Uroczystości pogrzebowe, niczym ostatni mecz, zgromadziły przed laty na cmentarzu blisko tysiąc osób.
- Cieszę się, że przyjechaliście pożegnać Artura. Chociaż na lodzie byliście rywalami, to poza nim byliście przecież jedną, wielką sportową rodziną - mówił do delegacji innych klubów ksiądz Paweł Łukaszka, były hokeista, olimpijczyk z Lake Placid.
Minuta ciszy po Arturze Malickim
Blisko tysiąc osób przyszło towarzyszyć w ostatniej drodze zmarłemu hokeiście Dworów Unii Oświęcim - Arturowi Malickiemu. Nie był to zwykły pogrzeb, ale na dobrą sprawę ostatni mecz, jaki przyszło rozegrać Arturowi. Stojącym nad trumną kibicom nieodparcie na usta cisnęły się następujące słowa. Artur! Play off za pasem. A Ty się nie zrywasz, za kij nie chwytasz, bramek nie strzelasz. Co się z tobą stało, stary przyjacielu?
Artur Malicki, obok Waldemara Klisiaka, był najlepszym wychowankiem Unii Oświęcim. Swemu klubowi był wierny do końca. Pewnie dlatego Klisiakowi właśnie przypadł zaszczyt pełnienia funkcji chorążego niosącego za trumną Artura sztandar Unii.
- Chociaż jestem księdzem, to często w wolnych chwilach budził się we mnie sportowy duch, i przyjeżdżałem na oświęcimskie lodowisko, aby trochę potrenować. Nieraz widziałem Artura, który do swoich obowiązków podchodził z pasją. Nic dziwnego, że w swojej karierze doszedł do pierwszej reprezentacji Polski - mówił w homilii ksiądz Łukaszka.
„Maliniak” zaczynał od łyżwiarstwa figurowego
Być może nie każdy wie, że swoją przygodę ze sportem Artur rozpoczynał od łyżwiarstwa figurowego. Jednak po roku znudziła mu się ta dyscyplina sportu. Poszedł na trening hokeistów. Jego pierwszym trenerem był Ryszard Puchajda, który zmarł kilkanaście miesięcy wcześniej przed Arturem. Złośliwość losu. Na pewno tak. W grupach młodzieżowych Artur zawsze należał do wybijających się zawodników. Szybko trafił do młodzieżowej reprezentacji Polski, gdzie w jednym ataku grał obok Mariusza Czerkawskiego. Po wyjeździe Czerkawskiego do Szwecji, w kolejnych mistrzostwach świata gr. B (1992), był kapitanem kadry U-20. Razem z kolegami nie udało mu się jednak awansować do światowej elity. Lepsza o 0,03 bramki była wtedy Japonia. Pierwszą bramkę w seniorach zdobył 7.10.1990 roku, w 60 minucie meczu z Toruniem, ustalając wynik na 7-1 dla Unii.
Prawdziwy rzemieślnik
Hokeista z numerem „20” na zawsze w pamięci kibiców pozostał jako przebojowy zawodnik. Może nie był najlepszym technikiem, ale miał niesamowity ciąg na bramkę. Cechował go upór w dążeniu do celu. Ktoś powie, że nie należał do ligowej klasyfikacji snajperów, ale jak już trafił, to przez długi czas był na ustach kibiców. Miał niesamowity dar do strzelania decydujących bramek. Często w ostatnich sekundach meczu.
- Pamiętam, że za kadencji Andrieja Sidorenki, graliśmy mecz ze Stoczniowcem (23.10.98 - przyp. red). Na minutę przed końcem remisowaliśmy 4:4. Kompromitacja mistrza wisiała w powietrzu. Artur poszedł za akcją Karatajewa i na 34 sek. przed końcem meczu strzelił zwycięskiego gola – tak przed laty wspominał Artura Tomasz Piątek, dziś pracujący za oceanem.
Gwoli uzupełnienia wypowiedzi Piątka, przypomnijmy, że Artur był także autorem zwycięskiej bramki w pamiętnym półfinale z Toruniem, kiedy po zakończeniu trzeciego meczu Adam Fraszko uderzył sędziego Sudoła.
- Był bardzo koleżeński. Gdy drużynie nie szło, potrafił mobilizować kolegów do walki. Jak On to robił, że potrafił przy tym żartować – wspominał Waldemar Klisiak.
Eksplozja formy pod okiem Sidorenki
Prawdziwy szczyt formy Artura przypadł na lata 1998-2000, kiedy z Unią pracował Andriej Sidorenko. Artur jeszcze wcześniej, za kadencji Zbynka Neuvirtha (1996 rok - przyp. red), miał bardzo dobry sezon. Jako wchodzący do zespołu młokos niejeden z zazdrością patrzył na Niego, jak grając przy boku Mirka Tomasika i Dmitrija Miedwiediewa, z łatwością strzela bramki. Taka postawa w dzisiejszych czasach byłaby wzorem do naśladowania.
W 1998 roku trafił do pierwszej reprezentacji Polski. Na lodowiskach Rodovre i Odense, w trakcie mistrzostw świata gr. B w Danii (zaplecze światowej elity), w siedmiu spotkaniach strzelił 1 bramkę i zaliczył 3 asysty.
Arturowi powiedzieli „do widzenia”
Po raz ostatni na listę strzelców oświęcimskiego zespołu wpisał się w półfinale Pucharu Kontynentalnego, strzelając gola wiceliderowi słowackiej ekstraklasy - Slovanowi Bratysława. Przed turniejem obiecywał, że nie sprawi zawodu kibicom i słowa dotrzymał. Snuł plany na kolejny sezon. Niestety, 14 stycznia uległ groźnemu wypadkowi, a po miesiącu od tego zdarzenia zmarł. Jego śmierć wstrząsnęła całym hokejowym środowiskiem.
- Unia musi zdobyć mistrzostwo Polski, dla Artura! - kibice ze Stoczniowca.
- Darowałbym Ci wiele kar za niesportowe zachowanie, bylebyś był tylko z nami - sędzia hokejowy.
- Wierzyliśmy, że wyjdzie z tego. To niesprawiedliwe - kibice z Sanoka. Oto kilka tylko cytatów, jakie pojawiły się na stronach hokejowych w sieci po śmierci Artura.
- Arturowi mówimy po prostu „do widzenia” - mówił nad trumną ksiądz Paweł Łukaszka.
Kibice wierzą, że gdzieś tam Artur także rozgrywa swoje mecze, i - jak zwykle - zwycięski zespół prowadzi w mistrzowskiej "stonodze", bo ten przywilej zawsze będzie należał do Niego.
Bądź na bieżąco i obserwuj
- Filmy o Auschwitz, a obozowa rzeczywistość WIDEO
- Niecodzienna nocna operacja na budowie mostu nad Sołą w Oświęcimiu przy mrozie -17!
- Studniówki w Oświęcimiu. Wyjątkowe bale, które pamięta się latami! Zdjęcia
- Szkoły z pow. oświęcimskiego. W których najlepiej zdali egzamin ósmoklasisty?
- Wieża widokowa na wzgórzu Skała w Chełmku stanie w tym roku
- Miniolimpiada dla przedszkolaków w Oświęcimiu. WIDEO
