Regularnie podróżując polską koleją bacznie obserwujemy zachodzące zmiany. Jak już informowaliśmy, na wielu trasach nie są już zazwyczaj dostępne bilety w promocyjnych cenach (np. PROMO 30), co zdecydowanie podniosło koszty podróży. Np. na trasie z Krakowa do Rzeszowa jeszcze niedawno można było kupić bilet za 32 złote, obecnie kosztuje ok. 47 złotych. ALE jeśli popełnicie jeden błąd, bilet może kosztować Was nawet 67 złotych!
Z dokładnie taką sytuacją spotkaliśmy się w ostatni weekend. Jako że w internetowym serwisie nie było możliwości zakupu biletu na pociąg odjeżdżający z Krakowa do Rzeszowa tuż po godzinie 14 (niedziela), udaliśmy się bezpośrednio do kasy biletowej na stacji Kraków Płaszów. Tam otrzymaliśmy informację, że... również w kasie nie można kupić biletu.
"W tym pociągu często tak jest, że po sprzedaży pewnej puli biletów sprzedaż jest blokowana również w naszym systemie. Nie mogę więc sprzedać biletu" - informuje nas miła Pani w okienku. "Ale nie ma co czekać na następny, proszę podejść do konduktora, obsługa tego pociągi wie, że taka sytuacja zdarza się regularnie. Można kupić bilet bezpośrednio u konduktora" - radzi.
Tak więc dokładnie robimy. Wsiadamy do pociągu. Już w pierwszym wagonie który odwiedzamy budzi w nas zdziwienie. Są bowiem wolne miejsca siedzące. Tłoku brak.
Niedługo później pojawia się obsługa pociągu. Mówimy, że na dworcu w Płaszowie Pani w okienku nie była nam w stanie sprzedać biletu. Pani konduktor kiwa głową ze zrozumieniem.
- Tak tak, po sprzedaży pewnej puli biletów system jest blokowany. Ale u mnie może Pan kupić bilet - zaznacza, drukuje bloczek i prosi o... 67 złotych.
Pytamy skąd taka cena, bo przecież w kasie bilet normalnie kosztuje 47 złotych.
- Ale 20 złotych to opłata za wydanie biletu w pociągu - tłumaczy.
- Jest pobierana nawet wtedy, gdy nie z naszej winy nie można było kupić biletu na stacji? - pytamy.
"Tak" - słyszymy.
