18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Reymonta niechciany gość mógł oberwać. Zagadkowa śmierć górnika "Mietka"

Artur Drożdżak
Tadeusz B. został skazany na osiem lat pozbawienia wolności za pobicie ze skutkiem śmiertelnym, nielegalną produkcję bimbru,  uprawę konopi indyjskich i kradzież prądu. Jego żona Marzanna B. usłyszała wyrok dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat
Tadeusz B. został skazany na osiem lat pozbawienia wolności za pobicie ze skutkiem śmiertelnym, nielegalną produkcję bimbru, uprawę konopi indyjskich i kradzież prądu. Jego żona Marzanna B. usłyszała wyrok dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat Andrzej Banaś
Na ponurą posesję przy ul. Reymonta w Bukownie wstęp miało niewielu mieszkańców. Zresztą nikt się tam nie pchał z wizytą, bo gospodarze, małżeństwo Marzanna i Tadeusz B., cieszyło się złą sławą. Alkohol lał się tam strumieniami, a niepożądany gość mógł oberwać, gdyby zbyt natarczywie chciał dołączyć do towarzystwa. Rosłego, masywnego Tadeusza B. bano się w okolicy.

Postrach okolicy
27 maja 2008 roku o 6.00 rano nad jego posesją zawisł z hukiem helikopter z kamerą termowizyjną, szturmem wdarło się ponad 100 policjantów po cywilnemu i w mundurach, ratownicy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego z psami do poszukiwania ludzi, naukowcy z Akademii Górniczo-Hutniczej z georadarem, który pomaga wykrywać obiekty zakopane pod ziemią, a na końcu zjawili się celnicy ze specjalistycznym sprzętem. Wtedy wszyscy w okolicy domyślili się, że musi się dziać coś niezwykłego. A działo się. Akcją dowodzili funkcjonariusze z Archiwum X, specjalnego wydziału w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Krakowie, który zajmował się śledztwami dotyczącymi niewykrytych zabójstw i zaginięć ludzi.

Zaginiony "Mietek"
Poszukiwano zwłok Mieczysława P., przez wszystkich znanego jako "Mietek", lat 70, emerytowanego górnika strzałowego, który zniknął bez śladu dokładnie rok wcześniej. Opukano ściany, przetrząśnięto piwnicę, starą komórkę przed domem, przekopano fragment działki. Mimo zaangażowania tak wielkich sił i środków żadnych zwłok nie znaleziono. Nie licząc martwego psa wykopanego nad brzegiem pobliskiej rzeki. Policjantom nie pozostało nic innego, jak podjąć subtelną grę z małżeństwem B. To oni musieli znać prawdę, jakakolwiek była. Już wcześniej zdobyto informację, że B. od roku pobierają regularnie z konta "Mietka" 1700 zł emerytury górniczej. Było to możliwe, bo małżeństwo dysponowało kartą bankomatową lokatora, a numer pin do karty ujawniono zapisany na karteczce, bo "Mietek" bał się, że go zapomni. Chociaż co miesiąc z bankomatu wypłacano całą sumę, ZUS nie miał pojęcia, że operacji nie dokonywał właściciel konta.

Tadeusz B. był już w przeszłości karany za pobicie, odsiedział 10 lat w więzieniu

Szczupłego, wysokiego, zawsze uśmiechniętego "Mietka" znali wszyscy w 10-tysięcznym Bukownie, zresztą tam wszyscy wszystkich znają lub słyszeli o każdym mieszkańcu. Ciche, spokojne miasteczko, sklepy, filie banków, kościoły, kopalnia. W niej "Mietek" przepracował 25 lat. 66-letni Stanisław L., pracownik firmy kamieniarskiej, zapamiętał, że to był fajny gość, razem długie lata robili w kopalni. Zawsze życzliwy wobec ludzi, serdeczny. Dobre wspomnienie o "Mietku" zachował też w pamięci 86-letni Ireneusz Ć.

- Ja wcześniej poszedłem na emeryturę, on jeszcze został w kopalni. Taki miał fart, że nigdy nie przytrafiło mu się żadne nieszczęście na przodku - opowiadał. Przypomniał sobie, że "Mietek" jako ratownik jeździł też na Śląsk do innych kopalń pomagać w akcjach ratunkowych zasypanych górników.

Życie "Mietka" zmieniło się w latach 80. Urodziły mu się dzieci, córka i syn, żona zaczęła poważnie chorować. Wtedy wyprowadził się z bloku w centrum miasta, zostawił rodzinę. Ludzie mówili, że nieładnie postąpił, ale dorosły był. Twierdzili, że to przez wódkę tak się odmienił.

"Mietek" wynajął pokój w domu przy ul. Reymonta, gdzie gospodarzami byli 48-letnia Marzanna i 67-letni Tadeusz B. Pieniędzy z renty miał sporo. Płacił 200-300 zł czynszu, dokładał się jeszcze do wspólnego wyżywienia, resztę miał dla siebie.
Barczysty Tadeusz B.

Siostra zaginionego opowiadała, że mimo dobrej renty brat ciągle bez grosza chodził. Na papierosy nie miał, na drobne wydatki, wszystko mu zabierali. Nie kryła, że "ten wielki jak dąb, barczysty Tadeusz B. to chodził za nim jak cień, pilnował, by brat nie wydawał na nic pieniędzy". Mieczysław P. jeszcze siatki z zakupami za tym B. musiał nosić. Wyglądało na to, że "Mietek" jakby miał ochroniarza i to takiego, który go regularnie bije. Ludzie widzieli, że ma siniaki na całym ciele, jednakże nie skarżył się na swój los.

W maju 2007 roku "Mietek" przepadł bez śladu. Nie pojawiał się u rodziny, nie dzwonił, nie dawał znaku życia. Maria K., sąsiadka z ul. Reymonta, przyznała, że Marzannę B. spotkała w sklepie i ona wtedy mówiła jej, że "Mietek" wyjechał z Bukowna do rodziny w Katowicach. Rodzina górnika zaprzeczała, by miała tam kogoś bliskiego. W Piekarach to tak, ale nie w Katowicach. Ale to z Katowic przyszła pocztówka do małżonków B. "Mietek" pisał, że ma się dobrze, że nie wraca. Jego córka zgłosiła zaginięcie ojca. Miała pretensje do policji, że nie podjęto żadnych działań poszukiwawczych. Co prawda policja wysyłała patrole na ul. Reymonta, ale państwo B. zapewniali, że ich współlokator po prostu wyjechał. Funkcjonariuszom udało się jednak ustalić, że mimo zaginięcia "Mietka" ktoś regularnie pobiera pieniądze z jego konta. Zrobił to już 13 razy.

Pocztówka z Katowic
Wtedy policjanci z Bukowna poprosili kolegów z Archiwum X o pomoc. Przyjechali po cichu, zaczęli przyglądać się sprawie. Szybko ustalili, że pocztówka z Katowic to zasłona dymna, by stworzyć wrażenie, że "Mietek" żyje. Policja zakładała, że zwłoki mężczyzny mogą być pochowane poza Bukownem, ale nie wykluczano, że są jednak ukryte na terenie posesji.
Zaczęto dyskretnie przyglądać się małżonkom B. Mężczyzna był w przeszłości karany za pobicie ze skutkiem śmiertelnym, odsiedział przed laty prawie 10 lat za kratkami. Nastąpiło już zatarcie skazania, ale dalej utrzymywał kontakty z kolegami z celi. To z nimi w 2004 r. w środku lasu uprawiał poletko konopi indyjskich. Doliczono się 154 krzewów. Dostał wyrok w zawieszeniu.

- Pojawiły się też sygnały, że pędził bimber i nielegalnie kradł prąd - potwierdziła policja. To jednak było niczym w porównaniu ze sprawą zaginięcia i śmiercią "Mietka". Funkcjonariusze z Archiwum X wiedzieli, że skoro nie znaleźli zwłok 70-latka, to prawdę o jego śmierci muszą wydobyć od małżonków B. Postawiono im zarzuty oszustwa na szkodę ZUS i pobrania emerytury "Mietka". Zaczęły się wielogodzinne przesłuchania. Minęło 48 godzin i przełomu w śledztwie nie było. Marzanna B. przyznała się jedynie do pobrania pieniędzy z konta lokatora, Tadeusz B. milczał. O zbrodni nie powiedzieli jednego słowa. Nic nie dało badanie na wykrywaczu kłamstw.

Przełom i przesłuchanie
Pękli dopiero po kolejnych 24 godzinach przesłuchań, gdy sąd zdecydował, że trafią do aresztu. Kiedy wydawało się, że już niczego nie zdradzą... - Tadek wyznał mi, że rok temu znalazł martwego "Mietka". Ze względów bezpieczeństwa nie powiedział, gdzie są zwłoki - przyznała w końcu Marzanna B. Sugerowała, by szukać na posesji, w okolicach pustego szamba. Tadeusz B. też przerwał milczenie. - "Mietek" był martwy, kiedy go znalazłem w komórce, ciało przeniosłem do opróżnionego szamba - potwierdził sugestie żony.

Wyrok skazujący
Policjanci znaleźli zwłoki we wskazanym miejscu. Ciało "Mietka" spoczywało na głębokości 2,5 metra, zostało przysypane ziemią, liśćmi, eternitem, było prawie nienaruszone. Wcześniej psy tropiące wskazały to miejsce, ale nie zdecydowano się kopać, bo zwierzęta wyczuwają ludzkie ciało do głębokości półtora metra, a tu było znacznie głębiej. Okazało się, że węch ich nie mylił. Wyniki sekcji zwłok mężczyzny wykazały, że miał połamany mostek i żebra.

- Sam sobie tego nie zrobił - potwierdziła prokuratura. Marzanna B. została skazana przez krakowski sąd na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Mieczysław B. usłyszał wyrok 8 lat pozbawienia wolności. Oboje mieli też oddać zagarnięte pieniądze i naprawić szkody finansowe. Orzeczenie jest już prawomocne.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska