Co bardziej złośliwi twierdzili, że zamiast iść nad Ropę, wianki będzie można puszczać na kałużach, które zaczęły tworzyć się w skansenie. Narzekali głównie panowie. Panie, a właściwie panny wzięły sprawy w swoje ręce. W końcu tyle pracy przy pleceniu wianków nie mogło pójść na marne. Zwłaszcza że miały się czym pochwalić – kwietne ozdoby na ich głowach były jak magnesy.
Przyciągały oko z daleka, nawet przez fontanny padające z nieba. Dziewczyny, nie bacząc na aurę, wyszły przed chałupy, wprost na łąkę. I jak gdyby nigdy nic, zaczęły tańczyć, śpiewać, chłopców zagadywać. Ci wkrótce ruszyli do nich – zaczęły się żarty, pokrzykiwania, zaloty – w końcu noc to noc miłości. Im piękniej tańczyły, tym deszcz słabł. W końcu ustał. Zaczęła się zabawa. Panny szukały kwiatu paproci, chłopcy próbowali pokazać, że kosa im niestraszna.
Pracować w polu potrafią, nawet „rogola” na kopę siana potrafią obsadzić. Później barwny korowód zszedł nad Ropę. Przy rozpalonym ognisku śpiewy i tańce były coraz bardziej swobodne. Zaczęły się popisy – skoków przez ogień. Panie nie pozwoliły zostawić się w tyle. Pokazały, że się nie boją i też potrafią.
Prawdziwe szaleństwo zaczęło się jednak w trakcie rzucania wianków do falującej wody. W każdego z kawalerów wstąpił duch zdobywcy – kwietne ozdoby głowy zostały w mig wyłowione. Co sprytniejsi, mieli ich po kilka. W nurtach Ropy wylądowało kilka dziewczyn. Spokojnie, nikomu nic się nie stało!
Organizatorzy – Ośrodek Kultury Gminy Gorlice oraz Skansen Wsi Pogórzańskiej – dali dowód, że czasem sukces imprezy tkwi w prostocie. Choć deszcz przepłoszył wielu widzów, to nikt z tych, którzy wytrwali do końca nie żałował przemoczonej głowy i ubrania.
