Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mam marzenie, aby szybko wyjść zza krat, na wolność

Katarzyna Janiszewska
Złe słowa padły, obraźliwe. I Zdzisław nawet się nie zorientował, że podczas pijackiej kłótni zabił swoją konkubinę. W Nowym Wiśniczu odsiaduje wyrok 12 lat więzienia. Wcześniej pracował w masarni, robił emaliowane półmiski, był też grabarzem. Miał dom pod lasem, ogródek i zwykłe życie.

Chętnie z panią porozmawiam, nie ma problemu. Tylko tak się składa, dziś akurat czekam na widzenie. Mama do mnie przyjedzie. No ale dobrze, jakby co, przerwiemy. To co by pani chciała wiedzieć?

Generalnie zadowolony

Jeśli chodzi o moje życie, to generalnie z życia jestem zadowolony. Nie licząc pobytu tutaj. Na imię mi Zdzisław, mam 39 lat. Dzieciństwo miałem szczęśliwe, normalne, jak każdy. Pochodzę z Ćmielowa, to taka mała wioska w powiecie świętokrzyskim. Mama - kucharka w internacie, tata pracował na hucie. Krótko mnie trzymali. A przyznam się, że do nauki to mnie trzeba było gonić. Bo ja zawsze bardziej chętny byłem do pracy. Książki to nie był mój cel. Chciałem mieć swoje pieniądze, być niezależnym, a nie czy mama albo tata da. Taki ambitny, można powiedzieć.

Tu też bym pracował, ale o pracę ciężko. Jest tylko dla tych, co z długimi wyrokami. Ja siedzę już pięć lat, jeszcze mi siedem zostało.

Najpierw się uczyłem na tokarza, w szkole zawodowej, ale nauki nie skończyłem. Młody człowiek był, głupi, trochę się kradło. Różne towary, chodliwe, takie, na które był zbyt. Magnetowidy i kurtki dżinsowe, podszywane kożuszkiem. Ale to wszystko z państwowych sklepów się brało, ubezpieczone były, tak że... Dostałem 3 lata i zarzut na 30 milionów złotych, na tamte pieniądze. Byłem małolat, po roku wyszedłem. Uspokoiłem się wtedy, rozumu mnie to nauczyło, 15 lat nie siedziałem.

Dom, praca, dom

Co pani jeszcze chciała wiedzieć? A, tak. Wracając do pracy, to trzeba powiedzieć, że w tamtych czasach robota była zapewniona. Po szkole pracowałem w hucie szkła. Później poszedłem do fabryki porcelany. Robiłem półmiski jedzeniowe, emaliowane na biało. Zdolności manualnych, to w sumie nie, nie trzeba tam było mieć. Forma gotowa i tylko odlew się robiło. Praktycznie maszyna załatwiała sprawę.

Ale pensja była marna, więc poszedłem do masarni. Tam praca wyglądała tak, że o 5.30 samochód trza było flakami załadować i o dziesiątej już byłem po robocie. Wszystko na czarno, pieniądze bez podatku szły do kieszeni. Płatnik dobry, wypłacał w terminie. Ale zakład zbankrutował i musiałem szukać nowego zajęcia. Zostałem grabarzem. No tak, dobrze pani słyszy, chowałem ludzi. Z tego to były pieniądze. Jak ktoś mówi, że w tym fachu pieniędzy nie ma, to albo kłamie, albo pije.

Ale też łatwo nie jest, wielu młodych przychodziło i zaraz uciekali. Bo to trzeba mieć i siłę, i pojęcie w tej robocie. Nie wystarczy wykopać dół i trumnę spuścić. Pomnik złożyć, postawić, i takie rzeczy się robiło i nie było problemu. Można pracować i osiem godzin, i dziesięć, i dwanaście. Tu zawsze jest zajęcie, bo chętnych mało. 15 lat to było tylko: praca-dom, praca-dom. Tak mi to życie płynęło.

Wypadek przy pracy

Kobietę zapoznałem przez kolegę. Mieszkaliśmy blisko siebie i się wcześniej nie znaliśmy. Po trzech miesiącach wprowadziła się do mnie, już miała dziecko z pierwszego związku. Później był nasz wspólny syn, Tomasz. Nie narzekaliśmy na brak pieniędzy. Zdarzały się miesiące, że coś trzeba było pożyczyć. Ale każdy wiedział, że się pracuje, to się i odda.

Na początku się nam dobrze układało. Tylko że alkohol był. Napić się można, wiadomo, wszystko jest dla ludzi. Po to człowiek cały tydzień pracuje, żeby mógł się napić. Ale to z umiarem trzeba. A tu za dużo było alkoholu. Jakby nie wódka, to bym wtedy wyszedł, trzasnął drzwiami i koniec dyskusji. A tak, nie wytrzymałem, poniosło mnie, nie opanowałem nerwów. Wypadek przy pracy, tak można powiedzieć.

Nieświadomość

Sąd stwierdził na ogłaszaniu wyroku, że biłem, aby zabić. Ale jak się z kobietą jest cztery lata, to przecież nie chce się jej zabić. Ja to nawet nieświadomy byłem, że się to stało. Pamiętam tyle, że był wieczór, jakoś godz. 20, piliśmy razem. Flaszkę na dwoje. No i złe słowa padły, obraźliwe. A z tego kłótnia gotowa. Zadziałał alkohol i nerwy. Wszystko mogło się potoczyć inaczej, była szansa na ratunek. Gdybym odpowiednio wcześniej zareagował. Ale ja poszedłem spać i z przeproszeniem miałem wszystko tam, gdzie słońce nie dochodzi.

Jak się kładłem do łóżka, to ona jeszcze żyła. Zostawiałem ją, siedziała na schodach. Rano patrzę, trup. To znaczy nie od razu się zorientowałem. Kobieta leżała na podłodze w kuchni, przekonany byłem, że śpi. Nawet ją zaniosłem do pokoju, położyłem na kanapie. Ale coś mi nie grało, coś mnie tknęło, wie pani? Sam zadzwoniłem po pogotowie. Lekarze stwierdzili, że zgon nastąpił jeszcze poprzedniego dnia. Zrobiła się odma płucna i koniec. No, szok był. I wiadomo od razu, że idę siedzieć.

Staram się nie myśleć o tym, co się stało. Szkoda, kobieta nie żyje, syn w sierocińcu. Ja tutaj, tyle mógłbym przez ten czas zarobić. Bo wie pani, ja na te pieniądze jestem łasy. Trzeba mieć jakiś cel, nie? Z pamięci tego wszystkiego nie wymażę. Ale czas leczy rany. Czegoś takiego, jak depresja, to nigdy nie miałem. Nawet nie wiem, co to jest, tylko słyszę, bo ludzie o tym mówią. Zawsze mam jakieś zajęcie. Gazetę poczytam, krzyżówkę rozwiążę. Pogram w karty pod celą, albo w kości. Byle nie myśleć, bo jak człowiek za dużo myśli, to różne głupoty do głowy przychodzą.

Życie w więzieniu

W więzieniu życie jest nawet znośne. Teraz, to jest dobrobyt. Telewizor mamy w celi - okno na świat. Można pograć w siatkówkę, w tenisa. Albo iść na siłownię, chociaż ja nie chodzę. Pobudka o szóstej, apel, później śniadanie, znowu apel. O godzinie 11 spacer, obiad o godz. 14. Widzenia mam regularne, co miesiąc, dwie godziny. Właśnie, jak mówiłem, na mamę czekam. Kolację podają o 16.30, o wpół do ósmej apel i potem, o 21.20 cisza nocna, gaszą światła.
Do domu tęsknię, bardzo. Bo dom mam piękny, zaraz pod lasem. Z ogrodem i działką. Posadziłem tam sobie ziemniaki, kapustę, porzeczki, jabłka. Wszystko swoje, zdrowe, wystarczy, żeby wyżywić rodzinę. Pracy tyle, że ho ho, ale kobieta się tym zajmowała. Do lasu jest 500 metrów, obok rzeka, można się wykąpać, albo rybkę złowić. A taka złowiona to zupełnie inaczej smakuje, niż ze sklepu. Dawniej to się chodziło na ryby, takie hobby miałem.

Kiedy syn zapyta...

Moje marzenie jakie jest? Jak najszybciej wyjść stąd. Zabrać chłopaka z domu dziecka. Bo tam to jest patologia. Nic go nie czeka, wiem, do czego to prowadzi: kryminał. W grudniu syn pięć lat już skończył. Kiedyś pewnie zapyta, to mu powiem, co zrobiłem, tak trzeba. Innego wyjścia nie widzę. Ale jeszcze nie teraz. Dalej, zobaczy się, co będę robił. Świat się zmienia, co my tu wiemy, co nas czeka za murami? Może za granicę wyjadę? W Polsce nie zostanę raczej.

Do więzienia? O nie, na pewno nie wrócę. Już nie. To, co się stało, to przestroga dla mnie i nauczka, bardzo duża.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj za darmo

 
Krakowski szybki tramwaj na pięciu nowych trasach - sprawdź!
 
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska