„Szkoły i nauczyciele narzekają, jak im jest ciężko i źle. A tu, proszę, nie jest tak tragicznie. Też bym chciał, żeby moja dyrekcja dopłaciła mi 2300 zł na wycieczkę na Kanary, ale mam pecha, nie pracuję w budżetówce” - pisze w mailu nasz czytelnik, prosząc o anonimowość.
Sprawdziliśmy u źródła. Faktycznie, szkoła dopłaca do egzotycznego wypoczynku, ale w ramach funduszu socjalnego, który nie może być przekazany na inne cele, np. na zwiększenie płac lub pomoce dydaktyczne dla uczniów. Cała roczna pula wynosi kilkaset tysięcy złotych i pochodzi z poborów samych nauczycieli. Zimowy wypoczynek w letniej aurze pochłonie 50 tys. zł. Nauczyciele mogą zabrać na niego swoich bliskich, ale za nich muszą już zapłacić pełną kwotę, czyli 2900 zł.
- To, w jaki sposób wydajemy pieniądze z funduszu socjalnego, jest nauczycielom każdego roku przedstawiane, oni się na to dobrowolnie godzą, a zatwierdzają to także związki zawodowe. Wszystko odbywa się zgodnie z regulaminem, który mówi, że część funduszu socjalnego ma być przeznaczona na dofinansowanie wyjazdu zorganizowanego przez pracodawcę - tłumaczy Alina Wolska, dyrektor Gimnazjum nr 1 w Rzeszowie.- Oprócz tego w ramach funduszu dofinansowujemy kolonie lub obozy dla dzieci pracowników, pomoc świąteczną w formie bonów, wyjścia do teatru, zapomogi, a także obowiązkowo świadczenie urlopowe, identyczne dla nauczycieli wcałej Polsce - dodaje dyrektor.
Wynosi ono 900 zł. Jak podkreśla Alina Wolska, fundusz jest opodatkowany, a podobny sposób wydawania z niego pieniędzy, tzn. na wyjazdy dla grona pedagogicznego, przyjęły też inne szkoły. Nauczyciele z gimnazjum nr 1 w poprzednich latach byli m.in. w Pradze, na Słowacji i w Bieszczadach. Skąd pomysł na Wyspy Kanaryjskie?
- Bo to jedno z niewielu miejsc, gdzie jest teraz ciepło - tłumaczy Alina Wolska. - Ci, którzy nie chcą jechać na taki wypoczynek, nie dostają rekompensaty w formie pieniężnej, bo fundusz jest uznaniowy, a nie roszczeniowy - dodaje.
I zaznacza, że paradoksem funduszu socjalnego jest nie to, w jaki sposób zostają wydane pieniądze, ale jak są naliczane. Bo tu obowiązuje zasada: im wyższy zarobek, tym wyższy odpis procentowy. Ci, którzy zarabiają więcej, automatycznie dostają więcej z funduszu. Z kolei emerytom pracującym kiedyś w szkole należne pieniądze nalicza się od emerytury.
- Można sobie wyobrazić, jak jest w ministerstwie, gdzie pobory są na poziomie 8-10 tys. zł, a jaką emeryturę ma emerytowana sprzątaczka lub kucharka - mówi dyrektor. - Osobiście nie jestem zwolenniczką funduszu w takiej formie, bo za-wsze są niezadowoleni.