- Zacznijmy od sytuacji z pierwszej połowy, jeszcze przy stanie 0:0. Przy dośrodkowaniu był Pan blisko bramki Polonii, piłka spadła Panu na klatkę piersiową, odskoczyła do bramkarza. Pana gwałtowny gest ręką pokazał, że nie tak sobie to wyobrażał.
- Trochę zabrakło mi cwaniactwa. Jakbym się przewrócił, to powinien być karny. A ja chciałem tę sytuację sfinalizować, czyli przyjąć piłkę i uderzyć. To była jednak ciężka sytuacja, bo byłem szarpany od tyłu. Nie było ani gola, ani karnego, bo sędzia nie zagwizdał faulu.
- Mecz był pełen takich kontrowersyjnych sytuacji.
- Tak. My w pierwszej połowie przegraliśmy walkę w powietrzu, ale na drugą wyszliśmy już bardziej zdeterminowani, walczyliśmy. Graliśmy u siebie, a ja mówię, ze u siebie nikt nam punktów łatwo nie odbierze.
- W pierwszej połowie trudno jednak było poznać wasz zespół. Graliście wolno, ospale.
- Nie graliśmy tak, jak chciał trener. Każdy z nas - mam na myśli cały zespół - tak jakby czekał na coś. A nie ma co czekać, tylko trzeba atakować. Widocznie, żeby się pobudzić potrzebowaliśmy bodźca - może tej "zrypki" od trenera w przerwie?
- Bo była.
- Nie ma co ukrywać.
- Szczęśliwy koniec meczu to w sporym stopniu Pana zasługa. Sędzia orzekł, że w ostatniej akcji był Pan faulowany przez Donatasa Nakrosiusa. Jak Pan tę sytuację zapamiętał?
- Jestem już po wstępnej analizie, obejrzałem to zdarzenie na filmiku. Przyjąłem sobie piłkę na lewą nogę w polu karnym i chciałem oddać strzał, ale obrońca już zawężał mi pole i czułem, że strzał nie będzie zbyt soczysty. Dlatego chciałem poprawić piłkę. Kiedy to zrobiłem, nie było już "z czego" uderzyć. No, ale obrońca Polonii nie wytrzymał chyba ciśnienia i z impetem wszedł we mnie. Co można interpretować jako faul. Bo w polu karnym trzeba uważać na przeciwnika.
- W ostatniej akcji meczu wygraliście już trzeci raz na wiosnę, podobnie doprowadziliście do remisu w Opolu.
- Drużyna ma charakter, gra do końca.
- Zmierzacie prostą drogą do pierwszej ligi. Biorąc pod uwagę i sytuację w tabeli, i waszą formę, pewność siebie, byłbym bardzo zaskoczony, gdyby Puszcza nie wywalczyła awansu.
- No tak, ale jest jeszcze coś takiego jak pokora i musimy ją w sobie mieć. Raków Częstochowa w poprzednim roku miał podobną sytuację i został sprawdzony na ziemię, w tym sezonie też gra w drugiej lidze... Wydaje mi się, że pierwsza liga jest w zasięgu ręki, ale nie można się rozluźniać i trzeba do końca walczyć.