- Myślałem, że to mgła, ale gdy poczułem ostry zapach dymu, zjechałem na pobocze - relacjonuje Mieczysław Twaróg. - Wtedy usłyszałem, że ktoś wzywa pomocy.
Wbiegł w dym i po chwili zobaczył dom ogarnięty płomieniami. 58-letnia kobieta była zamroczona, dopiero po chwili wydusiła, że w budynku... jest jej mąż. Pan Mieczysław wszedł tam na czworakach. Gdy wyczuł ciało chwycił za ubranie i wyciągnął ofiarę na zewnątrz. Pomógł mu nieznajomy mężczyzna, który podobnie jak on zatrzymał auto i pobiegł na ratunek.
Gdy 67-latek odzyskał przytomność, przypadkowi ratownicy wypchnęli jeszcze z pobliskiego garażu auto i quada, wydobyli też z ogarniętej ogniem stodoły butle z gazem.
Mieszkańcy sąsiednich budynków przynieśli buty i kurtki dla pogorzelców, którzy stali na chłodzie boso i w piżamach.
Mieczysław Twaróg zaczekał na przyjazd karetki, po czym wrócił do domu. Na pociąg do Krakowa nie zdążył. - Ważne, że mogłem pomóc, a termin wizyty u lekarza zawsze można przełożyć - mówi mężczyzna. - Na moim miejscu pewnie każdy zrobiłby to samo.
Pogorzelcy lekko podtruci dymem trafili do szpitala. Ich dom spłonął doszczętnie. Przyczyny pożaru teraz badają biegli.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+