To właśnie z tego zakładu w ostatnich dniach wypuszczana była bezpośrednio do rzeki śmierdząca ciecz. Proceder mieszkańcy uwiecznili na zdjęciach i na filmie. Sprawą zajmą się służby sanitarne.
Łąkta Górna to niewielka miejscowość położona na południu powiatu bocheńskiego. Ostatnio kojarzy się jednak nie z pięknymi widokami, lecz z przykrym zapachem.
- Gdy ludziom tłumaczę, gdzie mieszkam, zaraz słyszę: "a, to tam, gdzie śmierdzi" - mówi Jerzy Trzeciak. Śmierdzi tu potwornie. Przeważnie w nocy. Fetor czują mieszkańcy kilkunastu domów zlokalizowanych wzdłuż Potoku Saneckiego. Do niego właśnie oczyszczalnia ścieków systematycznie wypuszcza śmierdzącą i brudną ciecz. Mieszkańcy twierdzą, że takie praktyki są tu częste. Zapewniają, że to wszystko dzieje się najczęściej pod osłoną nocy lub podczas większych deszczów, kiedy woda w potoku przybiera i łatwo jest ukryć tego typu praktyki.
- Już wiele razy interweniowaliśmy, aby przestali nas truć. Nic to jednak nie pomogło - mówi mieszkanka Genowefa Adamczyk.
Kilka dni temu pracownicy oczyszczalni wypuścili tak dużo śmierdzącej cieczy, że potok zabarwił się na całej szerokości.
Mieszkańcy nakręcili film i przesłali go do głównego inspektora ochrony środowiska. - Widziałem nagranie i przyznam się, że jestem zszokowany - powiedział nam Ryszard Górny z GIOŚ. Uważam, że to niedopuszczalne, by bezpośrednio do rzeki były wpuszczane takie trujące nieczystości.
- Nie znam dobrze tej sprawy, ale na pierwszy rzut oka mogę powiedzieć, że tym powinna się zainteresować prokuratura - przekonuje. Przedstawiciel GIOŚ obiecał, że sprawą się zajmie.
- Czekam jeszcze na oficjalne zawiadomienie od mieszkańców - dodaje. Wiesław Dudziak, dyrektor oczyszczalni, z którym udało się nam porozmawiać, nie krył, że oczyszczalnia wypuściła do rzeki nieczystości.
- Nie mieliśmy wyjścia, po ostatnich ulewach wylały nam baseny, w których przetrzymywane są ścieki. Stąd problem - tłumaczy. Dodaje, że zakład, którym kieruje, został wybudowany wiele lat temu i teraz jest przestarzały. Stanisław Wątroba, sołtys Łąkty potwierdza, że "dawniej nic tu nie śmierdziało, ale też zakład przyjmował dużo mniej ścieków niż w tej chwili". Dziś, mimo przestarzałej technologii, oczyszczalnia ścieków obsługuje nie tylko mieszkańców, ale także duże zakłady z okolicy.
- Na pewno trzeba będzie to ograniczyć - deklaruje Jerzy Błoniarz, wójt Żegociny. W ub.r. w zakładzie zmodernizowano część mechaniczną. Unowocześnić trzeba jeszcze część technologiczno-biologiczną. To inwestycja, która pochłonie kilka milionów złotych. - Będziemy to robić, musimy tylko zdobyć fundusze, może nas wspomoże Fundusz Ochrony Środowiska - dodaje Błoniarz.
Na Smykowie także śmierdzi
Z podobnym problemem mają do czynienia także mieszkańcy Smykowa. Od wielu lat skarżą się na fetor, który wydobywa się ze zlokalizowanej w pobliżu ich domów oczyszczalni. W tym przypadku jest jednak światełko w tunelu. MPWIK, do którego należy oczyszczalnia, będzie modernizować zakład. Inwestycja, która pochłonie ponad 60 mln zł, ma być hermetyczna. To oznacza, że mieszkańcy z okolicy nie będą musieli dłużej wąchać nieprzyjemnych zapachów.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+