Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miś Colargol jest z Krakowa!

Redakcja
Ma 18 cm wzrostu, a jego brązowe futerko było z... Paryża
Ma 18 cm wzrostu, a jego brązowe futerko było z... Paryża
Nieodłączny towarzysz dzieciństwa dzisiejszych 40- i 50-latków. Nie tylko w Polsce. Miś bawił, wzruszał, czasem straszył. Ma 18 cm wzrostu, a jego brązowe futerko było z... Paryża. Jest obywatelem francusko - polskim. A urodził się w Krakowie, 45 lat temu. Dzięki Tadeuszowi Wilkoszowi, z którym rozmawia Edyta Golisz.

Zobacz także:

Czy to prawda, że Colargol miał ponad stu… braci bliźniaków?
Pewnie obalamy właśnie mit jedynego, wspaniałego misia, ale to prawda. Aby lalka w filmie mówiła, chodziła - po prostu żyła - trzeba ją animować, czyli ustawić ręcznie w każdej kolejnej fazie ruchu i każdą z tych faz zarejestrować kamerą. Te kolejne obrazki, wyświetlane potem bardzo szybko na ekranie, dają widzowi złudzenie ruchu. Żeby animować energicznego przecież Colargola, tylko przy jednym odcinku trzeba go było dotknąć aż 7 tysięcy razy! Miś się niszczył. Do każdego odcinka mieliśmy więc przygotowane dwie lalki: ta podniszczona, z poprzedniego odcinka, grała tzw. dalekie plany. Nowa występowała w zbliżeniach. A że odcinków było w sumie 53, zagrało w nich ponad sto lalek Colargola.

Pamięta Pan dzień, kiedy Colargol się urodził?
Pamiętam, kiedy urodził się w Polsce. Bo on najpierw żył we Francji - był bohaterem popularnego, nagrywanego na płytach, słuchowiska. Któregoś dnia francuski producent i dystrybutor filmów wpadł na pomysł, że warto byłoby zrobić o misiu film. Szukał ludzi, którzy mogliby się tym zająć. I tak trafił do łódzkiego Studia Filmowego "Se-Ma-For", w którym pracowałem. Postanowiłem się tego podjąć. Colargol urodził się w Polsce w 1967 roku. Ale te narodziny poprzedziły dłuuugie miesiące.

Czyżby dlatego, że futrzany przybysz z kapitalistycznego kraju był podejrzliwie postrzegany w PRL-u?
Nawet nie o to chodziło. Po prostu w latach 60. coś takiego jak Internet i telefon komórkowy nie istniało, a ja musiałem ustalać z producentem, który był we Francji, setki szczegółów. Żeby do niego zadzwonić, chodziłem na pocztę, u pani w okienku zamawiałem międzynarodową rozmowę i potem godzinami czekałem na połączenie. Jeszcze gorzej było z przesyłkami na poczcie - potrafiły leżeć tam tygodniami. Mieliśmy z producentem kłopot z ustaleniem, jak Colargol ma wyglądać. Producent chciał, żeby miś był wyjątkowy, ale nie precyzował, co to znaczy. Robiłem szkice projektów misia i wysyłałem pocztą. Gdy w końcu - po wielu tygodniach - docierały do Francji, producent zgłaszał kolejne uwagi. Rysowałem więc kolejne projekty. I znów niosłem na pocztę. A czas płynął i płynął. Producentowi przypadła do gustu dopiero… trzydziesta wersja.

Ta, którą ujrzał Pan w swoim synu?
Jasiu miał wtedy może 6 lat. Mieszkał z moją żoną w naszym rodzinnym Krakowie, a ja, w związku z pracą, wynajmowałem pokój w Tuszyn-Lesie koło Łodzi. Żona i syn przyjechali do mnie na wakacje. Poszliśmy na spacer do lasu. Nagle zobaczyłem, jak synek wybiega z gęstwiny: miał zaróżowiony nosek, śmieszną grzywkę i odstające uszka. Widok był ujmujący. "Tak powinien wyglądać Colargol"! - przeszło mi przez myśl. Zrobiłem kolejny projekt. Tym razem producent był zachwycony! A pierwsze grzywki dla misiów zrobiłem z włóczki, którą… wycyganiłem od mojej mamy.

Rozpoczęły się prace nad filmem, a Pan i miś… podpadliście władzy ?

Praca nad filmem była karkołomna. Dość wspomnieć, że miała to być pierwsza, duża, polsko - francuska koprodukcja. Seria o misiu miała być emitowana w obu krajach. W związku z tym trzeba było pogodzić w serialu dwa zupełnie przecież różne systemy polityczne. Do tego miałem na głowie dosłownie wszystko: produkcję, reżyserię, scenografię, a nawet częściowo animację. A praca ludzi w studiu wyglądała mniej więcej tak, jak tego stolarza, który przez 2 miesiące… strugał jedno drzewo do scenografii! A potrzebowaliśmy całego lasu... W końcu nie wytrzymałem i zrobiłem mu lekką awanturę. Stolarz poleciał do partii i doniósł, że źle go traktuję. Zostałem wezwany na dywanik. Pierwszy sekretarz mówi do mnie: "Towarzyszu, nie wolno tak traktować współpracowników". Ja mu na to: "Towarzyszu, robimy film na eksport, nie możemy czekać na las do scenografii 10 lat"! A stolarz tak się tym wszystkim zdenerwował, że w jeden dzień wystrugał… trzy drzewa. Po czym zorientował się, że jednak za szybko pracuje i potem te drzewa, przez cały tydzień, ścierał papierem ciernym, niby że to konieczne... I tak pierwszy odcinek Colargola powstawał przez... rok!

A Pan nie mógł z nerwów spać.
W studiu konfliktów nie brakowało, ja byłem na styku dwóch systemów, które musiałem pogodzić, a i tak co trochę były do mnie jakieś pretensje. Atmosfera była trudna. I którejś nocy, gdy udało mi się zasnąć, przyśnił mi się sen, którego nigdy nie zapomnę: była w nim wielka zielona łąka - element scenografii z Colargola. A po tej łące, od strony wspomnianego już lasu, biegli w moją stronę poirytowani pracownicy studia. Tłum ludzi z rozsierdzonymi minami, a na ich czele... dyrektor "Se-Ma-Fora"! A ja… uciekałem przed nimi, trzymając za rękę, jak małe dziecko, przestraszonego Colargola, który biegł ze mną ile sił w nóżkach! (śmiech).

Jakim cudem udało się zrobić aż 53 odcinki filmu?
Pomyślałem, że tym sposobem życia mi nie starczy na zrobienie całej serii… Dokonałem więc czegoś, co w tamtych czasach w Polsce było zupełną nowością: zaangażowałem do współpracy asystentów, a także niezależnych realizatorów, którymi kierowałem, podsuwałem pomysły, przygotowywałem lalki i scenografię. Pracowaliśmy wspólnymi siłami, co dziś by nikogo nie dziwiło, a w tamtych czasach było wyjątkową sytuacją - jednak dzięki temu produkcja na dobre ruszyła. Prace nad Colargolem trwały w sumie 8 lat. W ciągu kolejnych 5 lat powstały jeszcze trzy filmy pełnometrażowe.

A to prawda, że Colargol miał futerko z Paryża?
Prawda. Zresztą to jego futerko przez lata całe przysparzało mi zmartwień (śmiech). Otóż umowa z francuskim producentem przewidywała, że jeśli pierwsza seria bajki o Colargolu spodoba się widzom, to będziemy kręcić dalej. Nie myślałem aż tak daleko w przyszłość. Przed pierwszą serią poszedłem po prostu do sklepu i kupiłem tyle pluszu, żeby wystarczyło na futerka dla misiów do zaplanowanych odcinków. Gdy okazało się, że film się spodobał i mamy robić kolejną serię, pojechałem dokupić pluszu. Ale sklepie go nie było, bo... zamknęli fabrykę! I tak następnych kilkanaście lat życia upłynęło mi pod hasłem szukania materiałów na futro dla misia. Moi koledzy z pracy mieli niezły ubaw. W związku z produkcją filmu często jeździliśmy wtedy do Paryża. To był dla nas w tamtych czasach zupełnie inny świat! Dlatego - po zawodowych obowiązkach - koledzy zwiedzali miasto, muzea, zabytki, atrakcje, jakich w Polsce nie było, a ja, zamiast upajać się widokiem Wieży Eiffla… latałem po paryskich sklepach szukając futerka dla misia! Ale za to udało mi się niemal identycznie ubrać wszystkie sto trzydzieści misiów - bo tyle dokładnie lalek zagrało Colargola.

Lubi Pan tego misia?
Lubię wszystkie bajkowe postacie, które stworzyłem, ale Colargol jest wyjątkowy. Zajął mi 14 lat życia. Gdy zaczynałem go robić, byłem brunetem, a francuski producent zaczynał siwieć. Gdy skończyliśmy, ja zaczynałem siwieć, a producent był już całkiem jak gołąbek. Colargola poznały dzieci niemal na całym świecie. Dostałem niedawno list od pewnego Fina, który jako czterolatek obejrzał przygody Colargola w kosmosie i tak się tym przejął, że postanowił zostać kosmonautą. Wprawdzie nie udało mu się polecieć w kosmos, ale jest inżynierem i buduje aparaturę do badań kosmicznych.

Dużo Pan z misiem podróżuje. Ludzie na świecie pamiętają Colargola?

Pewnie. Ja i miś dostajemy wiele zaproszeń: na warsztaty, odczyty, imprezy związane z filmem animowanym. Jeździmy po Europie, ale byliśmy też w Afryce Południowej czy - dla równowagi - na dalekiej północy, pod kołem podbiegunowym. Francuzi mówią o mnie, że jestem "papą" Colargola. Miś jest wszędzie znany i mile widziany. Trochę go na bieżąco reperuję i zupełnie nie widać, że ma już 45 lat, co na niedźwiedzia jest doprawdy rekordowym wiekiem (śmiech).

Rozmawiała: Edyta Golisz

Wybieramy najlepszego piłkarza i trenera Małopolski! Weź udział w plebiscycie!

Która stacja narciarska w Małopolsce jest najlepsza? Zdecyduj i oddaj głos!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska