https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mówili o nim: nie do zajechania

Artur Gac
Wśród podopiecznych Krzysztofa Rojka (na zdj.) jest między innymi jego 15-letni  syn
Wśród podopiecznych Krzysztofa Rojka (na zdj.) jest między innymi jego 15-letni syn fot. Artur Gac
Krzysztof Rojek chciał zostać pingpongistą, jego idolem był Andrzej Grubba. Boksem zainteresował się przez przypadek. Walczył z Felixem Savonem z Kuby i Władimirem Kliczką.

Krzysztof Rojek, były pięściarz TS Wisła Kraków, który wystąpił na IO w Barcelonie, gdzie na jego drodze stanął największy z amatorów, Kubańczyk Felix Savon, dziś trenuje młodzież w malutkiej piwnicy, a na życie zarabia m.in. pielęgnując trawniki i karczując drzewa. Ale nie żałuje, bo ma co wspominać...

- W roku olimpijskim byłem w wyśmienitej formie. Miałem 20 lat. Powiedziałem nawet , że pokonam każdego przeciwnika, który stanie na mojej drodze. Każdego, poza Savonem... - ożywia się Rojek, wracając do 1992 roku i 25. Letnich Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie.

Pech sprawił, że już w pierwszej walce eliminacyjnej w stolicy Katalonii trafił na geniusza szermierki na pięści, wówczas „dopiero” trzykrotnego mistrza świata Felixa Savona.

Rojek rozpoczął z animuszem. Jako pierwszy zadał celny cios, trafiając oponenta prawą ręką na korpus. Niestety już w 30. sekundzie walki Savon wystrzelił mocnym prawym sierpowym, po którym Polak obłapił Kubańczyka. Finisz nastąpił w drugiej rundzie - ciężko oddychający wychowanek „Białej Gwiazdy” zasygnalizował gotowość dalszego boksowania, ale wobec ofensywy Savona został poddany przez arbitra.

- Na nagraniu, które krąży w internecie, widać, że parę razy chciałem wejść z Savonem w wymianę. Co z tego, że miałem wiarę, skoro podświadomie byłem zblokowany. Gdyby nie kontuzja, nie przegrałbym przed czasem. Inna sprawa, że też bym nie zdołał wygrać, bo facet był za silny - tłumaczy były reprezentant kraju.

***

Rojek urodził się w Żaganiu, ale jego styczność z miastem nieopodal Zielonej Góry trwała zaledwie dwa miesiące. Rodzice przyszłego sportowca podjęli decyzję, by przeprowadzić się na ojcowiznę do małopolskich Domiarek, gdzie dziadkowie pozostawili stary dom z gospodarstwem. - I nadal mieszkam w podkrakowskiej gminie Iwanowice, tyle że część mojej wioski została dołączona do Poskwitowa - tłumaczy były pięściarz.

Mały Krzysztof chciał zostać pingpongistą. Zainteresowanie boksem nastąpiło trochę z przypadku. Kolega przyprowadził go na zajęcia sekcji boksu „Białej Gwiazdy”. - Pamiętam, że wtedy oglądałem trening Tomka Winiarskiego, któremu tarczował Stanisław Dragan (brązowy medalista IO w Meksyku i były prezes Małopolskiego Związku Bokserskiego - przyp. AG) - wspomina Rojek.

Zostali dobrymi kolegami. Ich znajomość przetrwała próbę czasu. - W karierze Krzyśka nie było wyskoków, afer, skandali. To uczciwy chłopak, a do tego bardzo prostolinijny. Pracuje cichutko i nie dba o poklask - twierdzi Winiarski, pierwszy trener i koordynator sekcji boksu TS Wisła.

***

Czterech lat potrzebował Rojek, by z naturszczyka przeobrazić się w sportowca olimpijczyka. Był luty 1988 roku, gdy chudy jak patyk 16-latek trafił pod skrzydła trenera „Białej Gwiazdy” Kazimierza Pieniążka. Po roku zadebiutował w kadrze narodowej seniorów. Drobnej postury junior ćwiczył w parze ze starszym o cztery lata Andrzejem Gołotą. - Można powiedzieć, że w wieku 17 lat trafiłem pod skrzydła Gołoty - uśmiecha się Rojek.

Czempionat Starego Kontynentu w tureckim mieście Bursa miał należeć do boksującego w wadze ciężkiej Rojka. Niestety, w ćwierćfinale „przejechał” się na zlekceważonym Holendrze Donie Diego Poederze. - Zapłaciłem najwyższą cenę za pogardę, bo uwierzyłem, że zwycięstwo mam w kieszeni. Kilka tygodni wcześniej zbiłem go jak chciałem. Chłopak nie istniał, w jego oczach widziałem strach. Miał jeden atut: bił bardzo mocno, ale przekonałem się o tym dopiero w walce, gdy „sprzedał” mi sierpowy. Po kolejnych trafieniach zostałem poddany przez sędziego - kręci głową Rojek.

Mniej spektakularną porażkę pięściarz poniósł w konfrontacji z Władimirem Kliczką w meczu Victorii Jaworzno z Gwardią Warszawa. Polak bez przerwy klinczował, za co zarobił trzy ostrzeżenia, równoznaczne z dyskwalifikacją. - Kontuzja oka sprawiła, że czułem się ograniczony. Bałem się, żeby nie przyjąć mocnego ciosu, co mogłoby skutkować pogłębieniem kontuzji - wyjaśnia.

Kontuzji Rojek nabawił się w roku olimpijskim, na zgrupowaniu w Asyżu. Lekarz zdiagnozował zapalenie spojówki. Później stało się jasne, że ten uraz to nie przelewki. - Okazało się, że mam uszkodzony mięsień. Gdy po powrocie zrobiłem badania, lekarz zakazał mi wyczynowego uprawiania boksu - irytuje się sportowiec.

W 2006 roku Rojek trafił do dr Ewy Wójcik z Centrum Leczenia Zeza w Krakowie. - Przeszedłem dwa zabiegi, z grubsza polegające na nacinaniu mięśnia, i teraz widzę dobrze. Dziś wiem, że popełniłem błąd, bo zamiast od razu udać się do renomowanego okulisty, poszedłem do neurologa - mówi.

A jest czego żałować, bo kariera zdrowego Rojka mogła potoczyć się o niebo lepiej. Ale i tak w szczytowym okresie boksowania czuł się panem świata. - Żyłem jak król. Pieniędzy było tyle, że nie zastanawiałem się, czy będzie mi potrzebna jakaś praca - przyznaje pięściarz i skrupulatnie wylicza swoje apanaże: - Miałem m.in. stypendium z kadry narodowej, które było wyższe od zarobków mojej mamy i świetne diety, 10 dolarów za dzień zgrupowania.

Wojciech Bartnik, ostatni polski medalista olimpijski w boksie, posuwa się do tezy, że wspaniały charakter do pracy okazał się przekleństwem Rojka. - Mnie nazywali „cwaniaczenko”, bo potrafiłem sobie odpuścić, a Krzysiek był koniem do roboty. Wszystkim wydawało się, że jest nie do zajechania, ale jednak w pewnych momentach trzeba było powiedzieć: „stop, zwolnij, stary” - analizuje kolega i rywal.

Ostatnim akordem kariery, zakończonej w 1995 roku, był powrót w 2004 roku na turniej „O Złotą Rękawicę Wisły” i pojedynek z Mariuszem Wachem. Rojek przegrał, ale werdykt uważa za krzywdzący. - Uważałem, że Wach jest słaby i nadal tak twierdzę. Mam dla niego szacunek, że wytrzymał bombardowanie z rąk Kliczki, ale zepsuł sobie reputację aferą dopingową.

***

Z Krzysztofem Rojkiem spotkałem się w suterenach Krakowskiego Szkolnego Ośrodka Sportowego im. Szarych Szeregów przy alei Powstania Warszawskiego. To tutaj zadomowił się ze swoim klubem bokserskim KS Rojek. Szkoleniowiec otrzymał do swojej dyspozycji pomieszczenie w części piwnicznej ośrodka. Boczna salka to przede wszystkim ring ze starannie posegregowanymi rękawicami do boksowania.

Z korytarza wchodzi się na główną „arenę” z workami i niewielką przestrzenią do rozgrzewki oraz ćwiczeń. - Miejsca może nie ma w nadmiarze, za to jest kameralnie. Właśnie w takich salkach czuć klimat bokserski. Mam paru uzdolnionych chłopców, a w dużej mierze liczę na syna 15-letniego Damiana - mówi Rojek.- Pan Krzysztof potrafi świetnie sobie radzić z młodzieżą - informuje Maria Turek, kierownik obiektów sportowych KSOS.

Apanaże z czasów kariery zawodniczej są już tylko wspomnieniem. Obowiązki trenera Rojek łączy z pracą fizyczną wykonując usługi budowlane, a latem zajmuje się pielęgnowaniem trawy, wycinką i karczowaniem drzew oraz krzewów. - Dzisiaj muszę liczyć pieniądze, a gdyby żona nie pracowała, na pewno nie dalibyśmy rady utrzymać się z jednej pensji. Cóż, dobre się skończyło, ale życie toczy się dalej i trzeba iść do przodu - kończy Krzysztof Rojek.

***

Krzysztof Rojek ur. 16 lutego 1972 r. Bokser, olimpijczyk z Barcelony 1992. Reprezentował kluby:

  • Wisła Kraków w latach 1986-1990,
  • Igloopol Dębica w latach 1991-1992,
  • Hetman Białystok w roku 1992,
  • Victoria Jaworzno w latach 1993-1995.

Mistrz Polski w kategorii superciężkiej w roku 1993. Drużynowy mistrz Polski w latach 1992, 1993-1995. Uczestnik mistrzostw świata w roku 1995 oraz mistrzostw Europy w roku 1993. Na igrzyskach w Barcelonie wystartował w kategorii ciężkiej zajmując 17. miejsce.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska