Odbudowa Ukrainy to szansa dla polskich firm

Złożył przysięgę AK
Rocznik 1904. Przed wojną był czeladnikiem piekarskim. Ożenił się ze Ślązaczką i to zaważyło na dalszym jego życiu. Podczas okupacji kobieta podpisała volkslistę, a co gorsza, posłała ich syna do Hitlerjugend. Badylak rozwiódł się i złożył przysięgę AK.
Po wojnie odebrał byłej żonie dziecko i osiadł w Żarowie na tzw. ziemiach odzyskanych. W miasteczku pod Świdnicą wrócił do zawodu sprzed wojny - założył piekarnię. Upadła jednak wskutek podatków nałożonych przez komunistów. Do tego ubecja szantażowała syna Badylaka, wykorzystując jego przynależność do młodzieżówki NSDAP. Ostatecznie wstąpił w szeregi Informacji Wojskowej, czyli komunistycznego kontrwywiadu, ścigającego m.in. żołnierzy AK. Takich jak jego ojciec.
Informacje o zbrodni katyńskiej Badylak miał z pierwszej ręki
Badylak przeniósł się do Krakowa i ożenił z Ireną Sławikowską, której pierwszy mąż, Eugeniusz, oficer artylerii z Wołynia, został wiosną 1940 r. zastrzelony przez NKWD. Kula w tył głowy. Informacje o zbrodni katyńskiej Badylak miał więc z pierwszej ręki. I lubił dyskutować na tematy polityczne.
W wydanych w 2011 r. wspomnieniach - zatytułowanych "W czasach c.k. monarchii i później" - siostra Eugeniusza, Lilly Sławikowska, pisała o Badylaku: "Wal był pogodnym, dobrym i serdecznym człowiekiem. Bardzo kochał Irenę. Samospalenia dokonał pięć lat po jej nagłej, tragicznej śmierci".
Z metalowej tabliczki z wyrytym napisem, którą znaleziono na szyi Badylaka, wynikało, że oddał życie "za Katyń, za demoralizację młodzieży, za zniszczenie rzemiosła". Miał 76 lat.
Nazajutrz "Dziennik Polski" pisał o samobójstwie w krótkiej informacji, podanej za Polską Agencją Prasową: "Ustalono, że zmarły od wielu lat był leczony z powodu chronicznej choroby psychicznej". Taką łatkę, fałszując badania lekarskie, przypięła Badylakowi pośmiertnie Służba Bezpieczeństwa.
Nie mógł żyć w kłamstwie
"Kochani, jeśli tam nie ma nicości, a są duchy bratnie, będę was wspomagał, a w chwilach szczególnych odczujecie moją obecność" - tak brzmiało ostatnie przesłanie Badylaka. W miejscu, w którym spłonął, krakowianie od razu zaczęli składać wiązanki kwiatów i palić znicze. Zwykle pod osłoną nocy zabierali je, jak to w PRL-u bywało, "nieznani sprawcy", czyli najpewniej tajniacy z SB. Komuniści nie mogli pozwolić, by krakowianie oddawali hołd człowiekowi, który w tak jawny sposób wystąpił przeciwko władzy.
Tablica upamiętniająca Badylaka i jego czyn wmurowana została w płytę Rynku dopiero w 1990 r. Poświęcił ją jego wnuk, ks. Wojciech Badylak. Studzienkę odnowiono w 2004 r. Widnieje na niej sentencja: "Nie mógł żyć w kłamstwie, zginął za prawdę".
- Osiedlowa "anakonda". Tak wygląda najdłuższy blok w Krakowie
- Idealny na wiosenne spacery! Mamy najdłuższy park w Polsce! Gdzie koniec?
- Zrujnowany Kazimierz, szare Stare Miasto. Pamiętacie jeszcze taki Kraków?
- Tak mieszkają najbogatsi w Krakowie. Luksusowe domy i mieszkania na sprzedaż!
- 9 lekarzy z Krakowa wśród najbardziej wpływowych osób w polskiej medycynie