Teraz to już protest i dobrze, bo akurat jestem za. Jeśli zostanę wmanewrowany - kij z tym, jeśli mnie koledzy niektórzy na Fejsie znielubią - koszt nieunikniony. Mam naprawdę wspaniałych znajomych, którzy myślą na odwrót, tzn. nieliberalnie i na dodatek, jak to w Polsce bywa, posiadają skłonności mesjańskie, starają się mnie przeciągnąć, przekonać, zagadać. Oczywiście ani ja ich, ani oni mnie. W Polsce nie jest możliwa dyskusja, gdzie jedna strona na końcu bez ironii stwierdza: „Wiesz, przekonałeś mnie, masz rację”.
Jakoś się jednak z nikim nie kłócę, bo większość z nich to fajni muzycy, a z muzyką jest jak z seksem w dobrym związku - gdy się nawet coś strasznie popsuje, gdy się z kimś „zadyskutuję” na śmierć, w każdej chwili mogę to w łóżku naprostować albo niespodziewanie skręcić: „Czy Beethoven był sztywny, czy Haydn frywolny, jak uważasz, albo może w ogóle, czy Mozart nie najlepszy?”.
Niestety, w debacie publicznej brakuje dobrego seksu, dobrej muzyki, dobrego jedzenia, w ogóle rzeczy dobrych. Panuje nadmiar rzeczy złych, wokół których narasta czarny osad racji. Idę poprotestować na słońcu. Nie będę się przecież przebierał na czerwono.