W sklepach Biedronki większość kas była otwarta, kolejki standardowe, a kasjerki i kasjerzy... pracowali w swoim normalnym, szybkim tempie. W siedmiu supermarketach, które odwiedziliśmy nie było też ulotek z pandą informujących o proteście.
Autor: Marzena Rogozik
Protest sieci supermarketów miała odbywać się pod hasłem "Pan da wyższe wynagrodzenie, większe zatrudnienie". 2 maja, szczyt długiego weekendu i strajk? Zapowiadał się handlowy paraliż, ale skończyło się na strachu. Bez skutku szukaliśmy śladów ulotek czy naklejek, które mieli nosić kasjerzy.
Przyglądaliśmy się pracownikom, ale nie zauważyliśmy takich, którzy pracowaliby widocznie wolniej niż zazwyczaj, a na tym miał polegać protest. Pracownicy mieli wykonywać swoje obowiązki normalnie, ale bardziej skrupulatnie, a co za tym idzie - wolniej. To miało spowodować dłuższe kolejki, paraliż na sklepach i wymusić na pracodawcach godne traktowanie i zmniejszenie liczby obowiązków, które teraz obciążają pracowników.
W Biedronce przy ul. Rogozińskiego usłyszeliśmy, że "jak ktoś chce to strajkuje", ale widocznie chętnych nie było, bo pracownice biegały po sklepie i obsługiwały klientów w szybkim tempie. W sklepie tej samej sieci na os. Strusia i przy ul. Dobrego Pasterza było podobnie - tam pracownice przyznały, że wcale nie strajkują. Dlaczego? Jedna z pracownic zdradziła, że kierownictwo zagroziło, że od strajkujących wyciągnie konsekwencje. I groźby poskutkowały.
Ani długich kolejek, ani ulotek nie widać było także w Tesco przy al. Andersa i Lidlu na os. Strusia i Auchanie przy ul. Bora-Komorowskiego. - Żadnego strajku u nas nie ma, pracujemy normalnie - powiedziała nam jedna z pracownic Auchan w CH Krokus.
Alfred Bujara przewodniczący sekcji handlu w NSZZ „Solidarność”, która zorganizowała protest przyznaje, że nie ma jeszcze danych dotyczących sytuacji w Krakowie, ale w Warszawie akcja się rozmyła. - Jedna z sieci już dwa dni wcześniej uprzedziła protest proponując pracownikom podwyżki i liczymy, że się z tego wywiąże. Doszły nas też słuchy, że inna sieć z kolei zastraszyła pracowników, dlatego nie strajkowali - mówi Alfred Bujara.
"Solidarność" czeka teraz na raport z innych polskich miast. Związkowcy mają się zastanowić czy i jakie będą kolejne działania by poprawić komfort pracy pracowników.
