospodarstwa to wydatek 600 zł na rok, przetwórni - 1500 zł. Rolnikom pomaga Unia Europejska, wydają więc ok. 200 zł. Przetwórcy muszą sobie radzić sami. - Mam zabytkowy młyn
i mógłbym otworzyć przetwórnię, ale uruchomienie produkcji i zdobycie certyfikatu to dla mnie zbyt droga sprawa - mówi Stanisław Misztal z Sułkowic.
Kolejną barierą, jaką muszą pokonać rolnicy, są dotychczasowe przyzwyczajenia klientów. Pani Barbara, prowadząca dwa sklepy ekologiczne w Krakowie, sądzi, że świadomość społeczna
w zakresie nieskażonej żywności jest ciągle bardzo niska.
- Ludzie są tak oszołomieni promocjami hipermarketów, że wolą kupić sałatę o 30 procent taniej, czyli o 29 groszy, nie zważając na to, jakie dodatki w tej sałacie dostaną - mówi. - Do sklepów ekologicznych przychodzą dopiero, kiedy zatrują się taką opryskaną sałatą.
Jak rolnicy sobie radzą z tymi problemami? Coraz chętniej się zrzeszają. - Takie organizacje rolnicze usprawniają działalność przetwórni i gospodarstw. Dzięki nim łatwiej kupować i sprzedawać - mówi Barbara Migurska z Polskiego Klubu Ekologicznego.
Współpraca Edyta Tkacz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?