Daniel Tulicki przyznaje, że jego zainteresowanie filmem wynikło z bardzo pilnej potrzeby: - Tak się złożyło, że uprawiałem parkour, czyli pokonywanie przeszkód stojących na drodze w jak najbezpieczniejszy, najprostszy i najszybszy sposób, i chciałem to, co robię razem z kolegami, jakoś utrwalić - dodaje.
Dokumentalista z potrzeby
Pierwsze filmowe próby Daniela odbyły się w czasach, gdy chodził do gimnazjum w Moszczenicy, w 2009 roku. Za kamerę służył mu bardzo prosty aparat kompaktowy, który jego brat dostał na pierwszą komunię. - Kręciłem nim filmiki dokumentujące nasze wyczyny - opowiada. - Wrzucałem je do internetu i nawet z satysfakcją muszę przyznać, że miały sporo pozytywnych komentarzy.
Parkour skończył się dla Daniela w momencie, gdy odniósł kontuzję. Wtedy też postanowił, że skoncentruje się na filmowaniu.
- To może zabrzmi teraz śmiesznie, ale takie moje pierwsze próby z fabułą związane były z grą komputerową - podkreśla mieszkaniec Moszczenicy. - Gra nazywała się Gothic II i jedną z jej funkcji była możliwość składania króciutkich fabularyzowanych filmików. Wtedy już bardzo mnie to wciągnęło - dodaje.
Daniel rozpoczął naukę w technikum, a jako specjalność wybrał sobie informatykę. W czasie wakacji po pierwszej klasie postanowił spróbować swoich sił w prawie już dorosłym filmowaniu. Powstał będący postapokaliptyczną wizją film pod tytułem Cień zagłady.
Pierwsze krótkie fabularne etiudy
- To mój pierwszy film autorski - opowiada. - Napisałem scenariusz, sam kręciłem i zajmowałem się montażem. Całość była robiona dosyć spontanicznie i bez żadnych przygotowań. Pomysł był prosty, nagrajmy film z maskami gazowymi.
Przebraniu trzeba było nadać sens w fabule, więc został wykreowany świat po nuklearnej zagładzie.
Ludzie tracili w nim swoje ludzkie cechy i zabijali nawet dla drobnych rzeczy. Oczywiście jest też bohater, który nie zgadza się z tym, co go otacza i zaczyna walkę o przywrócenie podstawowych wartości. Film został ukończony w 2014 roku, a rok później Daniel przystąpił do pracy nad kolejnym projektem, który ma tytuł „Bezlitośnie”.
- Tę produkcję osadziłem w dość mrocznym klimacie - relacjonuje z uśmiechem. - Może efekt nie jest powalający, ale w tym czasie poznałem bardzo fajnych ludzi z teatru Ergo i właśnie oni są w obsadzie filmu,. Myślę, że odnalazłem też w czasie pracy życiowy cel. Już wiedziałem, że chcę zajmować się zawodowo filmem i na tym się w pełni skupiłem - komentuje.
Fachowa literatura, filmy oglądane w kinie czy też telewizji, i ciągłe podnoszenie własnych umiejętności w pracy z kamerą, to było wypełnienie całego wolnego czasu. Nie było go oczywiście zbyt wiele, bo przecież była też nauka w szkole. Po maturze mógł poświecić się swojej pasji ze zdwojoną siłą.
Chce iść drogą Wajdy i Polańskiego
- Byłem już przygotowany do pierwszej fabularnej próby - relacjonuje. - Niestety do tego potrzebna jest bardziej rozbudowana ekipa, a tej nie miałem. Wtedy też ogłosiłem na portalu społecznościowym zaciąg chętnych. Zgłosiło się nawet do mnie kilka osób, ale to było za mało. Produkcja zatrzymała się na etapie budowy dekoracji - dodaje.
Plany fabularne musiały zostać odłożone, a Daniel skupił się na przygotowaniach do egzaminów wstępnych w Wyższej Szkole Filmowej w Łodzi, oczywiście na wydziale reżyserii.
- Muszę przygotować obowiązkową teczkę prac - informuje. - To między innymi trzyminutowy film, w którym muszę opowiedzieć o tym, co budzi mój gniew, czy sprzeciw, z czym nie chcę lub nie potrafię się pogodzić - dodaje.