Piłkarze Niwy przegrali jesienią tylko cztery spotkania, ale zdecydowanie za dużo mieli remisów, bo aż osiem. - Podziały punktów traktowałem w kategoriach straty dwóch punktów niż zdobycie jednego – Kamil Żmuda, trener Niwy, jasno stawia sprawę. - Nie chciałbym kłopotami kadrowymi tłumaczyć się z wyników poniżej oczekiwań. Sam zresztą także doznałem kontuzji, która wyłączyła mnie z gry, a - przychodząc do klubu - miałem być grającym szkoleniowcem. Dla mnie najbardziej irytujące było to, że nie potrafiliśmy na boisku udokumentować golami swojej piłkarskiej przewagi. Przecież doświadczenie i spokój przed bramką rywali powinny być naszymi atutami. Wszak przez kilka ostatnich lat nieprzerwanie występowaliśmy na szczeblu wojewódzkim.
Często z gry wypadał Mariusz Piskorek, na którego liczyli kibice. Jego atutami były szybkość i zdolność do zdobywania decydujących goli. Tymczasem z gry wyłączyły go nie tylko urazy, ale przede wszystkim czerwone kartki. Stracił sześć spotkań, czyli blisko jedną trzecią rundy. _- Dla nas nawet własne boisko nie było atutem, bo po raz pierwszy od roku udało nam się na nim wygrać dopiero na koniec rundy jesiennej _– podkreśla trener Żmuda.
Przygotowania do wiosny zaplanowano w klubie na 14 stycznia. Szkoleniowiec liczy na powrót po kontuzji Przemysława Tlałki. Niwa kończyła jesień w „trzynastkę”. Taką skromną kadrą trudno będzie wytrzymać fizycznie wiosnę, w której będą się przecież kumulować absencje wynikające z kumulacji kartek.
Tymczasem w połowie sezonu trudno pozyskać zawodników. Niwa szukała ich także u lidera, w Oświęcimiu, ale nic z tego nie wyszło. Trener Kamil Żmuda poszukuje głównie obrońcy.