Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niekonwencjonalny nauczyciel: Winni są urzędnicy, a klucze zabijają kreatywność

Maria Mazurek
Bogusław Kołcz: Dobry nauczyciel musi mieć coś, co trudno zdefiniować. Powołanie. Już w 1912 roku Jan Władysław Dawid pisał, że podstawą zawodu pedagoga jest pasja.
Bogusław Kołcz: Dobry nauczyciel musi mieć coś, co trudno zdefiniować. Powołanie. Już w 1912 roku Jan Władysław Dawid pisał, że podstawą zawodu pedagoga jest pasja. fot. Stanisław Śmierciak
Podstawą zawodu nauczyciela jest pasja. Nie chodzi o to, żeby na 45 minut zagryźć zęby i liczyć, że żaden uczeń nam kubła na głowę nie założy - mówi polonista Bogusław Kołcz z Nowego Sącza.

Jako uczeń lubił Pan szkołę?
Bałem się jej trochę. Pamiętam, że na drzwiach sekretariatu był napis "uczniowie przyjmowani są pojedynczo". Zawsze bałem się wejść - bo skąd miałem wiedzieć, czy ktoś już jest w środku, czy będę tym "pojedynczym"? Obiecałem sobie, że u mnie w szkole tak nie będzie. Że sekretariat będzie dla uczniów. Nieraz przychodzi ktoś z kuratorium albo z urzędu miasta i musi poczekać aż porozmawiam z uczniem.

Zdziwiłam się właśnie, jak podeszła do Pana ta dziewczynka zgłosić, że zepsuł się pojemnik na mydło w łazience.
Czemu?

Że nie boi się przychodzić do dyrektora z taką sprawą.
Dzieci nie powinny się bać dyrektora. Nie na tym się buduje autorytet.

A na czym?
Na pokazywaniu im świata. Uczeniu emocji. Na wzajemnym szacunku. Jako polonista zabieram ich do pracowni, gdzie prowadzę zajęcia z poezji. Gaszę światło, zapalam świece i puszczam im poezję śpiewaną. O miłości, o patriotyzmie. Potem z nimi rozmawiam - czym jest dla nich ojczyzna? Czy byliby w stanie zostawić dom i jak niegdyś ich rówieśnicy walczyć o Polskę? Nie boję się pokazywać własnych emocji. Nie uważam, że nauczyciel zostawia swoje życie za drzwiami, że ma być aktorem. Żeby przemówić do młodzieży, żeby wybić ich z obojętności, trzeba być autentycznym. Może na początku czasem podchodzą do tego cynicznie, myślą: co ten stary facet gada? Ale potem coś w nich pęka.

Pan zabiera też młodzież na wycieczki.
Bardzo często. Szczególnie na Kresy, bo tam jest kawał naszej historii. Ale też do Ziemi Świętej, Włoch, Stanów, Katynia, albo do St. Petersburga, śladami Dostojewskiego. Do takich wypraw trzeba oczywiście odpowiednio ich przygotować. Kiedy jechałem z młodzieżą do Florencji, opowiedziałem im, że ludzie z całego świata przyjeżdżają tu specjalnie dla jednego obrazu - "Narodzin Wenus" Botticellego. Wie pani, młodzież normalnie odwiedziny w muzeum traktuje jak konieczny obowiązek, by zaraz pójść do wesołego miasteczka czy na dyskotekę. Moja młodzież stała bez gadania sześć godzin w kolejce, ciesząc się, że zaraz zobaczy to słynne dzieło. A kiedy po tych sześciu godzinach przyszła nasza kolej, pracownica muzeum oświadczyła, że nas nie wpuści, bo młodzież czasami odchodziła z kolejki. Myślałem, że się popłaczę.

Wróciliście do hotelu?
Zaproponowałem to uczniom. Ale oni odpowiedzieli, że nie, że przyjechaliśmy tu po to, żeby ten obraz zobaczyć. I zdecydowali, że raz jeszcze staną w tej gigantycznej kolejce. Albo kiedy byliśmy nad jeziorem Świteź, czytaliśmy "Świteziankę". Młodzież sama wymyśliła, żeby zrezygnować z noclegu w hotelu i spędzić tę noc nad jeziorem. Zmarzliśmy, niemiłosiernie pogryzły nas komary. Ale zostały wspomnienia nocy spędzonej nad jeziorem.

Czyli dziś młodzież nie jest taka zła, jak się mówi?
Młodzież jest taka, jaką ją ukształtujemy. I ile pasji jej przekażemy.

Nauczycielom przeważnie rzadko się chce.
Prawda. Dla niektórych nawet wyjście z młodzieżą do kina to wielki wyczyn. A przecież edukacja nie polega na tym, by posadzić uczniów w ławkach i jakoś odbębnić program. Dzieciaki więcej nauczą się na takiej kilkudniowej wycieczce niż przez semestr nauki w szkole. Pamiętam, jak po studiach poszedłem uczyć polskiego do liceum. Pełen ideałów, energii. Kombinowałem bilety, autobus, żeby uczniów zabrać do Krakowa do teatru. Ale napotykałem na mur. "Przecież uczniowie nie mogą tracić lekcji biologii, fizyki" - słyszałem od dyrektora.

Wkurzało to Pana?
Bardzo. Właśnie dlatego zaraz po transformacji ustrojowej, kiedy dostałem propozycję, by zostać dyrektorem liceum, przyjąłem ją bez wahania. Miałem zaledwie 27 lat. Zrobiłem to, by być lepszym polonistą. Żeby, jak mówił Gombrowicz, z niemożności stworzyć możność.

Udało się?
Tak. Choć nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, ile innych obowiązków na mnie spadnie. Że już nie będę mógł poświęcić się tylko uczeniu młodzieży - bo przecież jestem teraz odpowiedzialny też za innych nauczycieli, muszę zadbać, by pieniądze były dobrze wydawane, żeby było czysto, żeby w łazienkach nie śmierdziało.

Czy mało jest dobrych nauczycieli?
Nie chciałbym oceniać kolegów po fachu, ale powiem jako pracodawca, dyrektor szkoły: kiedy prowadzę rozmowy, chcąc zatrudnić nowego nauczyciela, niektórzy kandydaci nie są mi w stanie nawet odpowiedzieć na pytanie, czemu chcą być nauczycielami. A inni, nawet zgłaszając się do nas na odbycie praktyk, mają nadzieję, że po prostu podpiszę im papierek, a lekcji w ogóle nie będą prowadzić.

Jaki powinien być dobry nauczyciel?
Już w 1912 roku Jan Władysław Dawid w "O duszy nauczycielstwa" pisał, że podstawą zawodu pedagoga jest pasja. Dobry nauczyciel musi mieć coś, co trudno zdefiniować. Powołanie.

Zawód nauczyciela może kusić i kogoś bez powołania. Bo długie wakacje, bo niewiele godzin pracy. Przy założeniu, że za bardzo nauczyciel się nie stara - też nie najgorsze zarobki.
Tylko że bycie nauczycielem nie polega na tym, żeby jakoś zagryźć przez te 45 minut zęby i liczyć na to, że żaden z uczniów nam kubła na głowę nie założy. Przynajmniej - nie powinno.

Młodzież bywa złośliwa wobec nauczycieli? Łapie za słówka, próbuje przyłapać na niewiedzy?
Jeśli nie czuje autorytetu. Osobiście, jeśli nie potrafię uczniom odpowiedzieć na pytanie, mówię po prostu, że to sprawdzę. Potrafię przyznać się do błędu. Natomiast nauczyciel musi być świetnie przygotowany, również od technicznej strony. Jeśli puszczam im coś z płyt, muszę sobie to wszystko wcześniej przygotować, a nie potem przez kwadrans użerać się przed nimi np. z odtwarzaczem CD. Jeśli uczniowie widzą u nauczyciela nieporadność, to w jednym momencie pada nawet najlepszy plan.

Kiepski poziom szkolnictwa w Polsce to tylko wina nauczycieli?
Przede wszystkim - to wina urzędników. A konkretniej: koszmaru podstaw programowych i wszechobecnych kluczy. One zabijają kreatywność nauczycieli. 20 lat temu mogłem pozwolić sobie na większą swobodę, sam wybrać młodzieży lektury, długo z nimi dyskutować, zarażać miłością do literatury. Dziś matura jest sprawdzana według określonych kluczy. Nawet pojawiło się w metodyce pojęcie "wstrzelić się w klucz", co już samo w sobie jest absurdalne. I co z tego, że będę jeździł z młodzieżą po świecie, że będę z nimi dyskutował, że wykształcę wrażliwych, mądrych ludzi? Tego klucz nie premiuje.

Pamiętam, jak na maturze dostałam do interpretacji opowiadanie Iwaszkiewicza "Wiewiórka". Potraktowałam tę wiewiórkę jako metaforę końca żałoby, symbol przemian...
Dobrze pani kombinowała. Takie metafory są u Iwaszkiewicza typowe.

Ale w kluczu było napisane po prostu, że "kontakt z przyrodą uszczęśliwia człowieka". Ledwo zdałam.
Sama pani widzi. Ja miałem z kolei bardzo zdolną uczennicę, świetnie piszącą. Na maturze dostała "Nad Niemnem". Ucieszyła się, bo była w grupie młodzieży, z którą ja rzeczywiście byłem nad Niemnem; czytaliśmy tam utwór Orzeszkowej, odwiedziliśmy grób Bohatyrowiczów, spotkaliśmy się z ich potomkami. Jestem pewny, że nie było w Polsce drugiego ucznia tak świetnie przygotowanego do tego tematu jak ona. Opisała to wszystko.

Jak wyszło?
Jak u pani. Taki system promuje sztampowe myślenie. Uczniów i nauczycieli.

Innych przedmiotów to też dotyczy?
Tak. Mam tu w szkole świetnie wyposażoną pracownię chemiczną: różne preparaty, odczynniki. Zapytałem chemika, czemu z nich nie korzysta. Odpowiedział, że to nie zwiększy szansy uczniów na dostanie się na studia. I że musi w pierwszej kolejności realizować program. I zamiast wychować ucznia na człowieka chłonnego, ciekawego świata, który potrafi korzystać ze źródeł, tłucze się dzieciom do głowy budowę pantofelków. Albo wszystkie dopływy rzek.

A co Pan myśli o maturze z matematyki?
Jako polonista uważam, że najważniejsze jest wychowanie humanistyczne. Żeby uczniowie lubili czytać, potrafili dobrze pisać, by byli wrażliwi na świat. Ale rozumiem matematyków, którzy alarmują, że ludzie nie potrafią przeliczyć reszty w sklepie albo wypełnić zeznania podatkowego. Natomiast według mnie można dyskutować nad wymaganiami na tej maturze. Bo jeśli ktoś nie myśli o studiach ścisłych, to mam wątpliwości, czy musi różniczkować.

Pan całe życie był dyrektorem liceum, później również gimnazjum. Jednak trzy lata temu otworzył Pan w swojej szkole podstawówkę. Po co?
Dla młodego nauczyciela to był prestiż uczyć w liceum. Ci, kórzy trafiają do podstawówek, są traktowani jako pedagodzy gorszej kategorii. Ale rodzice zgłaszali zapotrzebowanie, by powstała tu podstawówka. Dziś rozczulam się na samo słowo "sześciolatki". Te dzieciaczki zastępują mi dzieci i wnuki, których nie mam.

Wielu ludzi uważa, że pomysł z posłaniem sześciolatków do szkół nie był zbyt trafiony.
Bo wiele szkół nie jest gotowych na ich przyjęcie. Widzę, że sześciolatki się szybciej męczą, więcej płaczą. I wymagają innego podejścia, bardziej sprzyjającej atmosfery, małych klas. U mnie udało się to stworzyć, ale jesteśmy szkołą niepubliczną.

Jakie jest u was czesne?
350 złotych miesięcznie za gimnazjum i liceum, 380 zł - za podstawówkę. Ale 20 proc. uczniów czesnego nie płaci. Mamy różne stypendia, porozumienie z miastem. Jeśli kogoś nie stać na naszą szkołę, nie jest tak, że go wyrzucamy. Poza tym mamy osiem godzin tygodniowo angielskiego w szkole - drożej by wyszło posłać dzieci na tyle godzin angielskiego w szkole językowej! Mamy też klasy, w których jest 23 uczniów, a mają nawet po 11 profili. Co oznacza, że niektóre zajęcia prowadzone są nawet dla jednej osoby. Ja z tych pieniędzy jestem bardzo dokładnie rozliczany. Rodzice patrzą mi na ręce. Znacznie bardziej niż gdy prowadziłem szkołę publiczną.

Rodzice traktują szkołę jako placówkę usługową?
Do pewnego stopnia szkołę trzeba tak traktować. Dlatego słucham głosów uczniów i rodziców. Jak zrobiła się moda na hiszpański, zacząłem szukać iberysty. Jeśli chcą realizować program zgodnie z wymaganiami jakiejś wyższej uczelni - dostosowuję się. Ale w tym wszystkim nie można zapomnieć o jednym - szkoła ma przede wszystkim wychowywać. Na dobrych, mądrych ludzi.

Bogusław Kołcz, urodzony w 1963 roku w Nowym Sączu. Polonista, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, dyrektor Akademickiego Zespołu Szkół w Nowym Sączu (zwanych w tym mieście po prostu "szkołą Kołcza"), a wcześniej - publicznego IV Liceum Ogólnokształcącego w Nowym Sączu. Współautor podręczników (m.in. wielokrotnie wznawianych "Barw epok" do nauczania języka polskiego w liceum), autor książek o Nowym Sączu, pasjonat Kresów. Posiada najwyższy stopień nauczycielski - "profesora oświaty", nadawany przez ministra edukacji.

Znany z niekonwencjonalnego podejścia do nauczania. W piwnicach szkoły utworzył "Izbę Lwowską": minimuzeum prezentujące historię Kresów. W szkole jest też małe muzeum prezentujące historię Sądecczyzny i sala filmowa, gdzie prowadzi zajęcia z filmu (szczególnie z klasyki - rozdaje uczniom płyty z filmami "Rzymskie wakacje" czy "La dolce vita").

Kiedy kierowane przez niego publiczne liceum miało być wyrzucone ze swoich murów, uczniowie (pod nieobecność dyrektora, który był wtedy w Rzymie), wyszli na sądeckie ulice strajkować. To był pierwszy taki przypadek w historii kraju.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska