Kilka dni temu zadzwonił do nas zdenerwowany mieszkaniec gminy Gorlice, że gdy zadzwonił z interwencją w sprawie szerszeni w domu, poradzono mu, żeby wynajął specjalistyczną firmę. - W myśl przepisów prawa budowlanego, zapewnienie bezpiecznego użytkowania obiektu należy do właściciela lub zarządcy obiektu. Zabezpieczenie obiektu przed owadami w myśl przepisów należy do właściciela obiektu. Straż pożarna w każdym przypadku bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia ludzi udziela natychmiastowej pomocy, natomiast w innych przypadkach, gdy tego zagrożenia nie ma, likwidacją gniazd os i szerszeni zajmują się wyspecjalizowane firmy dezynsekcyjne - tłumaczy dalej.
Statystyki mówią same za siebie. - Od początku roku do 16 sierpnia strażacy ochotnicy jak i ci zawodowi wyjeżdżali do szerszeni 370 razy. Dla porównania w 2010 roku, przypomnijmy, że wtedy była powódź, tych wyjazdów były 32. Z każdym rokiem jest ich coraz więcej, a w tym to już prawdziwa plaga - tłumaczy dalej Surmacz.
I dodaje: zdarzenia związane z występowaniem szerszeni i os nie są zdarzeniami nagłymi, a odpowiednio prowadzona kontrola strychów, dachów, poddaszy, szop i budynków gospodarczych uniemożliwiłaby zagnieżdżenie się w nich owadów. - Jeśli gniazdo jest niewielkie, a zdarzało się, że było wielkości piłki do tenisa, spróbujmy poradzić sobie sami. W powszechnej sprzedaży, za kilkanaście złotych można kupić środki w aerozolu do zwalczania tych owadów - radzi Surmacz.Jest jeszcze jedna sprawa - pieniądze.
Jeden wyjazd ekipy strażaków czy druhów to średnio koszt około 600 złotych. Tak więc, tylko w tym roku na szerszenie i osy nasi strażacy wydali około 180 tysięcy złotych, a walka z szerszeniami to niestety dosłowna walka z wiatrakami. - Szerszenie to nic innego jak osy, tylko bardzo duże - tłumaczy nam doc. dr hab. Mieczysław Biliński z Instytutu Ogrodnictwa w Puławach. - To, że gniazdo zostanie zlikwidowane wcale nie oznacza, że pozbyliśmy się owadów - dodaje. Chodzi o to, że szerszenie bytują głównie poza gniazdem. Często nawet nocują na zewnątrz. Są drapieżnikami, ich ofiarą padają nawet ćmy, komary.
- Mają gniazda sezonowe, od maja do września. Jedyna skuteczna metoda, to takie uszczelnienie np. dachu, by nie miały możliwości tam wlecieć. I obserwacja - gniazda nie pojawiają się z dnia na dzień. Im wcześniej zareagujemy, tym łatwiej sobie z nimi poradzimy. Poza tym szerszenie nigdy nie zasiedlają tego samego gniazda drugi raz - dodaje nasz rozmówca. Budzą grozę, niewątpliwie trzeba mieć przed nimi respekt. Użądlenie jest bardzo bolesne, dla osób uczulonych może być niebezpieczne dla zdrowia, a nawet życia.
Kazimierz Madzula szerszenie doskonale zna. Zagnieździły się nieopodal pasieki. - Owszem od czasu do czasu dochodzą wieści, że szerszenie zniszczyły pasiekę. Sam natomiast niczego takiego nie doświadczyłem. I u mnie zagnieździły się blisko, ale nie zauważyłem, by atakowały pszczoły, krążą wokół uli jakby się rozglądały, ale rodzina jest na razie bezpieczna - podkreśla.
Pamiętajmy, że każdy z nas, w tym samym czasie, gdy strażacy są zaangażowani w usuwanie gniazd szerszeni, może potrzebować pomocy. - Nieuzasadniony wyjazd strażaków do usunięcia gniazd owadów, czyli tam gdzie nie wchodzi w grę bezpośrednie zagrożenie życia albo po prostu gniazdo można zlikwidować samemu - powoduje, że mogą oni nie dotrzeć na czas tam, gdzie są naprawdę potrzebni i niezbędni, a każda sekunda opóźnienia może kosztować utratę życia lub zdrowia osób naprawdę potrzebujących naszej pomocy - podkreśla Surmacz. To nie jest tak, że odmawiamy przyjazdu, ale apelujemy o rozsądek - nie zawsze jesteśmy potrzebni - dodaje.